Pisząc w środę tekst o Nigelli Lawson popełniłem błąd. Błąd, na którym już kilka razy się łapałem, ale nigdy nie powodował on takich konsekwencji. Być może dlatego nie uniknąłem go tym razem. Zapomniałem, że to, co dla mnie jest oczywiste, nie musi być oczywiste dla moich czytelników. Pozwólcie więc, że teraz dopowiem to, co powinno znaleźć się w poprzednim tekście, a pozostało tylko w mojej głowie.
Nigella Lawson, znana gospodyni programów kulinarnych i autorka książek padła ofiarąprzemocy ze strony swojego męża, milionera i mecenasa sztuki Charlesa Saatchiego. W środę opisałem, jak brutalne zachowanie mężczyzny zaszkodzi starannie budowanemu wizerunkowi Lawson. Komentatorzy pod tekstem zarzucają mi, że składam winę na znaną w Wielkiej Brytanii i wielu innych krajach gospodynię programów kulinarnych, a usprawiedliwiam jej męża. Zapewniam, że to, co zrobił Saatchi napawa mnie największym oburzeniem i obrzydzeniem. Wydawało mi się to tak bardzo oczywiste, że być może nie zaznaczyłem tego wyraźnie w tekście.
Przepraszam tych, którzy poczuli się tekstem urażeni. Zapewniam jednak, że czytając ich komentarze zgadzam się z oceną sytuacji Nigelli Lawson. Jednak nie mogłem w tekście pominąć faktów, które pojawiają się w jej życiu. Jak na przykład ten, że to John Diamond pomógł jej w spełnieniu swojej kulinarnej pasji. Oczywiste jest jednak, że wszystko co osiągnęła, to wyłącznie jej zasługa, a wydawcę swojej książki kulinarnej mogła spotkać równie dobrze wychodząc na drinka z koleżanką. Kolejnym faktem, którego w żaden sposób nie oceniłem, jest związanie się z Saatchim krótko po śmierci Diamonda – po prostu przytoczyłem znany powszechnie fragment jej życia.
Jedna z komentatorek przekonuje, że wspominam o często wyzywających kreacjach Lawson, by złożyć część winy na nią. To dziwne, że daje się wtłoczyć w ramy, którymi operuje prof. Krystyna Pawłowicz z Prawa i Sprawiedliwości. Stanowczo nie zgadzam się z poseł Pawłowicz, która przekonuje, że kobiety są same winne popełnianych na nich gwałtów, bo ubierają się wyzywająco. To nonsens jakich mało.
Wytykane przez komentatorów wspomnienie o "wyzywających strojach Lawson" jest tylko przytoczeniem dość powszechnych opinii. A mówią one dość otwarcie, że dziennikarka wykorzystuje swoje atrybuty, by przyciągnąć męską część widowni. Jak już wspomniałem, o samej Lawson miałem nikłe pojęcie, nigdy nie śledziłęm na bieżąco jej programu. Pisząc o zalotnym stylu bycia przed kamerą stwierdziłem jedynie to, co widać na filmikach. Do podobnych wniosków dochodzą widzowie i dziennikarze np. "Daily Mail", którzy piszą o tym tutaj i tutaj, a także "The Age".
Drugim ważnym składnikiem wizerunku jest wspomniane kilkakrotnie w tekście miano "domowej bogini", na które wpływał między innymi szczęśliwy związek. Lawson wiele swoich programów nagrywała w domu. Na antenie pojawiały się dzieci, a raz nawet jej mąż, który jest znany odludkiem. Dlatego skandaliczne zachowanie Saatchiego zaszkodzi medialnemu wizerunkowi. I to on ponosi za to winę. Saatchi zniszczył nie tylko prywatne życie Lawson, ale i mocno nadszarpnął jej karierę zawodową.
Mam nadzieję, że biznesowi partnerzy odwrócą się od niego, tak jak sponsorzy zrywają kontrakty reklamowe z gwiazdorami sportu zamieszanymi w romanse. Tutaj sprawa jest znacznie poważniejsza, oczekuję więc, że konsekwencje będą odpowiednio większe.
Obawiam się jednak, że ze względu na zgoła różną specyfikę pracy Lawson i Saatchiego, to ona bardziej straci. Nieco dziwi mnie, że pokrzywdzona nie wniosła oskarżenia przeciwko mężowi. Za to co zrobił powinna go spotkać nie tylko infamia, ale i odpowiednia kara. On tymczasem pozwala sobie na nazywanie swojego zachowania niewinnymi żartami.
Nie uważam, jak wicepremier Nick Clegg, że to "drobnostka" i nie należy się nią zajmować. Nie miałem pojęcia kim dokładnie jest Nigella Lawson, ale kiedy dowiedziałem się co robi i jak popularna jest w Wielkiej Brytanii, nabrałem przekonania, że jej osobista tragedia może stać się przyczynkiem do dyskusji. Chociażby takiej, jaka przetoczyła się przez nasze media kiedy Katarzyna Figura wyznała, że była bita przez męża.
Dlatego wkurza mnie, że brytyjskie media podążają raczej śladem wyznaczonym przez tabloidy, a nie poważne opinie. Zamiast zajmować się tym, czy Lawson wyszła z domu bez obrączki i za ile wynajmuje apartament po wyprowadzce, dziennikarze na Wyspach powinni skupić się na problemie przemocy domowej. Tłumaczyć swoim czytelnikom, że nie jest ona tylko cechą ludzi ze społecznego marginesu, którzy mają problem z alkoholem, narkotykami, pieniędzmi i przeszłość kryminalną. Mam nadzieję, że właśnie tym powodowani byli komentatorzy, którzy negatywnie ocenili mój poprzedni artykuł.
Człowiek uczy się przez całe życie. Dziękuję więc za cenną lekcję dziennikarstwa.