Michael Jackson nie spał przez 60 dni? Takie rewelacyjne ustalenia właśnie pojawiły się trakcie ostatecznej próby wyjaśnienia okoliczności śmierci Króla Popu. Według zeznań dr. Charlesa Czeislera z Harvard Medical School, Michael Jackson był jedynym przypadkiem w jego wieloletniej karierze, w którym z całą pewnością można stwierdzić, że gwiazdor praktycznie nie spał przez dwa miesiące. Nawet gdyby nie zabiły go leki, mógłby umrzeć kilka dni później.
Charles Czeisler wie, co mówi. To doświadczony i ceniony ekspert w dziedzinie problemów ze snem, z którego wiedzy korzystają głównie CIA i NASA. Tymczasem w sprawie Michaela Jacksona lekarza zszokowało, że według najnowszych ustaleń, piosenkarz przez kilkadziesiąt dni przed swą tragiczną śmiercią nie mógł zapaść podczas snu w fazę REM.
To ten moment podczas snu, gdy nasz oddech robi się szybszy, zwiększa się częstotliwość bicia serca, a gałki oczne dynamicznie poruszają się we wszystkie strony. W czasie przeciętnego snu faza REM trwa kilkadziesiąt minut i wówczas pojawiają się nasze senne marzenia, a organizm się regeneruje.
Faza REM, czyli najlepsza regeneracja
Sen w fazie REM gwarantuje też najlepszy odpoczynek organizmu. Jest po prostu konieczny do tego, by się wyspać. Eksperci przekonują, że na początku naszego życia ten rodzaj snu stanowi aż połowę nocnego odpoczynku. Z wiekiem dojrzewające osoby potrzebują go znacznie mniej, ale żyć bez niego właściwie się nie da.
Kiedy śnimy w fazie REM, nasz mózg pracuje na wysokich obrotach, ale jednocześnie w ten właśnie sposób regeneruje się po całym dniu świadomej pracy. Zdaniem specjalistów zajmujących się badaniem snu, faza REM jest także konieczna do tego, by lepiej kojarzyć i zapamiętywać fakty. Zwiększona praca wykonywana przez nasz mózg w fazie REM pozwala mu się zregenerować, ale pełni też inną bardzo ważną funkcję. Wielu naukowców uważa, że to dzięki tej fazie zapamiętujemy na długo informacje, z którymi zetknęliśmy się w ciągu dnia.
U zdrowego człowieka schemat snu wygląda więc tak, że im więcej się śpi, tym dłuższa faza REM. W rezultacie w ciągu dnia pracy lub nauki, wyspani osiągamy zwykle lepsze rezultaty. Zaburzenia tej fazy snu prowadzą tymczasem głównie do zaburzeń pamięci. Kiedy się nasilają, pojawia się także zwiększona drażliwość i napady lękowe.
Murray zastosował nowatorską terapię?
Tych objawów nie musiało brakować przygotowującemu się do wielkiego powrotu na scenę Michaelowi Jacksonowi. Własnie dlatego jego osobisty lekarz dr Conrad Murray miał przez kilkadziesiąt kolejnych dni podawać gwiazdorowi propofol, który służy w medycynie głównie anestezjologom. Skutecznie usypia, ale w ilościach przyjmowanych przez Jacksona mógł stać się prostą receptą na śmierć. Conrad Murray broni się dziś twierdząc, że faszerował swojego pacjenta propofolem w ramach nowatorskiej terapii bezsenności.
Wbrew pozorom, dr Charles Czeisler nie twierdzi jednak, że Michael Jackson żyłby dziś, gdyby nie kontrowersyjna terapia Murray'a. W ocenia eksperta, Króla Popu równie szybko mogłaby zabić bowiem bezsenność, na którą cierpiał. Jak tłumaczy Czeisler, zaburzenia fazy REM u Jacksona najlepiej można porównać do jedzenia papierowych granulek w ramach obiadu. Żołądek czułby się wówczas nasycony, ale organizm nie zasiliłaby żadna substancja odżywcza.
Nie znaczy to jednak, że Michela Jacksona nie można było już wówczas uratować. Charles Czeisler podkreśla bowiem, że kuracja propofolem w żaden sposób nie mogła zapewnić Jacksonowi snu w fazie REM. Pomoc w leczeniu tych zaburzeń mogli zaoferować mu jednak specjaliści zajmujący się leczeniem bezsenności, a piosenkarz mógł sobie pozwolić na zatrudnienie najlepszych. Wolał jednak zaufać wieloletniemu przyjacielowi.
Dokładnie po trzech latach od śmierci Michaela Jacksona nie znaleziono postaci, która mogłaby go zastąpić na tronie. Trwa obieg informacji ginących w morzu kolejnych, a żaden "news" nie przynosi wizerunku tak samo utalentowanej i wyjątkowej osobowości. (...) Na kolejnego "Króla" - powinniśmy mieć tego świadomość - trzeba będzie poczekać. CZYTAJ WIĘCEJ