Młode działaczki PiS znane jako "aniołki Kaczyńskiego" wróciły: organizują debatę i uruchamiają portal, gdzie chcą dyskutować o problemach młodych ludzi. Same też mają problem: drugi raz dały się dały się potraktować jak zabawki i użyczyły twarzy, by ocieplić wizerunek prezesa. Prezesa, który w następnej kampanii pewnie wymieni je na młodsze.
Na początek zagadka: czy ktoś pamięta, jakie postulaty miały na sztandarach "aniołki Kaczyńskiego" angażując się w kampanią wyborczą z 2011 roku? Nie? Nic nie szkodzi, bo nie o postulaty tam chodziło. Młode, ładne, wykształcone, a MIMO TO z PiS – takie skojarzenie w zupełności wystarczyło.
"Naszym głównym atutem jest to, że myślimy przede wszystkim o Polakach. To, że idziemy pod hasłem 'Polacy zasługują na więcej'. Program sam się broni, nie muszę mówić, wystarczy zajrzeć na stronę internetową albo z nami porozmawiać. Wtedy dostrzeże się inne atuty oprócz urody" – przekonywała wtedy na konferencji prasowej Ilona Klejnowska, pracownica biura prasowego PiS.
Dziś aniołki prezesa wracają w pełnym składzie. Zorganizowały debatę o "tabloidyzacji życia społeczno-polkitycznego" i uruchomiły portal "Pol(s)ka bez kompleksów", który ma przyciągnąć rozczarowaną rządami PO młodzież. Taka jest oficjalna wersja, bo przecież wszyscy doskonale wiedzą, że przyciągać ma nie portal i jego zawartość, a uroda pisowskich działaczek.
Wielka ściema z aniołkami w roli głównej to wzorcowy przykład protekcjonalnego traktowania kobiet w polityce. Przypomina się tutaj sytuacja minister sportu Joanny Muchy. Kiedy Kaczyński mówił o niej, że jest "jest znana z tego, że jest ładna", a poseł PiS Jan Tomaszewski, żeby jej nie odwoływać, bo "przynajmniej jest na kim oko zawiesić", od razu krzyczano o seksizmie.
Podobnego oburzenia nie słychać, gdy Kaczyński ustawia działaczki swojej partii w roli ozdób, paprotek czy maskotek. Umowa jest prosta: dasz mi twarz, ja dam ci miejsce na liście. Równie dobrze można by sobie wyobrazić ogłoszenie w prasie, typu "ładną, młodą, na bilboard zatrudnię". Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że gdyby nie uroda, panie Ługowska, Grupka, Jankowska, Schmidt czy Klejnowska na pierwszym planie kampanii by się nie pojawiły.
Tym bardziej dziwi, że one same zdecydowały się po raz kolejny taką szopkę odstawić. Już w maju "Wprost" donosił, że PiS chce powalczyć o młodych wyborców, a nie zrobi tego przecież prezentując prawdziwą kobiecą twarz partii, czyli prof. Krystynę Pawłowicz, Annę Fotygę, Annę Sobecką czy Beatę Szydło. Aniołki doskonale zdają sobie z tego sprawę. Dlaczego więc się na to godzą?
Być może odpowiedź tkwi w tekście jednej z nich, Magdaleny Żuraw, dla "Polski the Times" z 2007 roku. Napisała tam, że kobiety zostały stworzone, by "być upiększeniem i ostoją dla geniuszu". Sęk w tym, że geniusz, czyli w tym przypadku Jarosław Kaczyński, przy okazji następnych wyborów z łatwością może sobie dotychczasowe aniołki wymienić. Na młodsze i ładniejsze.