"Mamy maliny, róbmy dżem" – tak brzmiało hasło wyborcze Natalii Rodziewicz, kandydatki Ruchu Palikota do Rady Miasta w Elblągu. Kobieta stała się pośmiewiskiem internetu, po tym jak w wywiadzie dla lokalnej stacji zachęcała, by zainwestować w "dietykę, metafizykę i medycynę holistyczną" i przekonywała, że człowiek sam może się uzdrowić. – Co jest dziwnego i niegodnego w tym, że taka osoba znalazła się na liście? Jeśli popatrzymy na wszystkich kandydatów w komitetach lokalnych to ona wcale nie odbiega od normy – komentuje w rozmowie z naTemat poseł RP Michał Kabaciński.
Żeńska wersja Krzysztofa Kononowicza – takie skojarzenie przyszło mi do głowy po obejrzeniu wywiadu z Natalią Rodziewicz. Idol internautów, który kilka lat temu mierzył w stanowisko prezydenta Białegostoku, nie powstydziłby się pewnie wyborczego programu kandydatki Ruchu, ani tym bardziej formy, w jaką ten program ubrała. Zapytana o największy problem Polaków stwierdziła na przykład, że jest nim "zdrowie, czyli właśnie dietyka" (czymkolwiek jest), a "już Hipokrates, czyli ojciec współczesnej medycyny, powiedział, że to, co jesz, jest twoim lekarstwem". Rozwiązaniem miała by być rezygnacja z refundacji leków na rzecz "uzdrawiania się" za pomocą pozytywnego myślenia i odpowiedniej diety.
I jeszcze jeden cytat: "Inwestorzy myślą że nasze miasto jest przemysłowe. Może jednak zainwestujemy w nowe dziedziny wiedzy, właśnie tym czym się ja specjalizuję, czyli medycyna holistyczna, metafizyka, parapsychologia. Mogłabym zrobić nawet szereg szkoleń na ten temat, to moja obecna pasja" – tłumaczyła w innym miejscu, odnosząc się do problemu bezrobocia wśród kobiet.
Chciała, startowała
Skąd w ogóle taka postać na listach Ruchu Palikota? Sama Rodziewicz tłumaczyła, że kolega zauważył jej aktywność na Facebooku i przekonał do startu w wyborach samorządowych. Więcej szczegółów dostarcza w rozmowie z naTemat Rafał Maszka, szef elbląskich struktur partii. Jak mówi, "chciała, więc wystartowała".
– Natalia Rodziewicz nie jest członkiem Ruchu, jest mieszkańcem Elbląga. Na listy przychodzi człowiek, który chce startować. My nie zabraniamy nikomu, bo jesteśmy partią oddolną, obywatelską. Pamiętam, że jak szliśmy do Sejmu w 2011 roku to też takie osoby startowały i podobnie jak teraz nie znaliśmy każdej z nich – wyjaśnia.
Maszka dziwi się na sugestię, że przed umieszczeniem nazwiska kandydata na wyborczej liście należałoby jakoś go zweryfikować. Przynajmniej w Ruchu Palikota żadnej weryfikacji nie było: – No to co mają robić? Przynosić swoje CV? Jeśli ktoś chce startować, uważa, że jest dobry, ma jakiś pomysł, to proszę bardzo. Natalia Rodziewicz przedstawiła swój program działania, miała pełne prawa wyborcze, więc jej nie zabranialiśmy niczego i powiedzieliśmy "okej".
Młoda, niedoświadczona, na początku drogi
Okazuje się też, że działacze partii Palikota nie podpisują się pod głosami internautów, którzy jednoznacznie stwierdzili, że kandydatka gada bez sensu i kompromituje ugrupowanie. – Wyśmiewanie kogokolwiek za pogląd, za to, że źle wypadł przed kamerą, jest nie na miejscu. Z tym walczy Ruch Palikota: żeby nie szufladkować, nie wyśmiewać. Pamiętajmy, że nie każdy jest krasomówcą, a czasem ten, kto nie potrafi się wysłowić, okazuje się świetnym działaczem w partii – tłumaczy Maszka.
Tego samego zdania jest najmłodszy poseł Ruchu Palikota Michał Kabaciński. Wspomina, że 2-3 lata temu sam śmiał się z siebie oglądając nagranie wywiadu dla lokalnej stacji. – To, że ktoś jest młodą osobą, jeszcze niedoświadczoną, nie powinno wzbudzać śmiechu. Ta osoba się uczy, a jeśli popełniła jakąś słowną gafę, to każdy ma przecież prawo do przejęzyczenia. Nie robiłbym z tego afery. Zastanowiłbym się, czy inni są lepsi – mówi naTemat.
Poseł staje także w obronie programu zaprezentowanego przez młodą elblążankę. – Poruszała kwestię bezrobocia, a z tych przekazów, które słyszę z Elbląga, wynika, że tam ten problem jest duży. Mówiła też o inwestycjach i zapowiedziała, że chciałaby zajmować się zdrowiem i zdrowym trybem życia. Nie każdy potrafi prezentować program tak jak politycy z pierwszych stron gazet – przekonuje. I dodaje, że zdecydowanie woli ją, niż sztucznego i wykreowanego przez PR-owców polityka.
Lokalna norma… śmieszności Swoją drogą ciekawe, że obaj działacze tak otwarcie mówią o tym, iż w lokalnych wyborach normą jest ślepe zatwierdzanie kandydatów i "postawa" niedoszłej radnej z Elbląga (zdobyła 15 głosów). Ale czy tylko w Ruchu Palikota?
– Zasada BMW, czyli bierny, mierny, ale wierny, dotyczy nie tylko "głowy" polskiej polityki, ale także ogona, a więc struktur lokalnych, i to wszystkich partii politycznych. Przypadek Unii Wolności, która bazowała na walorach intelektualnych i poniosła porażkę, nauczył wszystkich liderów, by nie kierowali się takimi kryteriami przy doborze kandydatów. Stąd listy wyborcze zaroiły się od ludzi, którzy na przykład nie mają kultury osobistej, nie potrafią się zachować i gdyby ich postawić przed kamerą, mówiliby pewnie kompletne bzdury – komentuje dr Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Zauważyli to nawet sami wyborcy. Z badania, jakie w lutym tego roku przeprowadziła Fundacja Batorego, wynika, że 77 proc. Polaków uważa, że partie promują przede wszystkim swoich ludzi – miernych, ale wiernych. 59 proc. badanych stwierdziło, że partie przedstawiają kandydatów, którzy nie nadają się na posłów lub radnych.
– I proszę nie wierzyć osobie, która mówi "kandydat sam się do nas zgłosił więc wystartował". To zawsze zależy od lidera struktur, który sam ostatecznie dobiera ludzi na listę. Jeśli byłoby tak jak mówi ten z Ruchu Palikota, to byłoby dowodem wielkiej kompromitacji. No i w gruncie rzeczy znaczyłoby, że każdy z nas może teraz pójść i poprosić o miejsce na liście u Palikota - śmieje się dr Jabłoński.