Słynny gdański Zieleniak idzie na sprzedaż. Na pierwszej licytacji nikt nie skusił się, by za 67 mln zł kupić relikt komunistycznej myśli technicznej. W mieście mówi się jednak, że wkrótce znajdzie się chętny, ale raczej na niezwykle atrakcyjny grunt, na którym stoi Zieleniak. - Nie będziemy po nim płakać - mówią nam znani gdańszczanie. - Trochę byłoby szkoda - przekonuje tylko architekt, który wspomina niezwykłą budową wieżowca, która jest legendą socjalistycznej myśli technicznej.
Każde miasto ma taki jeden charakterystyczny budynek, który jest stałym punktem odniesienia. Kraków może tylko cieszyć się, że to wieże Kościoła Mariackiego, bo warszawiacy "cieszyć się" mogą wciąż prezentem od bratniego narodu sowieckiego, czyli kontrowersyjnej estetyki Pałacem Kultury i Nauki. W Gdańsku tymczasem takim charakterystycznym punktem panoramy miasta od dekad jest słynny wieżowiec zwany Zieleniakiem. Archaiczna konstrukcja nikogo nie zachwyca, ale budynek stojący w środku miasta, tuż obok Dworca Głównego i ruchliwych arterii, nadal jest jedną z najbardziej prestiżowych lokalizacji w mieście.
Gdańsk bez Zieleniaka zapewne trudno wyobrazić sobie nie tylko gdańszczanom, ale i każdemu, kto miasto choć na chwilę odwiedził. Tymczasem wkrótce charakterystyczny budynek w centrum miasta może zniknąć. Kilka miesięcy temu właściciel Zieleniaka, czyli Centrum Techniki Okrętowej postanowił sprzedać swoją siedzibę. Pierwsza licytacja została zaplanowana na 26 czerwca, a cenę wywoławczą ustalono na 67 mln zł. Jak łatwo się domyślić, za tę kwotę w środę nikt się na starego Zieleniaka jeszcze nie skusił.
To działka jest najatrakcyjniejsza?
Nie oznacza to jednak, że sprzedaż nie powiedzie się podczas kolejnych licytacji, gdy cena wywoławcza nieco spadnie, a potencjalni kupcy będą mieli lepiej przygotowane plany zagospodarowania terenu po starym wieżowcu. W Gdańsku mówi się bowiem, że tak naprawdę na sprzedaż jest głównie niezwykle atrakcyjna działka, na której Zieleniak stoi. Bo biurowiec gości wciąż wiele poważnych firm i kilka redakcji trójmiejskich mediów, ale jego konstrukcja jest tak przestarzała, że tylko szaleniec mógłby zdecydować się na gruntowny remont.
Choć ten kilka lat temu zwizualizowali architekci z trójmiejskiej pracowni Kozikowski Design. Pomysł na Zieleniaka mieli taki, by zieloną elewację z pamiętających głęboki PRL płyt zastąpić nową - szklistą w odcieniach bieli i błękitu. Zielone miałoby stać się natomiast wnętrze wieżowca. Na kilku piętrach miałby znaleźć się zielone patia, które dzięki przeszkleniu widać byłoby z zewnątrz. Wiele mówiło się wówczas o artystycznej wizji na zmianę tego charakterystycznego elementu panoramy Gdańska, ale o wiele mniej o kosztach takiej operacji.
Jedynym opłacalnym pomysłem, który powinien przyjść do głowy nowemu właścicielowi Zieleniaka zdaje się być wyburzenie starego budynku, który jest niewygodny, trudny do klimatyzowania i ma nieustanne problemy przeciwpożarowe, a w jego pobliżu jest zaledwie kilkadziesiąt miejsc parkingowych. I choć Gdańsk bez Zieleniaka jeszcze niedawno nikomu nie przychodził do głowy, wygląda na to, że w mieście nikt nie będzie ronił za nim łez.
Nikt nie będzie po nim płakał
- Nie będę umierała za Zieleniak - mówi nam posłanka i gdańszczanka Agnieszka Pomaska. - Główną zaletą tego budynku jest widok z jego najwyższych pięter - dodaje. Na wysokości ponad 70 m widoki są rzeczywiście niesamowite. Spośród trzech wieżowców w centrum miasta Zieleniak stoi najbliżej dawnej Stoczni Gdańskiej. Z ostatniego piętra tereny postoczniowe wyglądają zachwycająco, szczególnie po zmroku. Przed stocznią wyrósł natomiast industrialny gmach Europejskiego Centrum Solidarności, który z wysokości wygląda jeszcze ciekawiej. Z drugiej strony Zieleniaka rozprzestrzenia się tymczasem widok na Stare Miasto i zabytkowy dworzec.
Żalu po zniknięciu Zieleniaka nie będą mieli nawet gdańscy artyści, którzy słyną przecież z najbardziej szalonych pomysłów. - Z Zieleniaka mam tylko fatalne wspomnienia. Bo tam jest bank, w którym przez 15 lat trzymałem moją krwawicę, a który ukradł mi kilkaset tysięcy złotych. Gdy więc myślę o Zieleniaku, chciałbym żeby go zaorano - mówi performer Paweł Końjo Konnak. Dla popularnego gdańszczanina wspomnienia z wizyt w Zieleniaku są tak traumatyczne, że na jego miejscu nie przeszkadzałaby mu nawet budka z hot-dogami, czy szalet miejski, którego akurat w tym rejonie miasta brakuje.
Nieco poważniej Paweł Konnak dodaje, że nowy właściciel z nowym pomysłem na to miejsce powinien znaleźć się jak najszybciej. Nie rozumie także tych, którzy miejsca takie, jak Zieleniak uważają za swego rodzaju pamiątki komunizmu.
- To dla mnie nie pojęte, że jest cały dziwny ruch, który twierdzi, iż komunistycznymi zabytkami są stare supersamy. Oni uważają nawet, że ten dramatyczny falowiec (najdłuższy budynek mieszkalny w Polsce na gdańskim Przymorzu - red.) jest zabytkiem. A Zieleniak to mocno oldschoolowa konstrukcja, która nie powinna mieć ambicji, by wkomponować się w krajobraz XXI wieku w naszym pięknym mieście. Nie udawajmy, że to Empire State Building - stwierdza artysta.
Szansa na lepszy, ładniejszy Gdańsk
Pytanie tylko, czy Zieleniaka nie zastąpi coś równie dziwacznego. Rzecznik gdańskiego magistratu, Antoni Pawlak przyznaje bowiem, że teren w sercu miasta jest własnością w stu procentach prywatną i miasto nie będzie miało wielkiego wpływu na to, co mogłoby tam powstać zamiast zielonego biurowca.
- Z naszego punktu widzenia ważne jest tylko to, by nowy właściciel regulował należności. Nie mamy natomiast wiele do powiedzenia co do tego, jakie będzie nowe przeznaczenie Zieleniaka - tłumaczy urzędnik. W ocenie Antoniego Pawlaka, chętnych na poważną inwestycję w dotychczasowego Zieleniaka znaleźć będzie natomiast bardzo trudno. - On ma jedną istotną wadę. Tam praktycznie nie ma parkingu - podkreśla.
Antoniemu Pawlakowi nie było więc żal, gdyby Zieleniak z pejzażu Gdańska wkrótce zniknął. - Absolutnie bym go nie żałował, Mam tyle lat, że świetnie pamiętam czasy, gdy go budowano. I on jakoś wrósł w krajobraz, ale nie żałowałbym go ani trochę. Ponieważ w ogóle jestem przeciwny temu, by w okolicach Starego Miasta stały tak wysokie budynki, które zakłócają perspektywę Głównego Miasta i krajobraz postyczniowych dźwigów - ocenia rzecznik.
Podobnie przyszłość tego miejsca widzi także Agnieszka Pomaska. - Widziałbym tam budynek o wysokości sąsiedniego gmachu będącego siedzibą NSZZ "Solidarność". Ewentualnie z jakaś ciekawa architektonicznie wieża widokową. Z pewnością nowy budynek w tym miejscu to będzie duże wyzwanie, ale jeśli tylko znajda się na to środki, warto je podjąć - przekonuje posłanka.
Tylko architektom trochę żal...
Nieco przykro, gdy rozmawiamy o możliwym wyburzeniu Zieleniaka robi się tylko trójmiejskiemu architektowi Stefanowi Ciecholewskiemu, prezesowi Stowarzyszenia Architektów Polskich w Gdańsku. Przypomina on, że to niegdyś była wyjątkowa konstrukcja, która stanowiła dumę polskiej myśli technicznej. - To spuścizna po minionych czasach. Jednak budowana bardzo ciekawą metodą, bo przecież najpierw ustawiono dwie wieża nośne, a dopiero potem łączono je kolejnymi piętrami. I to budując od góry do dołu - wspomina architekt.
Historia budowy Zieleniaka rzeczywiście jest wręcz legendarna. Zna ją każdy rodowity gdańszczanin, a starsze pokolenie mieszkańców naszego miasta wspomina, jak podczas nietypowej budowy przyjeżdżały ją oglądać wycieczki studentów budownictwa i przyszłych architektów nie tylko z bloku wschodniego, ale i z Zachodu. Obecne klatki schodowe i szyb windowe Zieleniaka to "Baśka" i "Karol" (tak pieszczotliwie nazwali je wówczas budowlańcy), które powstały na początku inwestycji rozpoczętej z rozmachem w 1966 roku.
Jednak nawet Stefan Ciecholewski przyznaje, że "Baśka" i "Karol" trzymają Zieleniaka solidnie, ale nie przystają do dzisiejszych czasów. - Jako budynek jest on dawno do tyłu. Ma bardzo kiepskie uzbrojenie w windy i instalacje. Wymaga więc sporych nakładów, by doprowadzić go do jakiegoś poziomu. A jednocześnie przy tej konstrukcji nie da się tam uzyskać więcej powierzchni - mówi ekspert. - Jeżeli byłaby zatem jakaś propozycja zastąpienia go czymś bardziej "odlotowym", to może w jakiś sposób zrekompensowałoby to tę stratę. Szkoda by go jednak było... - podsumowuje
Miejsca i przestrzenie są od zawsze intrygujące. Być może dlatego, że „lokalizacja” niezmiennie odnosi do parametryczności ludzkiego istnienia. Nasze bycie w świecie jest u-miejscowione, jest dookreślone przez jakąś wymierność. Jesteśmy „tu” lub „tam”, ale zawsze „gdzieś”. CZYTAJ WIĘCEJ