
Nie oznacza to jednak, że sprzedaż nie powiedzie się podczas kolejnych licytacji, gdy cena wywoławcza nieco spadnie, a potencjalni kupcy będą mieli lepiej przygotowane plany zagospodarowania terenu po starym wieżowcu. W Gdańsku mówi się bowiem, że tak naprawdę na sprzedaż jest głównie niezwykle atrakcyjna działka, na której Zieleniak stoi. Bo biurowiec gości wciąż wiele poważnych firm i kilka redakcji trójmiejskich mediów, ale jego konstrukcja jest tak przestarzała, że tylko szaleniec mógłby zdecydować się na gruntowny remont.
Jak ożywić tereny po Stoczni Gdańskiej?
Miejsca i przestrzenie są od zawsze intrygujące. Być może dlatego, że „lokalizacja” niezmiennie odnosi do parametryczności ludzkiego istnienia. Nasze bycie w świecie jest u-miejscowione, jest dookreślone przez jakąś wymierność. Jesteśmy „tu” lub „tam”, ale zawsze „gdzieś”. CZYTAJ WIĘCEJ
Choć ten kilka lat temu zwizualizowali architekci z trójmiejskiej pracowni Kozikowski Design. Pomysł na Zieleniaka mieli taki, by zieloną elewację z pamiętających głęboki PRL płyt zastąpić nową - szklistą w odcieniach bieli i błękitu. Zielone miałoby stać się natomiast wnętrze wieżowca. Na kilku piętrach miałby znaleźć się zielone patia, które dzięki przeszkleniu widać byłoby z zewnątrz. Wiele mówiło się wówczas o artystycznej wizji na zmianę tego charakterystycznego elementu panoramy Gdańska, ale o wiele mniej o kosztach takiej operacji.
- Nie będę umierała za Zieleniak - mówi nam posłanka i gdańszczanka Agnieszka Pomaska. - Główną zaletą tego budynku jest widok z jego najwyższych pięter - dodaje. Na wysokości ponad 70 m widoki są rzeczywiście niesamowite. Spośród trzech wieżowców w centrum miasta Zieleniak stoi najbliżej dawnej Stoczni Gdańskiej. Z ostatniego piętra tereny postoczniowe wyglądają zachwycająco, szczególnie po zmroku. Przed stocznią wyrósł natomiast industrialny gmach Europejskiego Centrum Solidarności, który z wysokości wygląda jeszcze ciekawiej. Z drugiej strony Zieleniaka rozprzestrzenia się tymczasem widok na Stare Miasto i zabytkowy dworzec.
Żalu po zniknięciu Zieleniaka nie będą mieli nawet gdańscy artyści, którzy słyną przecież z najbardziej szalonych pomysłów. - Z Zieleniaka mam tylko fatalne wspomnienia. Bo tam jest bank, w którym przez 15 lat trzymałem moją krwawicę, a który ukradł mi kilkaset tysięcy złotych. Gdy więc myślę o Zieleniaku, chciałbym żeby go zaorano - mówi performer Paweł Końjo Konnak. Dla popularnego gdańszczanina wspomnienia z wizyt w Zieleniaku są tak traumatyczne, że na jego miejscu nie przeszkadzałaby mu nawet budka z hot-dogami, czy szalet miejski, którego akurat w tym rejonie miasta brakuje.
Pytanie tylko, czy Zieleniaka nie zastąpi coś równie dziwacznego. Rzecznik gdańskiego magistratu, Antoni Pawlak przyznaje bowiem, że teren w sercu miasta jest własnością w stu procentach prywatną i miasto nie będzie miało wielkiego wpływu na to, co mogłoby tam powstać zamiast zielonego biurowca.
Nieco przykro, gdy rozmawiamy o możliwym wyburzeniu Zieleniaka robi się tylko trójmiejskiemu architektowi Stefanowi Ciecholewskiemu, prezesowi Stowarzyszenia Architektów Polskich w Gdańsku. Przypomina on, że to niegdyś była wyjątkowa konstrukcja, która stanowiła dumę polskiej myśli technicznej. - To spuścizna po minionych czasach. Jednak budowana bardzo ciekawą metodą, bo przecież najpierw ustawiono dwie wieża nośne, a dopiero potem łączono je kolejnymi piętrami. I to budując od góry do dołu - wspomina architekt.
Historia budowy Zieleniaka rzeczywiście jest wręcz legendarna. Zna ją każdy rodowity gdańszczanin, a starsze pokolenie mieszkańców naszego miasta wspomina, jak podczas nietypowej budowy przyjeżdżały ją oglądać wycieczki studentów budownictwa i przyszłych architektów nie tylko z bloku wschodniego, ale i z Zachodu. Obecne klatki schodowe i szyb windowe Zieleniaka to "Baśka" i "Karol" (tak pieszczotliwie nazwali je wówczas budowlańcy), które powstały na początku inwestycji rozpoczętej z rozmachem w 1966 roku.