"Domówki biją wszystkie imprezy na głowę". Lecz jak uniknąć kłopotów z nimi związanych?
Karol Białek
30 czerwca 2013, 15:43·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 30 czerwca 2013, 15:43
Jako że jest już niedzielny wieczór, prawdopodobnie wszyscy dobudzili się i wrócili do życia po sobotnich imprezach. Część balowała w pubach i modnych plenerowych knajpach, ponieważ pozwoliła im na to pogoda, inni dziko bawili się na domówkach. No więc właśnie, domówki: dla zaproszonych gości to świetna sprawa – idealne warunki do integracji, luźny klimat, cudza lodówka. Dla właściciela mieszkania koszmar (przynajmniej o poranku), a jeszcze większy dla jego sąsiadów, którym sen przez całą noc uniemożliwia głośna muzyka, a czasem pijani imprezowicze dobijający się do drzwi.
Reklama.
Nawet jeżeli uprzedzimy sąsiadów, że zamierzamy zrobić imprezę, a oni nie wyrażą sprzeciwu, to i tak utrudnimy im życie - spędzą przecież noc na wsłuchiwaniu się w techno lub hity z lat dziewięćdziesiątych i okrzyki „leeeej więcej”, a późnej nie będą chcieli odpowiadać na dzień dobry. W trakcie przyjęcia niczego nam nie zrobią – kiedy zostali uprzedzeni raczej nie będą wzywali policji, a nawet gdyby to zrobili, nie mają wcale gwarancji, że impreza się uciszy. Właściciel może policjantów zwyczajnie nie wpuścić.
Odcięta woda
Ostatnio byłem świadkiem takiej sytuacji na domówce u mojego kolegi – jego zachowania nie pochwalam, jednakże jako gość nie miałem nic do powiedzenia, to właściciel decydował o swoim mieszkaniu. Policja pierwszy raz pojawiła się o 23:00 i nie została wpuszczona. Godzinę później ponownie – efekt ten sam, dobijali się przez 10 minut, ku uciesze znajomych. Później w drzwi kopali administratorzy budynku, ochrona, sąsiedzi, po chwili dołączyła do nich kolejny raz policja. Właściciel nadal im nie otwierał. Policjanci wyjęli jakieś papiery, porozmawiali z sąsiadami, którzy ciągle kopali do drzwi. Kiedy wszyscy „nieproszeni goście” oddalili się, my także zdecydowaliśmy się opuścić budynek. Jednak przed wyjściem zadowolony z siebie kumpel, któremu udało się uniknąć kary i przeżyć trzy najazdy policji, postanowił skorzystać z łazienki. Okazało się, że administracja budynku odcięła mu wodę. I stan ten trwa od piątku do dziś.
Innego znajomego rosły sąsiad wyciągnął przez balkon, powiedział, że jak nie wyłączy muzyki, to go pobije, a później go grzecznie odstawił. Jeszcze inny po przyjęciu otrzymał wymówienie od właściciela swojego mieszkania. Znane są także przypadki wielkiej domówki w Markach z tysiącem osób, która wymknęła się spod kontroli, bo organizator "skończył zabawę już przed wieczorem", lub olsztyńskiego Projektu X.
Nieopłacalność
To dość ciekawe efekty końcowe imprezy. Standardowo natomiast należą do nich: zniszczone sprzęty domowe, zalana alkoholem podłoga, mandat o wysokości pięciuset złotych i gniew sąsiadów. Wynikałoby z tego, że domówek właściwie nie opłaca się robić. Więc czemu ludzie wciąż je rozkręcają? Bo domówki są najlepsze, nawet jeżeli są straty - odpowiada ze śmiechem kolega, właściciel feralnego mieszkania bez wody.
Dziwacy i zniszczenia
Ma rację. W moim niewielkim mieszkaniu miało miejsce kilka imprez i mimo że na każdej coś mi przypadkiem zniszczono i zostawiono niesamowity bałagan, ciągle robiłem nowe. Na czym polega magia domówek? Przede wszystkim na tym, że organizator kontroluje najważniejsze składniki imprezy, czyli muzykę i zaproszone osoby - z reguły, bo zawsze ktoś może przyprowadzić ze sobą jakiegoś dziwaka, który wyniesie z domu czajnik, co mi się kiedyś przytrafiło. Dobierając dobre utwory i fajnych ludzi, którzy w większości się znają (lecz oczywiście przydaje się także trochę „świeżej krwi”) można przeżyć kilka naprawdę wesołych godzin, lepszych niż w klubie, gdzie nie mamy wpływu ani na puszczaną tam muzykę, ani nie jesteśmy w stanie porozmawiać z kimś o życiu siedząc w kuchni - ta domówkowa klasyka nigdy nie nudzi.
Poza tym, szczególnie w dobie kryzysu domówki są opłacalne. Wystarczy jedna butelka alkoholu w cenie dwóch przeciętnych drinków, którą kupuje każdy z gości, a już wystarcza zapasów na całą noc.
Wkurzeni sąsiedzi
Wszytko brzmi idealnie, jednakże za każdym razem, gdy ktoś dobrze się bawi inni wręcz przeciwnie. Sposobów na łagodny przebieg domówki, kiedy nie mieszka się na zupełnym odludziu, jest kilka. Przede wszystkim należy grzecznie uprzedzić sąsiadów, że będziemy robić imprezę. Można pokusić się o drobny prezent nagradzający ich cierpliwość, na przykład ciasteczka. Po drugie warto ustalić z gośćmi, że kiedy pojawi się mandat, to wszyscy się składają i nie ma innej opcji. Niejednokrotnie goście zwyczajnie uciekali, a właściciel wszystko musiał płacić sam – to nie jest ciekawa sytuacja. Po trzecie dobrze jest zacząć imprezę wcześnie, a po godzinie 22:00 zachowywać się w miarę przyzwoicie uruchomiając w sobie pokłady empatii - to trudne, jednak przypomnimy sobie o tym, kiedy to sąsiad zorganizuje przyjęcie, gdy my będziemy odsypiać ciężki tydzień pracy.
Są jeszcze jakieś sposoby? Jak Wy radzicie sobie z domówkami?