Dla poliamorystów, ich sposób na wieloosobowy, otwarty związek to najlepszy sposób na pozbycie się zazdrości i prawdziwą, zgodną z naturą miłość. W rozmowie z "Newsweekiem" przekonują, że poliamoria jest nie tylko dla tych, którzy lubią seks. W ich ocenie, to także jeden z najważniejszych dorobków feminizmu, który pozwala kobietom wyrwać się z krzywdzących stereotypów.
Kochać wiele osób jednocześnie i żyć w tych wszystkich związkach bez odrobiny zazdrości? Poliamoryści przekonują, że to nie tylko możliwe, ale nawet pożądane. Ich charakterystykę kreśli najnowszy "Newsweek", w rozmowie z którym do poliamorii otwarcie przyznają się m.in. publicysta i działaczka społeczna Joanna Erbel czy dziennikarz Maciej Sandecki. Rozmówcy tygodnika jednogłośnie przyznają, że dla nich życie jednocześnie w kilku relacjach przypominających sieć stało się sposobem na uwolnienie od wszelkich dotychczasowych problemów sercowych.
To nie tylko seks
Z pewnością nastręczyło jednak sporo problemów natury społecznej. Bo styl życia poliamorystów większość nazwałaby zapewne rozwiązłością. Sieci uczuć, które tworzą zakładają bowiem, że dwuosobowy związek można otworzyć na kolejną osobę. Wielu utrzymuje miłosną relację także z partnerami swoich kochanków. Poliamoryczna relacja to więc często spora grupa osób.
Poliamoryści przekonują jednak, że nikogo nie zdradzają. Ich partnerzy wiedzą o wszystkim. Tłumaczą też, że w tym wszystkim nie chodzi tylko o seks. Joanna Erbel w rozmowie z "Newsweekiem" wyznaje, że dla niej całodzienna wycieczka rowerowa po mieście może okazać się bardziej intymna niż stosunek. Maciej Sandecki tłumaczy natomiast, że poliamoria rozwiązuje problemy z frustracją w związku. Jego zdaniem, monogamiści głównie bowiem kłócą się, zapominając często nawet o co ta kłótnia się toczy.
Żyć bez zazdrości?
Wszyscy są też zgodni co do tego, że kochanie wielu osób jednocześnie jest czymś zupełnie naturalnym. Dowodem tego ma być fakt, iż każdy człowiek otwarcie przyznaje się, że miłością obdarza jednocześnie rodziców, dzieci, czy rodzeństwo. Poliamoryści twierdzą, że mają odwagę o wielomiłości mówić także w przypadku relacji bardziej intymnych.
Podstawą poliamorii ma by całkowite odrzucenie zazdrości. W to nie do końca wierzą jednak specjaliści. W rozmowie z "Newsweekiem" seksuolodzy przypominają, że zazdrość w odpowiednim natężeniu jest czymś zupełnie naturalnym. – Szczególnie w sytuacjach, gdy ktoś, z kim mamy bliską, intymną relację, buduje podobną z kimś innym. Negowanie zazdrości jest negowaniem siebie. A to może przynieść niepokojące skutki związane z poczuciem własnej wartości czy świadomości tego, co się naprawdę czuje – ostrzega seksuolog Aleksandra Jodko. Cytowany przez tygodnik Michał Lew-Starowicz dodaje natomiast, że brak zazdrości deklarowany przez osoby poliamoryczne rodzi pytanie o siłę zaangażowania w związku.
Poliamoria, czyli wyzwolenie kobiet
Poliamoryści twierdzą jednak, że ich wielosobowe związki są głębokie. Maciej Sandecki podkreśla jednak, że ten rodzaj miłości jest głównie dla osób, które lubią seks i w ich życiu odgrywa on bardzo ważną rolę. Wtedy nie muszą czuć się ograniczone. Poliamoria ma być też najlepszym odzwierciedleniem dorobku feminizmu. W ocenie poliamorycznych bohaterów reportażu najnowszego "Newsweeka", monogamia jest bowiem dla kobiet krzywdząca. Szczególnie w naszym kraju, gdzie musi się wiązać z wejściem w stereotypową rolę matki. – Poliamoria ma kontekst feministyczny i związana jest z emancypacją kobiet. To realne równouprawnienie – przekonują.
Wierność jest sprawą skomplikowaną, a wierność wśród homoseksualistów jest skomplikowana do kwadratu. Wynika to po części ze środowiska naturalnego – ciężko zachować wierność, gdy nawet najmniejsza czułość wyrażona publicznie, najmniej erotyczne dotknięcie czy pocałunek może spotkać się z pobiciem, szykanami i wyzwiskami. CZYTAJ WIĘCEJ