Gdański Instytut Sztuki Wyspa ma plan jak zagospodarować obszary byłej Stoczni.
W wywiadzie jakiego dyrektor tej placówki Aneta Szyłak udzieliła "Tygodnikowi Powszechnemu" pada stwierdzenie, że to sztuka buduje miasto. Śmiała teza, dlatego też postanowiłam przyjrzeć się bliżej tematowi.
Instytut Sztuki Wyspa zajmuje się kulturą w szczególny sposób. Jego charakter ściśle jest związany z miejscem, w którym powstał. Stocznia Gdańska nie jest tu tylko postindustrialnym budynkiem, z którym nie bardzo wiadomo co zrobić, ale symbolem przyciągającym turystów z zagranicy. Plany jej zburzenia to według pracowników Wyspy podważenie historycznej roli jaką spełniła.
Instytut Sztuki wpisuje się w pejzaż stojących samego obiektu Stoczni. To prawdziwe i dużo bardziej interesujące pomniki niż rzeźby stworzone w hołdzie. Wyspa współpracuje z wieloma zagranicznymi instytucjami, kontekst historyczny jest bezcenny na polu promocji tego typu miejsc. To wartość i cecha wyróżniająca.
Nietypowa instytucja artystyczna
– Festiwale, które organizujemy to także narzędzie, pretekst do debaty – usłyszałam od profesora Akademii Sztuk Pięknych Grzegorza Klamana, który reprezentuje również Instytut Sztuki, a szerzej może być znany jako kurator kontrowersyjnej „Pasji” Doroty Nieznalskiej. Zaskakujące stwierdzenie, pomyślałam. Wyspa zatem musi stanowić instytucję nowej generacji, która stawia sobie nie tylko artystyczne cele.
Dokładnie rok temu wyburzono między innymi budynek dawnej modelarni, nad czym szczególnie ubolewa mój rozmówca. Było to miejsce nietuzinkowe. Na początku służyło jako pracownia artystyczna, później sala wystawiennicza, która wypromowała ponad 200 wydarzeń artystycznych. Odbywały się tam liczne wykłady, organizowano warsztaty.
Ale przede wszystkim zajmowano się ważką od lat kwestią: jak ocalić przemysłowy charakter tych okolic i wpisać go w krajobraz artystyczny Instytutu. – Zorganizowaliśmy nawet debatę o żurawiach stacjonujących wciąż w tej przestrzeni. Nie skupiamy się tylko na galerii pokazowej. Interesują nas pomysły dotyczące przyszłości tego miejsca, jego funkcja postindustrialna – kontynuuje profesor.
Kto ma decydować?
Bulwersuje fakt, że miasto niekoniecznie liczy się ze zdaniem osób ze środowiska artystycznego, które starają się od lat zrewitalizować obszar. Połowy obiektów już nie ma. Spotkania i debaty z lokalnymi władzami i konsultacje z mieszkańcami przynoszą jakiś postęp. Być może tym razem uda się cokolwiek ocalić i nie powtórzy się scenariusz sprzed roku.
Celem jaki sobie stawia prof. Klaman, jako kurator i prezes Fundacji Wyspa jest stworzenie przyjaznej przestrzeni do działań artystycznych. To miejsce ma swój unikalny charakter, jest fascynujące, powinno być włączone w proces sztuki, odwiedzane. Silne skojarzenia jakie budzi Stocznia, zdaniem profesora kluczowa dla Polski, zachęca do zapoznania się z ofertą samego Instytutu. Obecnie można tu obejrzeć wystawę „Suur-Suomi-Wielka Finlandia” Doroty Nieznalskiej, czy „Ku idei miasta dialogicznego. Stocznia Gdańska-Młode Miasto”.
Śladami Wałęsy
Autorski projekt mojego rozmówcy „Subiektywna linia autobusowa” dowodzi, że sztuka wyższa może koegzystować z inicjatywami innego typu. Byli stoczniowcy występują w roli muzealnego przewodnika i oprowadzają po swoim niegdysiejszym miejscu pracy. Pokazują warsztat pracy Lecha Wałęsy i Bramę na Drodze do Wolności. Za środek transportu służy tu legendarny ogórek.
Miejsc, o które walczono na mapie postindustrialnych obszarów jest wiele. Nowa Huta w Krakowie czy Walcownia Cynku w Katowicach to tylko dwa przykłady. Walka o Stocznie Gdańską trwa. Być może próba przybliżenia działalności Instytutu Sztuki przypomni jaką wartość ma to miejsce.
Debaty, wykłady (dziś w Instytucie Sztuki profesor Tomasz Szlendak przygotował temat: „Udomowione. Inscenizowane. Przestrzeń miejska między publicznym a prywatnym”), przedsięwzięcia artystyczne są chyba dobrym sposobem, by przekonać decydentów, że instrumentalne traktowanie tego tematu i zrównywanie z ziemią naszego dziedzictwa jest pozbawione sensu.