
To już dawno przestało być zabawne. W środę z Warszawy nie odleciał do Toronto polski dreamliner. Sześć godzin oczekiwania na pokładzie maszyny i ogromne kolejki po vouchery na hotele rozgrzały pasażerów do czerwoności. Zebrano już ponad dwieście podpisów osób, które planują wytoczyć pozew zbiorowy. Maszyna wystartowała dzisiaj, ale nie obyło się bez opóźnień.
REKLAMA
Nie widać końca problemów z polskimi dreamlinerami. Samoloty wciąż zaskakują i nie są to niestety dobre informacje. "Liniowce marzeń" nie spełniają polskich marzeń o rozwoju lotnictwa. Póki co, nowoczesne maszyny sprzyjają… rozwojowi prawa. Niedługo do sądu trafi pozew pasażerów kolejnego feralnego lotu.
W środę o godzinie 9 rano miał wyruszyć samolot do Kanady. Pracownicy lotniska wstępnie podali, że lot zostanie opóźniony o godzinę. Niestety, dreamliner został w Warszawie, a wraz z nim, na pokładzie, koczowali pasażerowie. Powód? Usterka systemu identyfikacji samolotu w powietrzu. PLL LOT tłumaczył stacji TVN 24, że bezpieczeństwo jest priorytetem i każda wątpliwość musi zostać rozwiana.
Uwagę zwraca również zła organizacja, przez którą klienci polskiego przewoźnika byli przez sześć godzin uwięzieni w samolocie. Rzeczniczka korporacji, Barbara Piajnowska-Kuras, wyjaśniała, że to "konsekwencja wdrożenia procedur i podjętych decyzji". Zapewniła też, że w pełni zadbano o bezpieczeństwo i komfort podróżujących. Świadczy o tym fakt, że zapewniono nie tylko miejsce do noclegu, ale też dodatkowe napoje i posiłki. Nie widzi więc powodów, dla których klienci mieliby składać pozew zbiorowy.