
Zdemolowane mieszkanie, wybite zęby, połamane ręce, postrzał gumową kulą, a nawet śmierć. Tego wszystkiego możemy spodziewać się po błędnych akcjach polskiej policji. Ta oczywiście zawsze przeprasza i w mediach zapewnia o finansowych zadośćuczynieniach. W rzeczywistości ich uzyskanie graniczy z cudem i ciągnie się latami. - Po wypadku sprawa jest nagłośniona, więc policjanci przyznają się do winy. Potem prowadzą postępowanie wewnętrzne, które mówi zupełnie co innego. To taka solidarność między policjantami - mówi Marcin Marszołek, prezes stowarzyszenia "Wokanda", pomagającego poszkodowanym w uzyskiwaniu odszkodowań.
Robert Sobkowicz opowiada o swoim wypadku w rozmowie z "Rzeczpospolitą"
W pierwszej chwili nie bardzo wiedziałem, co się dzieje – wspomina. Potem okazało się, jak tragiczne są obrażenia. Kula roztrzaskała oko, mięśnie i kość policzkową. – Dziewięć miesięcy byłem na zwolnieniu, potem miałem cztery operacje, w tym dwie we Włoszech – opowiada.
CZYTAJ WIĘCEJ
Historia tragiczna, sprawa głośna, więc i głośne zapewnienia policji oraz polityków o wsparciu materialnym. Robert Sobkowicz otrzymał 250 tysięcy złotych odszkodowania, a także kilkutysięczną rentę, wypłacaną co miesiąc. Happy end? Niestety nie. Te sumy to efekt toczącego się osiem lat procesu! Ostateczne ustalenia odnośnie kwot zapadły jeszcze później - w 2010. Jak w wielu przypadkach, tak i wtedy skończyło się na obietnicach.
Przyznanie się do winy w mediach, a przed sądem, to dwie zupełnie różne kwestie. Zawsze można wycofać się z wcześniejszej deklaracji. Powodem może być właśnie takie wewnętrzne postępowanie, w którym policja dochodzi do wniosku, że wina nie leży po ich stronie. Potem po prostu przed sądem udowadnia swoje racje.
Przykładów jest więcej, to tylko pierwsze z brzegu. Osobom poszkodowanym w takich sytuacjach pomaga między innymi stowarzyszenie "Wokanda".
- Ludzie są coraz bardziej świadomi i nauczyli się, że mogą w takich sytuacjach uzyskać odszkodowanie. Dawniej bali się policji, teraz chcą walczyć, mimo że przeciwko nim stoi tak ogromna instytucja - mówi Marcin Marszołek, prezes stowarzyszenia.
Świadomość i chęci to jedno, a rzeczywistość drugie, bo fakt, że ktoś chce otrzymać odszkodowanie nie znaczy, że je dostanie. - Policja nie ma dużo pieniędzy, więc robi wszystko, żeby nie płacić, albo płacić jak najmniej - wyjaśnia prezes. Na nic zdają się głośne deklaracje i bicie się w pierś kilka dni po nieudanej akcji.
- Na początku sprawa jest świeżo nagłośniona, więc wszyscy zapewniają, że będzie okej. Policja musiała zmienić swoje podejście, bo media patrzą im w takich sprawach na ręce - mówi Marszołek.
Czym jest zespół Tourette'a?
Wrodzone zaburzenie neurologiczne charakteryzujące się przede wszystkim występowaniem licznych tików ruchowych i werbalnych. Tiki występują w postaci łagodnej, ograniczając się do mrugania oczami, ruchów ramion i głowy, grymasów, pochrząkiwania, mlaskania. W ciężkiej postaci praktycznie uniemożliwiają normalne życie - chorzy podskakują, dotykają siebie i innych, kręcą się w kółko, wykonują serie nieskoordynowanych gestów. CZYTAJ WIĘCEJ
Jednym z podopiecznych stowarzyszenia jest pan Mirosław, który choruje na zespół Tourette'a. - Pan Mirek był ubrany podobnie, jak podejrzany, więc policjanci zaciągnęli go do radiowozu. Mężczyzna ostrzegał policjantów o swojej chorobie. Ci nie przyjmowali do wiadomości tych tłumaczeń i myśleli, że ten wciąż ich obraża, dlatego pobili go w samochodzie - opowiada prezes "Wokandy". Sprawa jest w toku.
Co ciekawe, jak mówi Marszołek, policja często chciałaby wypłacić odszkodowania, ale nie zgadza się na to jej… ubezpieczyciel. - Wiele jednostek jest ubezpieczonych od tego typu przypadków, więc to one powinny pokrywać ewentualne koszty - mówi Marszołek. Niestety, jak to bywa w przypadku ubezpieczycieli, tak i tym razem nie pałają one chęcią do płacenia. - Tłumaczą się, że to było wkalkulowane w konkretną akcję - dodaje. Szkoda, że nie mogli tego przekalkulować sobie ci, którzy w wyniku pomyłkowej akcji stracili zdrowie, a nawet życie.
- Policja ukrywa to z oczywistych względów. Te przypadki to pokłosie spraw karnych o przekroczenie uprawnień i bądź niedopełnienie obowiązków - wyjaśnia prawnik.
- Każda instytucja musi działać zgodnie z prawem, więc takie szanse, jak najbardziej są. Należy jednak pamiętać, że istnieje odpowiedzialność za działania policji, jako instytucji oraz możliwość pozwania poszczególnych policjantów - tłumaczy mecenas.
W tego typu przypadkach Polacy często szukają pomocy u Rzecznika Praw Obywatelskich. Pomyłkowe wtargnięcie do domu, niszczenie mienia, naruszenie nietykalności cielesnej i poważniejsze obrażenia ciała. - Takie niepokojące sygnały wpływają do naszego biura - mówi szef zespołu prawa karnego w biurze RPO, Marek Łukaszuk. - Rzecznik występował w tej sprawie do Komendanta Głównego, prosząc o podjęcie działań, które zminimalizowałyby tego typu zdarzenia - wyjaśnia.
Kodeks cywilny reguluje tego typu przypadki
Art. 444. W razie uszkodzenia ciała lub wywołania rozstroju zdrowia naprawienie szkody obejmuje wszelkie wynikłe z tego powodu koszty. Na żądanie poszkodowanego zobowiązany do naprawienia szkody powinien wyłożyć z góry sumę potrzebną na koszty leczenia (...)
Art. 448. W razie naruszenia dobra osobistego sąd może przyznać temu, czyje dobro osobiste zostało naruszone, odpowiednią sumę tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę (...)
CZYTAJ WIĘCEJ
Nie wolno zapominać, że istnieje też prawo do obrony. - Każdy pozwany może się bronić i naturalnie to robi. Mamy dwuinstancyjność postępowania, więc te przedłużenia są naturalną konsekwencją systemu - mówi mecenas Baworowski.

