Rowerem po chodniku jeździć nie wolno. Proste? Dla rowerzystów niekoniecznie. Ich jazda slalomem między pieszymi budzi niemałe emocje. Zwłaszcza podczas niedzielnych spacerów.
Niedziela. Popołudniowa przechadzka Nowym Światem w Warszawie w kierunku pl. Trzech Krzyży. Spokój, nikt nie zaczepia, nic nie przeszkadza. Nagle zza ramienia jeden świst, drugi, trzeci. To rowerzyści. Na oko po 30 lat każdy. Ścieżki nie ma, więc powinni jechać po ulicy. Jest tam stosunkowo bezpiecznie, bo i ruch jest ograniczony. Nie narażaliby się na nerwowe reakcje przechodniów. – Macie ulicę, tu jest wąski chodnik, ludzie z dziećmi chodzą – krzyczy jedna z pań. Bez reakcji. Dwie osoby mają słuchawki na uszach, jeden chłopak się odwraca. Na ułamek sekundy.
Ścigacze i ścigający
Nie ma zatem dyskusji. Są za to żale starszej pani. – Powie mi Pan czy to jest normalne. Nie ma tutaj ścieżki, jest bardzo wąsko. Wiele osób tędy spaceruje i na pewno nie marzy o rowerzystach pod nogami. Trzeba to ukrócić – bulwersuje się mieszkanka stolicy.
I służby chcą to ukrócić. W maju warszawska policja i straż miejska rozpoczęły akcję "Rower". Tylko w jednym miesiącu mandaty dostało 40 rowerzystów. Oczywiście policjanci wiedzą, że dochodzi do potrąceń, nikomu nie jest na rękę obecność jednośladów na chodniku. Pytanie co realnie mogą zrobić. – Nic – mówią przechodnie. Co gorsza, potwierdzają to patrolujący ulice policjanci. – Robimy co możemy, ale przecież zawsze mogą nam uciec – tłumaczy mi policjant spotkany na Trakcie Królewskim.
Sami zainteresowani niekiedy mocno ignorują prawo. Ich przecież nic nie dotyczy. A mandat? Niby jak? – Jeżdżę chyba od 8 lat codziennie z domu do pracy i z powrotem rowerem. Oczywiście po chodniku. Nigdy nikt się do mnie nie przyczepił. Nikogo nie potrąciłem, a mandatów się nie boję – mówi Robert z Warszawy. No tak, skoro wszystko jest w porządku, to nie ma powodu, żeby rezygnować z codziennych wycieczek.
Cieszą je krzyki i obelgi
Niektórzy jeżdżą po chodniku dla samej adrenaliny. Jak się okazuje, może być to ciekawy sposób na urozmaicenie spędzania wolnego czasu. – Uwielbiamy jak ludzie, głównie stare babcie, denerwują się na nas. Jeszcze lepiej jak obrzucą nas obelgą. Kręci nas to – opowiada Kasia, która z koleżanką Moniką co weekend wyrusza na "ekstremalny wypad" po warszawskich ulicach. W końcu co poza krzykiem mogą zrobić im przechodnie. – Strażnicy miejscy? – pytam. – Zazwyczaj śmieją się razem z nami z tych ludzi, którym to przeszkadza – odpowiada Monika. Odważne są. Na zdjęcie jednak nie chciały się zgodzić. – Wolimy pozostać w ukryciu – mówią zgodnie.
Na swojej drodze spotkałem również wiekowego pana, który nie wiedział, że nie może jeździć po chodniku. – Ojej, dziękuję Panu! Mogę dostać mandat? To już zjeżdżam na jezdnię – mówił z rozbrajającą szczerością. Nie minęła minuta jak spotkał się z serią klaksonów.
Rowerzyści na to...
I to jest problem rowerzystów. Realny. Na ulicy nie mogą czuć się wystarczająco bezpiecznie. Denerwują kierowców, którzy muszą zwalniać i omijać amatorów jednośladów. Wszystko jasne, do zrozumienia. Pytanie brzmi kto z tych, którzy boją się wyjechać na ulicę rowerem spróbował tego. Nie wiadomo. To jak z jazdą samochodem. Oczywiste, że od razu nikt nie wyjechał do centrum Warszawy.
Tak samo powinno być z rowerem. Najpierw uczę się na ścieżkach, na małych osiedlach. I stopniowo wyjeżdżam w potencjalnie bardziej niebezpieczne miejsca. Zgadza się ze mną całkowicie Michał, którego spotykam na ścieżce rowerowej pomiędzy CH Arkadia a Żoliborzem. – Jak ktoś nie umie jeździć, to nie powinien tego robić. Dla mnie argument bezpieczeństwa jest jasny. Nie rozumiem ludzi, którzy boją się jezdni, ale już nie przeszkadza im jazda między pieszymi na chodniku – tłumaczy mieszkaniec warszawskich Bielan.
Litera prawa
Zgodnie z obowiązującym Prawem o Ruchu Drogowym są 3 wyjątki od zakazu jazdy rowerem po chodniku:
1. gdy mamy jako pasażera dziecko do 10 lat
2. gdy nie sprzyja pogoda (śnieg, wiatr, gęsta mgła itp.)
3. gdy jednocześnie: chodnik ma minimum 2 m szerokości, ruch na jezdni jest dozwolony z prędkością 50 km/h oraz brakuje specjalnie wytyczonej ścieżki dla rowerów
W każdym innym przypadku za jazdę chodnikiem grozi 50 zł mandatu. To na pewno nie odstrasza. Recept na rozwiązanie problemu jest wiele: więcej patroli policji i edukacja rowerzystów. Dość ciekawą propozycję przedstawiła pani Barbara. – Ja bym w ogóle zakazała tego. Cholerne rowery – mówi mieszkanka ul. Powązkowskiej w Warszawie.
Jednak nawet zakaz poruszania się na rowerze w ogóle, nie zlikwiduje adrenaliny, dla której rowerzysta decyduje się na salom między ludźmi. Emocje zawsze górą nad rozumem.