Wakacyjna moda to nie tylko umiejętne noszenie skąpych ciuszków. To także styl życia pod czas urlopu nad Bałtykiem. Można go wciąż spędzać leniwie jak za PRL-u, albo obciachowo jak w latach 90-tych. Większość wybiera jednak modę na aktywny wypoczynek. Dzięki nim nad morzem królują dziś zabawy jakby przeniesione wprost ze słonecznej Kalifornii.
Od tygodni blogerki modowe prześcigają się w radach, jak zadać szyku podczas wakacyjnego wypadu nad morze. Urlop nad morzem warto jednak spędzać nie tylko w zgodzie z najnowszymi trendami odzieżowymi. Bo w nadmorskiej modzie dawno przestało przecież być tylko leniwe opalanie się na kocyku. Dziś modna jest raczej aktywność, czyli coś więcej, niż postawienie zamku z piasku i nadmuchanie gumowej zabawki. Bo to dobre dla typowych "turystów z Radomia", którzy są obiektami kpin mieszkańców nadmorskich kurortów.
Co zatem zrobić, by nie nie odstać tej łatki, a z wczasów nad Bałtykiem wrócić nie tylko ze wspomnieniami, że woda była zimna i pełna glonów? Przede wszystkim wybrać właściwą plażę. Na wielu trójmiejskich kąpieliskach nie brakuje bowiem rozrywek, które sprawiają, że błogie lenistwo na słońcu wydaje się być najmniej atrakcyjną propozycją.
Sport nad morzem najmodniejszy
– Mam wrażenie, że ludziom nie chce się już spędzać wakacji na leniwca. I nie mówię tylko o młodych. Wśród naszych klientów pełno jest ludzi w średnim wieku. Parę dni temu na lekcję przyszedł człowiek grubo po sześćdziesiątce. Szczęśliwy, że wreszcie nad polskim morzem jest alternatywa dla nudnego schematu hotel-plaża – mówi mi Bartek Tyszkiewicz, instruktor sportów wodnych w jednej z trójmiejskich szkółek. Dodaje, że w tym roku absolutnym hitem nadmorskich rozrywek jest kite surfing. – Mało kto jest w stanie nauczyć się latać w czasie urlopu, ale widać, że samo zetknięcie z latawcem daje ludziom mnóstwo frajdy. I wielu wraca doskonalić się za rok – przekonuje.
Wakeboard
Pierwsze próby są bolesne, ale szybko można nauczyć się surfować
Połączeniem żywiołów wiatru i wody jest też inny hit sopockiej plaży, czyli lot spadochronem. Nie ze spadochronem, a właśnie nim samym. Cała zabawa polega bowiem na tym, że spadochron w powietrze wznosi się dzięki motorówce, która ciągnie za sobą lotnika. Surferzy mówią o tym ironicznie "kite" dla ubogich, ale podobno wcale nie brakuje chętnych, by za zaledwie dziesięciominutowy lot nad sopocką plażą zapłacić nawet kilkaset złotych. Adrenalina buzuje, a widoki muszą zapierać dech w piersiach.
Adrenalina w cenie
Na brak klienteli nie narzekają też renomowane wypożyczalnie skuterów wodnych w Trójmieście. Jeszcze kilka lat temu zabawa na potężnej wodnej maszynie była uważana za letnią domenę gangsterów na wczasach. Mało którego uczciwego Polaka było bowiem stać na urlopie, by wynająć skuter. Ostatnimi czasy maszyn w naszym kraju jest jednak coraz więcej, spadają zatem ceny ich wynajmu i rośnie liczba chętnych. A kto choć raz wsiadł na te kilkusetkonne maszyny wie, że to rozrywka należąca do najbardziej uzależniających. Dlatego wielu w urlopowym budżecie planuje też kilkaset złotych na choćby półgodzinną przejażdżkę po wodach Zatoki Gdańskiej, gdzie tego typu sprzętu jest dziś najwięcej.
Ci, którzy mają nieco zasobniejszy portfel zamawiają tymczasem naukę latania, pływania i lewitowania w jednym, którą zapewnia flyboard. Sport wodny dopiero raczkujący nad Bałtykiem, ale mający wielki potencjał. Kilka lat temu firma Zapata Racing stworzyła to urządzenie, by umożliwić pływanie z delfinami. Szybko pasjonaci morza znaleźli jednak dla niego nowe zastosowanie i dziś zaczyna się rywalizacja na wysokość lotu, akrobacje, czy osiągniętą prędkość. Instruktorzy flyboardingu przekonują, że najbardziej pojętni uczniowie mogą nie zrobić sobie krzywdy już po 2 minutach nauki. Pół godziny wystarczy podobno, by bawić się samodzielnie. No a uczyć warto się szybko, bo to dziś chyba najdroższa z letnich rozrywek.
Flyboard
Półgodzinna zabawa tym urządzeniem kosztuje w Sopocie nawet kilkaset złotych
Hipsterzy wolą surfing
– Ale hipsterzy przychodzą do nas – żartuje Marek Roskowski, który latem jeździ wzdłuż całego polskiego wybrzeża i popularyzuje w naszym kraju wakeboarding. Czyli w dużym uproszczeniu sportu polegającego na połączeniu nart wodnych, snowboardu i klasycznego surfingu. Zabawa na małej desce za liną na wyciągu bywa niezwykle bolesna przy pierwszych próbach. Gdy jednak uda się opanować równowagę i zamiast zalegać na piasku, surfuje się wzdłuż brzegu, szybko w zapomnienie idą siniaki i obtarcia. – Po pierwsze wake stał się z jakiegoś powodu popularny w necie i na Facebooku. Po drugie, każdy próbujący swoich sił dość łatwo wchodzi w tym na pewien przyzwoity poziom. To jest przewaga tej zabawy nad windsurfingiem, który jest już zabawą w prawdziwie żeglarstwo. Nie każdy ma na to czas i ochotę – tłumaczy popularność tego sportu.
I dodaje, że równie popularny od kilku lat staje się nad nad Bałtykiem inny przybrzeżny sport, czyli skimboarding. Tu cała zabawa polega jednak na wskakiwaniu na maleńką deskę i surfowaniu po płyciźnie wzdłuż brzegu. Najlepsi potrafią wyczyniać wtedy niewiarygodne triki. Oni też zarabiają w sezonie na tym, by zdradzić innym, na jaką falę wskakiwać. Cała zabawa zaczyna się bowiem od wypatrzenia właściwej, delikatnej fali. – Jest szybko, efektownie, ale i bezpiecznie, bo bawiąc się w skim raczej trudno się utopić – mówi instruktor.
Koniec obciachowego banana
Obaj moi rozmówcy przyznają, że aktywny wypoczynek nad morzem wyraźnie stał się dziś obowiązującą modą, a Polacy powoli nauczyli się korzystać na wakacjach z morza. Jednocześnie przyznają, że jeśli mowa modzie na nadmorskie rozrywki to bardzo mocno wychodzą z niej te zabawy, które niegdyś były prawdziwym hitem. – To już dość obciachowe pędzić na gumowym bananie – mówi Marek. – Ostatnio rozmawiałem z kumplem pracującym przy bungee jumpingu. W niektóre dni mają o połowę mniej ludzi niż my – podsumowuje Bartek.