Skąd mają płynąć dobre wzory dla pracodawców? Rząd wydawałby się takim miejscem (wiemy, że to stwierdzenie lekko naiwne). Rząd jednak robi dokładnie to, co niektóre firmy. Proponuje ciężką pracę za zero złotych. "Co najmniej 8 tygodni, 8 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu" – tak wygląda ogłoszenie o stażu w Kancelarii Premiera. Młodzi socjaliści apelują, by bezpłatnych staży w ogóle zakazać. My rozmawialiśmy z Marysią - studentką, która od kilku tygodni za darmo stażuje w KPRM.
3 lipca 2013 roku, Berlin. Premier Donald Tusk i minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz przechadzają się wśród europejskich przywódców podczas konferencji dotyczącej zatrudniania młodych i zwalczania bezrobocia wśród nich. Padają wielkie słowa i wielkie kwoty, które mają pomóc znaleźć pracę bezrobotnymmłodym ludziom. W tym samym czasie Marysia, studentka politologii w Warszawie rozpoczyna swój trzeci dzień pracy w Kancelarii Premiera. Chociaż "pracy" to słowo na wyrost.
Marysia bierze udział w programie "Top-staż", więc przez najbliższe trzy miesiące będzie pracowała za darmo. Udało się jej przejść gęste sito rekrutacji, bo wymagania nie były niskie – w ogłoszeniu napisano, że program "dedykowany jest wyróżniającym się studentom": średnia powyżej 4.0 i co najmniej trzy lata studiów za sobą. Do tego korporacyjna norma: formularz zgłoszeniowy, CV i list motywacyjny. Na koniec rozmowa kwalifikacyjna.
Całe szczęście KPRM nie szuka wykwalifikowanych pracowników do parzenia kawy czy kserowania papierów, ale rzeczywiście stara się wykorzystać ich umiejętności. – Często pracuję nad tym samym, co mój opiekun merytoryczny. Zdecydowanie jest to model partnerski, większość ludzi jest bardzo w porządku, można z nimi pogadać, zadać pytanie, kiedy czegoś nie wiem – relacjonuje nasza rozmówczyni. Dlatego Marysia wierzy, że dzięki nabywaniu realnych umiejętności, będzie miała łatwiejszy start. – Myślałam o pracy w służbie cywilnej i przypuszczam, że informacja w CV o odbyciu 3-miesięcznych praktyk w KPRM będzie miała jakąś wartość – ocenia.
Z jej relacji wynika też, że jest traktowana nieco łagodniej niż etatowi pracownicy Kancelarii. – Mam dużo większą swobodę jeśli chodzi o wymiar godzinowy pracy – nie muszę się tłumaczyć, że przyjdę godzinę później. Nie podlegam tym samym restrykcjom, co pracownicy – relacjonuje. Przyznaje jednak, że praca bez wynagrodzenia przez tak długi okres jest deprymująca. – Pracy za pieniądze zacznę szukać kiedy skończę studia, czyli za rok. Na razie nie mam czasu na pełnowymiarową pracę. Nie chcę, żeby moje studia na tym ucierpiały. Chcę pracować w administracji, a godzin pracy urzędów nie da się dopasować do studiów – dodaje.
Nasza rozmówczyni ma tyle szczęścia, że jest z Warszawy. Ale ci, którzy chcieliby – nawet za darmo – pracować w administracji centralnej, muszą sami znaleźć sobie miejsce do życia w Warszawie. – KPRM jako instytucja publiczna powinna zadbać, żeby dostęp do praktyk był równy dla wszystkich. A tu wyklucza się nie tylko osoby spoza Warszawy, ale także tych absolwentów, którzy skończyli studia i starają się uniezależnić – żalił się w "Gazecie Wyborczej" Patryk Zakrzewski, student z Poznania.
Nie lepiej jest w innych organach administracji – nie tylko rządowej, ale i samorządowych. Warszawski ratusz przekonuje, że nie stać go na płacenie praktykantom, ale ci cieszą się ze stażu, bo zdobywają doświadczenie. Na tym tle pozytywnie wyróżniają się magistraty w Poznaniu czy we Wrocławiu, gdzie staże są płatne. Pieniądze to niewielkie, ale zawsze. Także jako staż można traktować szkolenie wojskowe, o którym pisaliśmy w naTemat. Tam wynagrodzenie to aż 1000 zł za miesiąc – to naprawdę sporo, bo z reguły za staż dostaje się kilkaset złotych, i to raczej bliżej 300, niż 900 zł.
Na bezpłatne zatrudnianie młodych ludzi pozwala przyjęta w 2009 roku ustawa o praktykach absolwenckich. Po ukończeniu gimnazjum młodzi ludzie mogą zostać przyjęci na trzymiesięczne bezpłatne praktyki (nie ma możliwości ich przedłużenia – za kolejny miesiąc trzeba już zapłacić). Ja trafiłem tak po maturze do "Wydarzeń" Polsatu. Po trzech miesiącach zostałem na stałe, już za niewielkie pieniądze. Kiedy przyszły kolejne wakacje redakcję zalała kolejna fala praktykantów. Niektórzy mieli nadzieje na dłuższą karierę w telewizji (i ktoś chyba nawet został na stałe), ale większość miała po prostu zapełnić lukę w grafiku, jaka powstała przez urlopy. Nie ma co ukrywać, że wiele staży to właśnie ratowanie grafiku na czas masowych letnich urlopów.
O ile dla studentów bezpłatny staż to nie problem – wielu z nich nadal utrzymują rodzice, a wakacje spędziliby przed komputerem, to problem pojawia się, kiedy jest się już dawno po studiach. Dzisiaj prawdziwą plagą są całe ciągi staży: kończy się jeden, nie dostaje się pracy, więc szuka szczęścia w innej firmie, znowu za darmo. Pracodawcy przyjmują na takie staże chętnie, bo ponoszą tylko koszty stworzenia stanowiska pracy, nie musząc wydawać na pensję. I chociaż jasne jest, że praktykant nie będzie tak efektywny jak doświadczony pracownik, to i tak pracodawcy opłaca się jego przyjęcie.
Tygodnik "Polityka" opisuje całe pokolenie takich ludzi. Wciąż utrzymują ich rodzice, bo poza bezpłatnymi stażami nie mogą znaleźć zajęcia. I nie pomagają ani skończone studia, ani znajomość języków i kolejne praktyki. Dlatego to zjawisko można nazwać problemem społecznym, a nie jednostkowym. Wydaje się, że nie ma nikogo lepszego niż rząd i ministerstwo pracy, by spróbować ten problem rozwiązać. Kto wie, może nawet jakiś zespół uczestników programu "Top-staż" się nad tym głowi. Co jasne, za darmo.
O skali problemu mówią nie tylko relacje bezrobotnych studentów, ale i twarde dane. W marcu 2013 roku padł kolejny rekord bezrobocia w grupie absolwentów uczelni wyższych. Bez pracy jest 266,6 tys. osób z dyplomem. To o ponad 13 proc. więcej niż rok wcześniej – tempo przyrostu jest zastraszająco duże. I nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się szybko poprawić. Zielona wyspa to pieśń przeszłości, a prace magisterskie bronią kolejne zastępy przyszłych bezrobotnych. Niebezpiecznie zbliżamy się do zachodnioeuropejskiej normy. W Hiszpanii jest co druga osoba między 18 a 30 rokiem życia, a w Grecji ten wskaźnik to ponad 62 proc. – podawał Eurostat w maju.
O sprawę bezpłatnych staży ostro posprzeczałem się z Piotrem Rogowieckim, Dyrektorem Biura Polskiego Związku Funduszy Pożyczkowych, wcześniej eksperta rynku pracy w Pracodawcach RP. – Nie widzę nic złego w tym, że młodzi ludzie zdobędą przez te kilka tygodni doświadczenie. To im w żaden sposób nie zaszkodzi, a może pomóc w znalezieniu pracy – przekonywał mnie mój rozmówca. Przyznał jednak, że w czasach kryzysu to pracodawcy dyktują warunki na rynku. – Ale zapewniam, że nie ma zmowy pracodawców, żeby wysyłać studentów z jednego bezpłatnego stażu na drugi nie zatrudniając nikogo na stałe. Po prostu sytuacja na rynku jest taka, że nowych etatów się nie tworzy – wyjaśnia.
Dlatego na razie młodym pozostaje tylko aplikowanie na kolejne staże i wypełnianie nimi CV. Jednak szansa, że to pomoże im w znalezieniu płatnej pracy jest minimalna. W najlepszym wypadku łatwiej będzie im się dostać na kolejny staż. Oczywiście też bezpłatny.