"Private Eye" na pierwszy rzut oka jest archaiczny. Na dodatek jest nieestetyczny. Chaotyczny układ stron, drobny druczek. Na jednych stronach poważne dziennikarskie śledztwa, na kolejnych satyra z innych przedstawicieli prasy. Jednak to właśnie "Private Eye" jest obecnie najlepiej sprzedającym się czasopismem o sprawach bieżących w Wielkiej Brytanii. Nawet poważany "Economist" nie ma tylu czytelników.
W dobie internetu archaiczne pismo przypominające w swojej formie gazetkę szkolną, posiadające bardzo ubogą stronę www, podbija brytyjski rynek czasopism. Wielkie korporacje prasowe nie mogą się nadziwić, jak to jest, że niemalże niezmieniający się od 50 lat „Private Eye” bije rekordy sprzedaży. Wygląda na to, że dla czytelnika nie liczy się chaotyczny układ stron, poprzecinanych satyrami. Najważniejsze jest treść. Czasem poważna, czasem satyryczna. Dlatego też prowadzony przez Iana Hislopa dwutygodnik jest najlepiej sprzedającym się czasopismem o bieżących sprawach w Wielkiej Brytanii.
W kiosku nietrudno nie zauważyć "Private Eye". Podczas gdy większość magazynów używa okładek do zapowiedzenia tego, co czytelnik znajdzie wewnątrz pisma, to Eye stawia na satyrę. Najczęściej biorą normalne zdjęcie, opatrują je w tytuł i dodają kilka dymków z odpowiedziami. Trafiają one idealnie w czarny, grobowy humor Brytyjczyków. Jednak niekoniecznie są poprawne politycznie, jak chociażby okładka-nekrolog Michaela Jacksona. Natomiast okładka po śmierci Margaret Thatcher spowodowała, że kilku czytelników wycofało swoje prenumeraty (zaś magazyn pochwalił się ich skargami w dziale listów do redakcji).
Czasopismo najpierw było gazetką szkolną, którą wydawali Richard Ingrams i Paul Foot. Kiedy obaj poszli studiować do Oksfordu, poszerzyli swoją redakcję o kolejnych redaktorów, robiąc ze swojego pisma magazyn dla studentów. Jednak po zakończeniu studiów nie zamierzali uśmiercać swojego pisma. W wolnym czasie dalej tworzyli gazetkę, w której wykorzystywali mocne materiały śledcze, które zostały odrzucone przez ich właściwych pracodawców. By lepiej zwrócić na siebie uwagę, a także by nie uchodzić za politycznych agitatorów dodali o drobinę satyry. Dosyć szybko zdobyli popularność, dzięki czemu Ingrams i Foot mogli skupić się wyłącznie na Private Eye.
Najczęściej pozywane pismo w Wielkiej Brytanii
Czasopismo od samego początku było niepoprawnie politycznie. Dwutygodnik wręcz wyspecjalizował się w publikowaniu niewygodnych informacji na temat działań możnych i bogatych tego świata. Często publikuje się informacje, których prasa mainstreamowa boi się podać ze względu na ewentualne procesy sądowe, których "Private Eye" się nie boi. Żeby uchronić autorów, Eye podpisuje ich różnymi pseudonimami. Redakcja ma też dosyć pokaźną sumę, która służy do wypłacania ewentualnych odszkodowań. Procesy, jak wielu przyznaje, są wynikiem złego działania brytyjskich sądów.
Sam naczelny Hislop jest najczęściej zaskarżanym człowiekiem w Wielkiej Brytanii. Od kiedy prowadzi "Private Eye", czyli od 1986 roku, nie było roku, w którym nie otrzymałby pozwu. Czasami z powodu mocnych tekstów, które ukazują się na pierwszych i ostatnich stronach, czasami z powodu źle przyjętej krytyki w postaci satyry. Jednak igranie z kontrowersjami jest tym, co powoduje, że Eye odnosi sukcesy.
Eye atakuje wszystkich, którzy robią coś godnego potępienia. Jeśli jakiś samorządowiec okaże się skorumpowany, to poczytamy o nim w zakładce „Rotten Borroughs” (zgniłe miasteczka). W Nooks & Corners dowiemy się o problemach wokół brytyjskich zabytków. W tym ostatnim głośno komentowano sprawę polskich księży Marianów, którzy w kontrowersyjnych okolicznościach sprzedali zabytkowy pałac. De facto oddany pod ich opiekę, a nie w posiadanie, co można było przeczytać właśnie w "Private Eye".
Formuła na sukces
– To stara formuła powoduje, że ludzie nas czytają – uważa Hislop. – Pismo z jednej strony musi być zabawne, a z drugiej informować o rzeczach o których nie wiesz. Jeśli uda się te dwie rzeczy połączyć, to moim zdanie czytelnik się zainteresuje – mówił redaktor naczelny Private Eye.
I tak rzeczywiście jest. Mówi się, że większość poważanych firm w londyńskim City prenumeruje "Private Eye" ze względu na cenną treść. Tzw. białe kołnierzyki mają nawet dział zadedykowany im na ostatnich stronach czasopisma. Dział ten został nazwany "In the City" i opisuje różne machlojki, które się tam dzieją.
Co ciekawe, mimo wzrostu sprzedaży Hislop zamiast sprzedawać więcej reklam, pozbywa się ich. Jego zdaniem czytelnik kupuje treść, a nie reklamę. Dzięki takim ruchom zyskał kilka stron więcej dla dziennikarzy na i tak mocno zatłoczonych stronach, na których teksty są pisane bardzo drobną czcionką. – Mamy więcej miejsca na dziennikarstwo śledcze. Zadajemy kłam powszechnej opinii. Większość ludzi w branży powtarza, że jest to coś drogiego i nikt się tym nie interesuje. Ja uważam na odwrót – mówi Hislop w wywiadzie dla branżowego "Press Gazette".
Liczby mówią same za siebie. Hislop ma rację. Od kilku lat "Private Eye" jest najlepiej sprzedającym się czasopismem o bieżących sprawach w Anglii. W samym 2012 roku sprzedawano średnio 226 tysięcy egzemplarzy tego dwutygodnika. Na drugim miejscu znalazł się "The Economist" z 210 tysiącami sprzedanych kopii, zaś trzeci "The Week" znalazł się poniżej pułapu 200 tysięcy kopii.
Atak na pozostałe media
Co jeszcze wyróżnia "Private Eye" na tle ich konkurentów? Zamiast wyłącznie skupiać się na politykach i osobach publicznych atakuje także media. Nawet dziennikarze nie uchronią się przed złośliwym piórem dziennikarzy tego dwutygodnika. W drugiej części magazynu, który jest bardziej satyryczny The Gnome (jak siebie przezywa "Private Eye") produkuje przeróbki wydań różnych znanych pism.
Doszło do tego, że każdy dziennik w Wielkiej Brytanii ma w "Private Eye" swoją ksywkę. Np. "Telegraph" ze względu na związki z partią konserwatystów, zwanych torysami jest przyzywany Torygraph, "Guardian" z powodu literówek jest Gruaniadem. Co wydanie możemy natrafić na artykuły, które w swojej formie nieco przypominają pojawiający się w naszej sieci „Faktoid”.
Poważne pomieszane z satyrą powoduje, że Eye potrafi trafić w gusta wielu. Obok poważnego reportażu śledczego, możemy znaleźć przezabawny komiks o supermodelkach znakomitego satyryka Nicka Kerbera. Na dodatek Gnome ma dobre relacje z czytelnikami i część działów tworzy we współpracy z nimi. Tak jest w przypadku kolumny „Dumb Britain” (Głupia Brytania) która przedstawia odpowiedzi uczestników teleturniejów, czy „Commentatorballs” cytujący wpadki komentatorów. Dariusz Szpakowski byłby ich ulubieńcem.
Gdyby komuś, kto nie zna "Private Eye", trafiła się kopia tego czasopisma nazwałaby je wielkim nieporozumieniem. Archaicznie łamane strony, słabej jakości gramatura papieru. Swoją grafiką przypomina raczej gazetkę szkolną, a nie magazyn, który bije na głowę "The Economist "w liczbie sprzedanych egzemplarzy. Ale może właśnie ten cały chaotyczny miszmasz, i brak istnienia w internecie stoi za tym, że "Private Eye" od ładnych kilku lat rządzi i panuje na Wyspach.