Marcin Sołtyk, Jan Kuroń, Agata Wojda, Dorota Minta, Jarosław Uściński i Grzegorz Łapanowski, czyli prawdziwi eksperci od spraw kulinarnych, opowiadają nam o tym, gdzie lubią zjeść, kiedy sami nie gotują. Przekrój jest szeroki: od kebaba "Efes" po "Atelier Amaro".
Maja Święcicka pisała w środę w naTemat o wyjątkowym przewodniku po restauracjach świata, stworzonym przez znanych szefów kuchni. Postanowiliśmy sporządzić podobny, lecz internetowy poradnik, w którym przewodnikami byliby polscy eksperci świata gastronomii. Nie wszyscy z nich mogą się poszczycić tytułem szefa kuchni, ale wszyscy mają o gotowaniu naprawdę dużo ciekawego do powiedzenia. Zapraszamy do naszego zestawienia.
Marcin Sołtyk, szef kuchni restauracji “Jeff's”
Kiedy idę do restauracji, liczy się dla mnie tylko dobre jedzenie. Wystrój czy obsługa to sprawy drugorzędne: kelner może być taki, czy inny, może mieć gorszy dzień. Ja raczej się tym nie interesuję, skupiam się na jedzeniu. I tak jak fryzjer jest gotowy jechać na koniec miasta, żeby tylko dobrze się ostrzyc, tak i my kucharze możemy zrobić wiele, by znaleźć restaurację na odpowiednim poziomie.
Jeśli chodzi o Warszawę, to osobiście lubię bywać w “Noodle World” przy Żelaznej. Serwują tam bardzo dobre makarony i są niezwykle systematyczni – nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby któreś z dań mnie zawiodło. Wysoko cenię sobie także “Aioli” przy Świętokrzyskiej. Dlaczego? Maja tam niezłą pizzę i bardzo dobre jak na włoską restaurację hamburgery.
Jan Kuroń, kucharz
Po pierwsze, “Bar Gdański” przy Andersa. Ten bar mleczny pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa. Do dziś zachował swój wyjątkowy klimat i wciąż pracuje tam przemiła obsługa. Moja żona uwielbia tamtejsze pierogi ze szpinakiem, ja preferuję rewelacyjny ozorek. Bywam też w “Dziurce od klucza” przy ul. Radnej, małym lokaliku otwartym przez moich znajomych. To kameralne miejsce, gdzie podają świetne makarony. Zaletą jest też nie nazbyt obszerne menu.
Ponieważ niestety jestem mięsożercą, polecam też “Butchery and Wine” – naprawdę świetny wybór mięs. Nie mógłbym też nie wspomnieć o “Sowa&Przyjaciele”. Robert Sowa to bądź co bądź człowiek-instytucja.
Jeśli chodzi o jedzenie poza Warszawą, to mam swój ulubiony zajazd “Oaza” na trasie do Bydgoszczy i Torunia. Zawsze zatrzymywaliśmy się tam na pstrąga prosto z pobliskiej hodowli.
Agata Wojda, szefowa kuchni w “Opasłym Tomie”
Jest kilka miejsc, do których bardzo chciałabym chodzić regularnie, ale niestety mnie na to nie stać (śmiech). Po pierwsze “La Rotisserie” w Hotelu Regina, gdzie szefem kuchni jest Paweł Oszczyk. Poza tym “Nolita” z Jackiem Grochowiną przy ul. Wilczej 46 i oczywiście “Atelier Amaro”. To są miejsca bardzo inspirujące, ale niestety nieco poza moim zasięgiem, mogę więc podać takie, gdzie bywam częściej.
Podoba mi się nowa kuchnia włoska w “Mące i Wodzie” przy Chmielnej. Ponieważ kocham wino, lubię też bywać na Mokotowskiej w “Ale Winie”. Nie ma tam jakiegoś wielkiego gotowania, ale przekąski do wina są świetne. Czego oczekuję od knajp, do których chodzę? Muszę mieć do nich zaufanie i wiedzieć dokładnie, które pozycje w menu są warte grzechu. Często jest tak, że w danym miejscu zamawiam tylko jedno ulubione danie i nic innego – tak jest np. z carpaccio w “Mela Verde”.
Dorota Minta, psycholog, blogerka kulinarna
Najczęściej jadam w Warszawie. Wybierając miejsce kieruję się osobowością kucharza. Lubię kiedy czuć, że to gotuje właśnie ta, konkretna osoba. Najczęściej bywam w “Soul Kitchen” i “12 stolikach”. Mam też jednak swoich faworytów poza stolicą.
Cenię sobie nowoczesną kuchnię w gdańskiej “Metamorfozie”, i świetne ryby w sopockiej restauracji “Bulaj”. W Lublinie urzekło mnie “16 stołów” i “Kardamon”. To ostatnie miejsce polubiłam za bardzo fajne podejście do dzieci: to jedna z niewielu restauracji, gdzie naprawdę się o nich myśli, a nie skazuje na dziecięce menu składające się ze spaghetti, albo frytek z paluszkami rybnymi.
Jarosław Uściński, szef kuchni i właściciel “Moonsfery”
Nie chodzę zbyt dużo do eleganckich restauracji. Odpoczywam raczej w gastronomii “casualowej”. Niedaleko Bukowiny Tatrzańskiej jest restauracja “Bury Miś”. Właściciel ma prawdziwego fioła na punkcie designu, spawania, metaloplastyki, a jego żona świetnie gotuje. I oboje bardzo lubią ludzi. Jeśli chodzi o Warszawę, to cenię sobie Pawła Oszczyka i Karola Okrasę. I na tym w sumie moja lista się kończy.
Warszawa jest pełna gastronomii, ale moda na gastronomię wyrządza jej krzywdę. Co chwilę na Pudelku można przeczytać o kolejnych celebrytach otwierających swoje restauracje, ale to przecież fikcja – w KRS-ie nie znajdziecie ich nazwisk. Z nostalgią myślę o powoli upadającym barze “Chińczyk” na rogu Okopowej i Żytniej. Pamiętam jeszcze czasy, gdy mieścił się przy pl. Bankowym – ktoś z klasy zrywał się z lekcji, żeby trzymać nam miejsce w kolejce.
Grzegorz Łapanowski, kucharz
O moich ulubionych miejscach w Warszawie pisałem dużo na blogu w naTemat. Było tam ze trzydzieści propozycji. Gdybym miał wybrać kilka, to byłyby to: “Toan Pho” przy Chmielnej, “Mąka i woda”, “Pizza Inferno” i “Kebab Efes” na Saskiej Kępie – półtorej baraniny, cienkie ciasto, sos mieszany. Wybierając lokale, do których chodzę, kieruję się głównie relacją ceny do jakości. Wiadomo, że jeśli ktoś często je na mieście, nie będzie stołował się w najbardziej ekskluzywnych restauracjach.