Nie rozumiem szaleństwa Brytyjczyków na punkcie ciąży Kate
Michał Mańkowski
12 lipca 2013, 11:52·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 12 lipca 2013, 11:52
Nie rozumiem Brytyjczyków. I wcale nie chodzi mi o ich specyficzny humor. Ze zdumieniem, rozbawieniem, zdziwieniem obserwuję to, co aktualnie dzieje się na Wyspach. A chodzi mianowicie o masowe oczekiwanie na poród księżnej Kate. To wręcz kuriozalne, jak wielkie emocje wywołuje dziecko, które jeszcze nie zdążyło przyjść na świat.
Reklama.
W telewizji kilka materiałów prosto z Wielkiej Brytanii. Podobnie w internecie i radiu. O co chodzi? O ciężarną Kate Middleton. Wszyscy podekscytowani czekają na rozwiązanie ciąży. I choć datę porodu wyznaczono dopiero na sobotę, to pod szpitalem, w którym znajduje się żona księcia Williama, od kilku dni koczują fotoreporterzy z całego świata.
Utrudnienia w parkowaniu, specjalnie miejsca dla dziennikarzy, którzy szykują sobie miejsca na… specjalnych drabinach. Dokładne analizy przebiegu ciąży i samego porodu. Ilu będzie lekarzy, kto będzie w szpitalu, co sądzą o tym sami Brytyjczycy. Do tego dochodzi istne komercyjne wariactwo. Królewskie śpioszki, kubki, a nawet… nocniki. Wielką Brytanię zalewają pamiątki jeszcze nienarodzonego potomka. Jak informuje TVN24, biznes związany z narodzinami dziecka Kate i Williama wyceniany jest na ponad 1,2 mld złotych. Przyszły król bądź królowa zarabia fortunę, mimo że na świecie jeszcze się nie pojawił.
No właśnie, chłopiec czy dziewczynka? To jedno z najważniejszych pytań, na które odpowiedzi szukają absolutnie wszyscy. Także bukmacherzy, którzy dają możliwość obstawienia absolutnie wszystkiego. Nie tylko płci i daty porodu, ale także imienia królewskiego potomka.
Nie rozumiem tej dzikiej fascynacji. Z jednej strony myślę sobie, że to totalne wariactwo i uśmiecham się z politowaniem. No bo jak można ekscytować się do tego stopnia narodzinami dziecka. Ja wiem, że Brytyjczycy są bardzo przywiązani do swojej rodziny królewskiej, ale to, co się tam dzieje, to gruba przesada. Rozumiem, że to przyszły król lub królowa, ale bądź co bądź na tronie zasiądzie dopiero za kilkadziesiąt lat. W kolejce do korony jest jeszcze książę Karol, a potem jego – wciąż młody – syn William. Przecież niektórzy z dzisiaj świętujących, nawet nie doczekają rządów potomka, którego tak hucznie wyczekują. Potomka, który na dobrą sprawę po prostu… będzie. Nie od dziś wiadomo, że rodzina królewska pełni tylko funkcję reprezentacyjną.
Z drugiej, trochę im tego zazdroszczę. Fajnie, że potrafią się jednoczyć wokół rodziny królewskiej. W momencie, gdy my mamy jedną polityczną kłótnię za drugą, oni się cieszą i bawią. Tylko po co?