Ustawa śmieciowa wprowadza chaos, drożyznę i niejasne zasady wywozu? Nie dla wszystkich. Zgłosił się do nas Czytelnik, który nowe przepisy chwali pod niebiosa. Bo zamiast płacić 300 złotych, tak jak do tej pory, zapłaci miastu 60 zł. Różnicę, zapewne, pokryje miasto. Stolica nie przewidywała, że czasem będzie musiała dopłacić.
Pan Robert mieszka w Warszawie w domu jednorodzinnym, z żoną i dwójką dzieci. Jak opowiada, do tej pory za wywóz śmieci prywatna firma wystawiała mu fakturę na 300-400 złotych. Teraz zaś, po śmieciowej rewolucji, musi płacić jedynie... kilkadziesiąt złotych. Sprawa śmieci została bowiem rozwiązana w taki sposób, że obywatel ma płacić wyłącznie miastu, a już miasto samodzielnie rozliczy się z faktury z firmą wywożącą śmieci – przynajmniej dopóki nie zostanie rozstrzygnięty przetarg na to, kto w imieniu miasta ma je wywozić, ale to dalsza przyszłość.
Bogaci zapłacą taniej...
Po kilku rozmowach z innymi mieszkańcami dużych domów, okazało się, że są w podobnej sytuacji. - Do tej pory płaciłam ponad 200 złotych. Teraz mam zapłacić kilkadziesiąt, nawet nie pamiętam ile – mówi mi mieszkanka Konstancina, która mieszka z mężem i dzieckiem. Podobnie mówią osoby z Mokotowa i Saskiej Kępy. Jak przyznają, po zmianie przepisów płacą zdecydowanie mniej, chociaż sami nie wiedzą czemu. - Ja się tym nie martwię - mówi mi Anna z Mokotowa, właścicielka domku jednorodzinnego. W zależności od umów, które mieszkańcy mieli z firmami wywozowymi, "bogaci" mogą więc zaoszczędzić nawet do 300 złotych miesięcznie.
Czy to znaczy, że w takim przypadku miasto będzie dopłacać różnicę między wcześniej wystawianą fakturą, a tym, co płaci obywatel? Niestety, ale zapewne tak. Jak wyjaśniła mi rzeczniczka ze stołecznego ratusza Agnieszka Kłąb, miasto płaci firmom za "faktycznie wykonaną usługę wywozu śmieci". Więc jeśli wywóz śmieci u pana Roberta kosztuje 300 złotych, to miasto będzie musiało tyle zapłacić i w efekcie - dopłacić. Jak dowiaduję się od firm wywożących śmieci, ceny wywozu, gdy faktury rozliczali jeszcze mieszkańcy, były bardzo różne. - Wszystko zależało od tego, jaka częstotliwość wywozu, gdzie, dokąd. Różnice w cenach w jednym mieście mogą wynosić nawet 100 proc. - mówi mi przedstawiciel firmy EKO-WAR.
Oczywiście, w teorii w fakturę można wpisać wszystko, ale Bartosz Milcarczyk z ratusza już w czerwcu przekonywał, że miasto będzie faktury "weryfikowało".
Jednocześnie jednak, po spotkaniu samorządowców z przedstawicielami firm wywożących śmieci, zapewniano, że faktury wystawiane miastu będą takie same, jak spółdzielniom czy mieszkańcom. Potwierdzają to przedstawiciele firm, z którymi miasto podpisało porozumienie o pomostowym wywozie śmieci (obowiązuje ono do 1 stycznia 2014 roku). Jak się od nich dowiaduję, złożyli oni sprawozdania fakturowe z trzech ostatnich miesięcy (czerwca, maja i kwietnia) do urzędu miasta i po prostu nie wolno im wystawiać faktur na kwoty dużo niższe czy wyższe – muszą trzymać się tego, co było wcześniej. Czyli firma wywożąca śmieci u pana Roberta wystawi miastu fakturę na ok. 300 złotych, on sam zaś zapłaci o wiele mniej.
... A miasto do nich dopłaci?
Na chwilę obecną wygląda to więc tak, że najprawdopodobniej w przypadkach takich, jak pana Roberta, miasto będzie po prostu dopłacać do wywozu w wielu miejscach. Kwoty takiej dopłaty, oczywiście, zależne są od umowy, jaką miał wcześniej klient i tego, jak i z kim mieszka, ale moi rozmówcy przyznają, że może być sporo takich osób, jak pan Robert. - Chociaż dla większości ludzi oznacza to odwrotną sytuację: płacili mało, a teraz będą oddawać miastu o wiele więcej – podkreśla rozmówca z jednej ze spółek.
Gdy pytam Agnieszkę Kłąb z ratusza, czy miasto jest przygotowane na to, że będzie musiało dopłacić i czy w związku z tym planowano to np. w budżecie, słyszę tylko, że nie, ale wszystko dopiero się okaże. - Na początku sierpnia będziemy znali bilans finansowy z pierwszego miesiąca takiego systemu i wtedy zobaczymy, czy są jakieś straty i po czyjej stronie – informuje rzeczniczka. Jak przypomina, miasto nie musi być na minusie, bo właśnie wiele osób będzie płacić urzędowi więcej, niż wcześniej prywatnej firmie. Co więcej, opłaty różnią się w zależności od pory roku, bo na przykład w zimie nie trzeba wywozić liści i innych tego typu odpadów, które powstają tylko na wiosnę i w lecie przy domach jednorodzinnych.
Na pewno Warszawa nie zarobi, bo system został stworzony tak, by gminy nie zyskały na tym ani złotówki, ostateczny bilans ma wychodzić na zero. Stawki dla obywateli zostały bowiem opracowane na podstawie faktur przesłanych przez firmy miastu – ratusz więc wiedział, jakie ogółem będzie musiał ponieść koszty. Teoretycznie więc miasto powinno wyliczyć wszystko tak, by bilans finansowy nie był ujemny i uwzględnić w tym ewentualne dopłaty w przypadkach takich, jak p. Roberta. Ale dopiero w sierpniu się okaże, czy urzędnicy przypadkiem się nie przeliczyli.
Warto przy tym podkreślić, że według polityków opozycji, zasiadających w Radzie Warszawy, opłaty śmieciowe dla wielu mieszkańców zmienią się na gorsze, czyli wyższe, niż dotychczas. Jeśli więc bilans w budżecie miasta faktycznie, zgodnie z zapowiedziami, wyjdzie na zero, wiadomo już, kto dopłaci do wywozu wielu bogaczy – ci biedniejsi.
Mamy dane z zakładów gospodarki nieruchomościami z całego miasta. Naliczenia będą na podstawie dotychczasowych faktur, które firmy do tej pory wystawiały mieszkańcom. CZYTAJ WIĘCEJ