Choć rower staje się w polskich miastach coraz bardziej popularnym środkiem transportu i coraz więcej osób dojeżdża na nim do biur, urzędów, czy ministerstw, zmiany mentalności przebiegają powoli. Wciąż pokutuje stereotyp mówiący, że "poważny" prezes czy polityk powinien jeździć limuzyną. Ale i to powoli się zmienia.
Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon w ramach swojej publicznej działalności często bierze udział w spotkaniach z politykami. W weekend opowiadała w radiu Tok FM o swoich doświadczeniach związanych z faktem, że na rozmowy w Kancelarii Prezydenta czy Premiera zdarza się jej przyjeżdżać na rowerze.
Szymielewicz tłumaczyła, że ten problem dotyczy przede wszystkim strażników, sztywno trzymających się procedur bezpieczeństwa i mocno zdziwionych obecnością gościa na rowerze. Wedle jej słów taką osobę ochrona stara się jak najszybciej “spławić”, sądząc, że musiała zajść jakaś pomyłka. – Ten pierwszy moment kontaktu jest naprawdę dyskryminujący – skarżyła się Szymielewicz.
W stroju rowerowym nie wejdziesz
Ewa Wolak, posłanka PO i przewodnicząca Parlamentarnej Grupy Rowerowej mówi, że do Sejmu rowerem nie jeździ, bo mieszka w Domu Poselskim. Przyznaje jednak, że sytuacje opisywane przez prezeskę Fundacji Panoptykon rzeczywiście mają miejsce: – Kiedyś straż nie chciała wpuścić do budynku mojego gościa, tylko dlatego, że był w stroju rowerowym – wspomina. Jej zdaniem to wynik wciąż pokutujących w Polsce stereotypów na temat rowerzystów i powolnych przemian naszej mentalności.
Rafał Muszczynko z warszawskiej Masy Krytycznej w rozmowie z naTemat wspomina czasy, gdy jako przedstawiciel organizacji Miasto dla Rowerów przyjeżdżał na rowerze do Sejmu na spotkania z komisją infrastruktury. – Choć chodziłem tam w rowerowych ciuchach, nie pamiętam jakichś zdziwionych spojrzeń ze strony posłów – twierdzi.
Przyznaje jednak, że przez Straż Marszałkowską był odbierany jako ciekawostka lub nawet zagrożenie: – Mam wrażenie, że czasem obawiali się, że mogę być terrorystą – śmieje się Muszczynko. Jego zdaniem sposób postrzegania rowerzystów jest ściśle związany z miejscem w strukturze społecznej: osoby lepiej wykształcone, na wyższych stanowiskach, bywające za granicą, traktują jeżdżenie na rowerze jako coś naturalnego. Jednak wśród wielu z nas wciąż pokutuje stereotyp, że rower to środek lokomocji typowy dla biednych mieszkańców wsi.
Idzie ku lepszemu
Joanna Erbel, aktywistka miejska związana z “Krytyką Polityczną”, przyznaje, że trudno jej komentować opinię Katarzyny Szumielewicz, bo nie ma właściwego punktu odniesienia: – Na żadne spotkania, w tym te z politykami, nigdy nie podjeżdżałam taksówką, bo od czterech lat poruszam się rowerem – mówi. Jej zdaniem w tym czasie wiele zmieniło się jeśli chodzi o postrzeganie rowerzystów.
Zdaniem Erbel zmianę mentalności widać również wśród urzędników, zwłaszcza samorządowych. Jest to dobrze widoczne m.in. w Warszawie, która od zeszłego roku ma swój rower miejski, Veturilo.
– Decyzja o wprowadzeniu Veturilo była niejako oficjalnym sygnałem, że “rower jest ok” i że jest to równie zasadny sposób przemieszczania się po mieście, co tramwaj, metro czy autobus. Poza tym, coraz więcej urzędniczek i urzędników jeździ do pracy na rowerze albo przejeżdża ze spotkania na spotkanie na Veturilo. Jak ich spotykam na mieście chwalą się, że dziś są rowerem. Oni już wiedzą, że rower jest cool! – twierdzi Erbel.
O tym, że jeszcze niedawno było inaczej, mówił w wywiadzie dla Gazety.pl Janusz Onyszkiewicz, który na rowerze jeździł do pracy od kilkudziesięciu lat.
– Zupełnie nie mam nieprzyjemnych doświadczeń związanych z jazdą na rowerze – twierdzi jednak Wojciech Olejniczak, znany wśród polityków amator cyklistyki. Jego zdaniem to, że w Warszawie wciąż jest mniej rowerzystów niż choćby w Brukseli, to bardziej efekt braku infrastruktury, niż naszej mentalności.
Olejniczak nie wierzy też, że dziś wciąż krzywo patrzy się na posłów, ministrów, dyrektorów czy prezesów jeżdżących na rowerze: – Jeśli ktoś jest dobrym prezesem, nikt nie będzie zwracał uwagi na to, czym przyjeżdża do pracy – mówi Olejniczak.
Kiedy wysiadam z taksówki, jestem traktowana niemalże jak minister, a jak jadę rowerem, to myślą sobie: “przyjechała licealistka, zawraca głowę, coś pewnie chciała sobie obejrzeć”. Nikt nie zakłada, że to jest poważny interesant, który przyjechał na spotkanie i traktuje się takiego człowieka naprawdę inaczej. CZYTAJ WIĘCEJ
Ewa Wolak
PO
Podziwiam osoby, które dojeżdżają do pracy na rowerze. W takich krajach jak Dania jest to naturalna sprawa, lecz u nas często wciąż wywołuje konsternację.
Joanna Erbel
aktywistka miejska
Na początku wiele osób bardzo się dziwiło, że jeżdżę również zimą. Dziś jest to już na tyle oczywiste, że na mój widok inni często mają potrzebę wytłumaczenia się, dlaczego sami nie przyjechali na rowerze, zwykle są poważne powody, zdrowotne.
Janusz Onyszkiewicz
Traktowali to jako nieszkodliwe dziwactwo. Kiedyś za granicą kupiłem kombinezon, żeby móc jeździć w czasie deszczu. Kiedy w tym ubiorze przychodziłem zmoczony do Sejmu i zabierałem się do zdejmowania spodni, widziałem panikę w oczach szatniarzy: co on tu za chwilę będzie robił? CZYTAJ WIĘCEJ