
I właśnie dlatego teraz może nadejść kres tej legendy. - My jesteśmy już starsze panie. Emerytki grubo po sześćdziesiątce. Czterdzieści lat pracujemy w tym miejscu i powoli czas na chyba zasłużony odpoczynek - mówi naTemat Hanna Litwińska, która wraz z dwoma innymi koleżankami tworzy legendę Chińczyka już czwartą dekadę. Panie robią jednak wszystko, by to miejsce ocalić w dotychczasowej formie. - Stawiamy warunek, że ten, kto weźmie od nas lokal musi utrzymać tu chińską kuchnię. Chętnych na samo miejsce, zrobienie tutaj jakiegoś innego baru jest wielu - dodaje pani Hania.
Dlatego właścicielki Chińczyka chcą zachęcić ewentualnego następcę przekazując mu wraz z kluczami do lokalu także ich cenne receptury, które zdobywały przez lata, a których próżno szukać w "chińskich" barach, które w pewnym momencie pojawiły się na każdym rogu. - I może te chińskie budy odczuwają teraz problemy, bo to się komuś wreszcie przejadło. A u nas jedzenia zawsze było oryginalne, zdrowe i ponadczasowe. Dlatego nie przeje się nigdy - zapewnia Hanna Litwińska. Jednocześnie w barze dodają, że to miejsce prawdopodobnie poprowadzą najdłużej do końca roku. Właścicielki są już po prostu zbyt zmęczone wieloletnią, ciężką pracą.
- Kuchnia chińska może jeszcze wieloma rzeczami Polaków zaskoczyć i wielka szkoda, że się od niej odwracamy - mówi kierownik sopockiego Zhong Hua. Zdaniem Andrzeja Kwiatkowskiego, dopiero od kilku lat, gdy nad Wisłą można o wiele łatwiej zdobyć większość oryginalnych składników i przypraw, orientalne jedzenie powinno przeżywać swój renesans. A jest wręcz przeciwnie.