Jeśli chodzi o rzecznikowanie, Adam Hofman czerpie wzorce od najlepszych. Podobnie jak z Pawłem Grasiem najłatwiej jest skontaktować się z nim przez Twittera. Rzecznik PiS jest tam aktywny do tego stopnia, że zajął nawet 3. miejsce w rankingu ćwierkających polityków. Jednak w kilka dni po ogłoszeniu wyników, liczba obserwujących go osób spadła o kilkadziesiąt tysięcy.
Adam Hofman, rzecznik Prawa i Sprawiedliwości, coraz odważniej poczyna sobie na Twitterze. Za jego sporą aktywnością idą nagrody – Hofman zajął trzecie miejsce w rankingu najbardziej aktywnych polityków używających Twittera. W dużym stopniu przyczyniła się do tego liczba followersów, czyli użytkowników obserwujących polityka na Twitterze.
Oszałamiająca kariera Twitterowego konta Adama Hofmana zaczęła się 13 czerwca. Wtedy liczba obserwujących Hofmana wynosiła około 27 tysięcy. Dwie doby później było ich o 100 tys. więcej – wynika z danych przygotowanych na prośbę naTemat przez firmę NapoleonCat.com, która zajmuje się mediami społecznościowymi. Co ciekawe, z czasem liczba ta zaczęła dramatycznie topnieć. Między 10 lipca a 22 lipca Hofmanowi ubyło 66 tys. obserwujących.
Wiadomo, że znacznie łatwiej jest stracić niż zyskać fanów i obserwujących, ale tak dramatyczny spadek jest zastanawiający. W sieci wprost pojawiają się opinie, że Hofman kupił obserwujących, aby poprawić statystyki. Jeśli to prawda, to czerpie wzorce z najlepszych. Podczas kampanii prezydenckiej w 2012 roku wykazano, że Mitt Romeny, kandydat Republikanów, kupił kilkadziesiąt tysięcy followersów. Według ekspertów, co czwarte z 880 tys. kont obserwujących polityka było sztucznie wykreowane i zostało usunięte przez administratorów serwisu. Koszt tysiąca followersów to około 18 dolarów.
Adam Hofman wie jak wzbudzić zainteresowanie nie tylko internautów, ale i tradycyjnych mediów. W weekend dyskutowano o jego wpisie krytykującym odwołanie meczu Lechia-Barcelona. To właśnie najlepsza metoda powiększania zasięgu tego wciąż mało popularnego w Polsce medium. To przez kontrowersyjne opinie, podchwycone później przez gazety i telewizje, ponad 100 tys. obserwujących zgromadzili Janusz Palikot i Radosław Sikorski. Właśnie oni odkryli, że realne polityczne newsy generować można w świecie wirtualnym.
Zakup hurtowy
Dlatego nie byłoby nic dziwnego w tym, gdyby Hofman próbował sztucznie podnieść rzeszę odbiorców swoich opinii. Z pomocą przychodzi chociażby strona Buy Followers. Jak pokazuje cennik, kupienie 50 tys. obserwujących na okres 20-25 dni to koszt 300 dolarów. Jeśli poseł PiS zdecydowałby się na ten pakiet, abonament kończyłby się właśnie teraz i firma zaczęłaby wycofywać swoje konta.
Na prośbę naTemat Twitterowi polityka PiS przyjrzeli się eksperci firmy NapoleonCat.com, która zajmuje się mediami społecznościowymi. – Nie mogę powiedzieć wprost, że followersi posła Hofmana zostali kupieni, ale takich wzrostów nie obserwujemy nawet na największych profilach na Facebooku czy Twitterze – przyznaje Oskar Berezowski, główny analityk NapoleonCat.
Nasz rozmówca trochę dla zabawy porównuje to z Justinem Bieberem, który ma jeden z najpopularniejszych profili na Twitterze. – Nawet u niego wzrosty rzędu 100 tys. zdarzają się niezwykle rzadko – wyjaśnia. Przyznaje jednak, że kupowanie lajków na Facebooku jest łatwiejsze do udowodnienia niż oszustwa na Twitterze.
"Niewiarygodny i nienaturalny jak na Polskie warunki"
Wzrost popularności Hofmana może dziwić, tym bardziej, że w okresie największego wzrostu polityk nie zabłysnął szczególnie głośną i kontrowersyjną wypowiedzią. – Naturalny wzrost w takim tempie jest niewiarygodny, co nie znaczy, że niemożliwy – ocenia Berezowski. Niewykluczone, że to któryś z politycznych konkurentów chciał zaszkodzić wizerunkowi Hofmana i zlecił firmie "napompowanie" konta posła.
– Sprawdzaliśmy to dla Facebooka, ale dla Twittera mechanizm wygląda podobnie. Kupujący podaje jedynie adres strony, która ma zostać zasilona i nie jest potrzebne posiadanie dostępu do konta, bo lajki i followersów dodaje się z zewnątrz. Dlatego mógł to zrobić ktoś inny – przyznaje.
Z politycznego i wizerunkowego punktu widzenia manipulowanie liczbą obserwujących nie przyniesie nic dobrego. – Ta sprawa może tylko zaszkodzić Adamowi Hofmanowi – ocenia Tomasz Skupieński, ekspert ds. wizerunku i bloger naTemat. – Kupowanie followersów nie kosztuje wiele, więc pewnie ktoś doradził mu, żeby wydać kilkaset złotych i podniósł miejsce w rankingu. Ale właściwie co na tym zyskał? Przecież to nie był jakiś niesamowicie ważny ranking. A kiedy sprawa wyjdzie na jaw będzie wałkowana przez kilka dni. Dziwię się, że wybrał taką drogę na skróty – przyznaje.
Niszowy Twitter
Zachowanie Hofmana dziwi jeszcze bardziej, biorąc pod uwagę, że Twitter to w Polsce wciąż niszowe medium. – W naszym kraju ten serwis może służyć raczej promocji posłów z tylnych ław, a nie czołowych polityków, a takim niewątpliwie jest Adam Hofman. Przecież dziennikarze i tak muszą go śledzić, więc nic nie zyska na tym, że kupi sobie obserwujących – zauważa Tomasz Skupieński.
Podobnie twierdzą autorzy branżowych poradników.
Może to znana powszechnie ogromna ambicja posła Hofmana kazała mu za wszelką cenę przegonić Donalda Tuska (70 tys. obserwujących)?
Próbowaliśmy spytać samego zainteresowanego o wahania liczby obserwujących jego konto na Twitterze. Niestety nie udało się nam z nim skontaktować zarówno przez telefon komórkowy (to akurat nie nowość), jak i przez biuro prasowe Klubu Parlamentarnego. Hofman nie odpowiedział nam także na Twitterze.
No właśnie. Kupiony obserwator to nie to samo co… nazwijmy to „uczciwie zdobyty”. Dlaczego?
Kupiony obserwator nie przeczyta twoich tweetów,
Nie przekaże dalej twojego tweetnięcia (RT),
Nie wie kim jesteś i czym się zajmujesz,
Nie kliknie w twój link,
I właściwie – nawet nie musi być człowiekiem CZYTAJ WIĘCEJ