Politycy przekonują, że Twitter to doskonałe narzędzie do kontaktu z wyborcami. Jednak jest to kontakt jednostronny, polegający na objawianiu przez polityków swoich życiowych mądrości. Od czasu do czasu zamienią jeszcze słówko z kolegą z partii lub dziennikarzem Ewentualnie posprzeczają się z politycznym konkurentem. I na tym dialog z "wyborcami" się kończy.
W naszym kraju konta na Twitterze ma około 18 procent internautów, jednak mniej niż połowa z nich (7 procent) to użytkownicy aktywni. Polskie gwiazdy Twittera mają od kilkunastu do około stu tysięcy followersów, co nawet biorąc pod uwagę liczbę internautów stawia ich daleko w tyle za najpopularniejszymi politykami w ojczyźnie tego serwisu. Baracka Obamę śledzi 30,5 miliona użytkowników, a Bill Clinton, który zaczął pisać na Twitterze dopiero 25 kwietnia ma już ponad 320 tys. czytelników.
Miłośnicy Twittera w naszym kraju nie są może liczni, ale wpływowi. Piszą premier, wicepremierzy, ministrowie i wielu dziennikarzy. – Moja obecność na Twitterze to próba połączenia pracy i przyjemności – deklaruje Wojciech Szacki z "Polityki". – I tak interesuję się polityką, więc nawet gdybym nie zajmował się nią zawodowo, pewnie byłbym obecny na Twitterze. Jednak rzeczywiście ten serwis daje dużo przyjemności: są tam ciekawe linki, komentarze i przede wszystkim informacje znacznie szybciej niż w tradycyjnych mediach. Jest też grupa użytkowników z ogromnym poczuciem humoru i czytam ich żeby się pośmiać – wymienia dziennikarz.
Przyznaje jednak, że ze względu na naturę serwisu liczba osób, które można śledzić i z którymi można dyskutować jest ograniczona. – Złapałem się na tym, że kiedy wychodzę z pracy na godzinę czy dwie mam nagle do przeczytania kilkaset Tweetów i nie jestem w stanie tego nadrobić. Śledzę 190 osób i niektórzy piszą kilka razy dziennie, inni kilka razy w miesiącu, a niektórzy kilkanaście razy na godzinę. Zdarzyło mi się usunąć kilka osób, bo zaśmiecały mi timeline – mówi nasz rozmówca.
Zdaniem dziennikarza tylko najbardziej popularni politycy mogą używać Twittera jako narzędzia dotarcia do masowego wyborcy. – Takie gwiazdy Twittera, jak Radosław Sikorski, Donald Tusk, Janusz Palikot czy Adam Hofman coś napiszą, jest duża szansa, że podchwycą to tradycyjne media i ich komunikat dotrze do masowego wyborcy – ocenia. Zauważa też, że komunikacja polityków z twitterowiczami nie funkcjonuje na takich samych zasadach.
– Dziennikarze mają lepszą pozycję niż pozostali użytkownicy serwisu. Kiedy Konrad Piasecki wymienia się tweetami ze Sławomirem Nowakiem to jest to rozmowa na tym samym poziomie. Nie wiem, czy minister tak samo chętnie odpowiadałby na wpisy zwykłego wyborcy – mówi Wojciech Szacki.
Twitter to nie narzędzie kontaktu (dialogu) z wyborcami, ale stadium pośrednie między politykiem a mediami tradycyjnymi. Mimo wszystko to one są tym właściwym przekaźnikiem słów polityka do szerokiej publiczności.
– Twitter nie jest w Polsce zbyt popularny – przyznaje Krzysztof Lisek, bardzo aktywny w sieci europoseł PO.
Jego zdaniem to raczej elitarne narzędzie, które służy do komunikacji polityków z politykami, polityków z dziennikarzami i dziennikarzy z dziennikarzami. – Ostatnio na kilku spotkaniach spytałem ile osób ma Facebooka. Zgłosiło się ok. 90 procent. Kiedy spytałem o Twittera ręce podnosiły 2 osoby na 100 – przyznaje polityk.
Choć Lisek nie należy do pierwszego szeregu polityków PO, jego wpisy śledzi około 2,5 tys. osób. – Około połowa z nich to dziennikarze i politycy. Z kolei wśród osób, które ja śledzę stanowią oni około 90 procent wszystkich. Ale ta nisza się poszerza, mam wrażenie, że jest też coraz więcej wyborców. Chociaż do popularności i zasięgu Facebooka jeszcze wiele Twitterowi brakuje – przyznaje Lisek.
Wbrew założeniom twórców Twitter nie jest też zbyt interaktywny. – Kiedy skomentowałem odwołanie prezydenta Elbląga, napisało do mnie kilka osób z tego miasta z głosami poparcia lub krytyki. Jeśli piszą do mnie nieznani mi ludzie, a nie politycy czy dziennikarze, to najczęściej interesują się tym, co robię, czyli polityką wschodnią, Gruzją, pracą w Parlamencie Europejskim. Wtedy oczywiście staram się im odpisać – zapewnia polityk.
Jednak na wirtualną rozmowę ze śledzonym przez niemal 120 tys. osób Radosławem Sikorskim czy z Donaldem Tuskiem (ponad 60 tys. followersów) raczej nie ma co liczyć. Pierwszy z polityków aby pochwalić się przekroczeniem bariery 100 tys. zorganizował spotkanie z użytkownikami Twittera, ale zaproszono jedynie ułamek z tej ogromnej liczby. Byli to głównie dziennikarze i politycy. Z kolei szef rządu odpowiadał na pytania internautów z Twittera w telewizji TVN24. Jednak tu także zainteresowanie było tak duże, że szanse na zadanie pytania premierowi były nikłe.
Dlatego dopóki nie jesteście dziennikarzami, których politycy znają osobiście raczej nie ma co wierzyć w magiczną moc Twittera. To niszowe narzędzie, bardziej branżowy miesięcznik niż ogólnopolski dziennik. Dziennikarze i politycy stworzyli zamknięte kółko wzajemnej adoracji, chociaż równie dobrze mogliby porozmawiać przez telefon czy na konferencji prasowej. Za to Twitter bardzo dobrze nadaje się do robienia medialnych wrzutek. Jednak z dialogiem z wyborcami nie ma to nic wspólnego.