Jak skutecznie walczyć z pijaństwem obywateli? Podwyższyć ceny tanich alkoholi i zakazać promocji typu „2 butelki zamiast jednej”. Tak przynajmniej uważa brytyjski rząd. David Cameron chce wprowadzić nowe regulacje.
Pierwszą zmianą ma być ustanowienie minimalnej ceny za jednostkę alkoholu. Do tej pory nic takiego nie istniało, więc sklepy oferowały mnóstwo mocny piw, cydrów i
Jednostka (ang. unit) alkoholu to równowartość 10 ml etanolu. Kielich wina (250 ml) ma w sobie trzy jednostki, podobnie jak kufel piwa (5,2 proc.). Butelka whisky to już 40 jednostek.
Brytyjskie ministerstw zdrowia zastrzega, że "odpowiedzialny konsument" nie przekracza 21 (mężczyźni) i 14 (kobiety) jednostek tygodniowo.
win, które kosztowały tyle samo co normalne napoje wyskokowe, ale dawały większego „kopa”.
Rząd chciałby zakreślić nową granicę na poziomie co najmniej 40 pensów za jednostkę etanolu. Oznacza to, że cena przeciętnej butelki budżetowego piwa podskoczy z 0,75£ na 1,20£, a kiepskiego czerwonego wina – z 2,99£ na 3,76£. Reforma nie wpłynie natomiast na ceny lepszych alkoholi lub drinków w pubach – one i tak są już dziś odpowiednio drogie.
Drugą zmianą, którą chciałby wprowadzić Cameron, jest zakazanie sprzedaży alkoholowych pakietów typu „dwa 20-paki w cenie jednego”. Co więcej, premier postara się, aby kluby i dyskoteki musiały płacić za zniszczenia, których dokonają na ulicy ich pijani klienci.
Po co to wszystko?
Powód jest prosty – Brytyjczycy mają poważny problem z alkoholem. W zeszłym roku po pijaku dopuścili się około miliona przestępstw, a szpitale pomagały nietrzeźwym ludziom aż 1,2 mln razy. Ich hospitalizacja kosztowała budżet ponad 3 mld funtów.
Opublikowane w tym tygodniu badanie wykazało, że liczba zgonów wywołanych chorobami wątroby wzrosła w ciągu ostatniej dekady o 25 proc. Co czwarta śmierć młodej osoby (15-24 lata) wiąże się z nadużywaniem alkoholu.
Dla rządu szczególnie niepokojące jest bardzo popularne wśród młodzieży zjawisko tzw. „pre-loadingu”, czyli upijania się tanim alkoholem przed wyjściem do pubu. Koalicja liczy, że podwyższając ceny najpodlejszych piw i win zmusi chociaż część obywateli - zwłaszcza tych zależnych finansowo od rodziców i bezrobotnych – do narzucenia sobie pewnych ograniczeń. Nałogowy miłośnik tanich napojów wyskokowych musiałby wydać na nie, według rządowych obliczeń, od 105£ do 135£ rocznie. - Alkoholowe libacje nie są marginalnym zjawiskiem. Przez zbrodnie i przemoc, które się z nimi wiążą, marnuje się pieniądze naszych szpitali, niszczeją nasze ulice, a ludzie odczuwają strach. Nie da się tak już dłużej. Musimy coś z tym zrobić. I to teraz – twierdzi Cameron.
Za i przeciw
Badacze z uniwersytetu w Sheffield obliczają, że wzrost cen faktycznie zmniejsza problem nadużywania alkoholu. Według ich szacunków, ustanowienie minimum na poziomie 45 pensów za jednostkę mogłoby w ciągu kilku lat zmniejszyć ilość zgonów związanych z nadmiernym piciem o 300 rocznie. - Oczywiście, czym większa podwyżka, tym lepszy efekt. Cały problem jest napędzany przecież przez konsumpcję – powiedziała BBC ekspertka od zdrowia publicznego, prof. Petra Meier. Specjaliści przypominają, że podobne zmiany odniosły sukces w Kanadzie, gdzie spożycie alkoholu spadło w ciągu 20 lat o kilka procent (w zależności od stanu).
Nie wszystkim naturalnie pomysł Camerona przypadł do gustu. Mocnym sceptykiem był minister zdrowia, Andrew Lansley. - Naprawdę myślicie, że ludzie przestaną się upijać w domach, bo wódka podrożeje z 8£ na 12,5£? W pubach płacą i tak 5£ za jednego drinka – mówił nie ukrywając ironii. W końcu został jednak przegłosowany.
Minimalna cena wydaje się również nie podobać opinii publicznej. W internetowej ankiecie „Daily Telegraph” ponad 70 proc. głosującym jest na „nie” i twierdzi, że „zmiany uderzą także w rozsądnych konsumentów alkoholu”. - Rządzenie nie polega na podejmowaniu decyzji popularnych, lecz słusznych – mówił wcześniej Cameron.
Akcja-reakcja
Oczywistym przeciwnikiem zapowiedzianych reform jest też cały przemysł alkoholowy. Producenci napojów wyskokowych upierają się, że przyczyn pijaństwa należy szukać w kulturze i problemach społecznych, a nie w niskiej cenie piwa. „Guardian” przypuszcza, że sprawa może trafić nawet do unijnego Trybunału Sprawiedliwości.
Rząd chciałby, żeby nowe ceny zaczęły obowiązywać w 2014 roku.