- Jacek Rostowski jest jak kierowca auta, który rok chce wyłączyć hamulce - tłumaczył Przemysław Wipler. - To jest arogancja władzy w czystej postaci - grzmiał Wincenty Elsner z Ruchu Palikota. A inni posłowie opozycji wyliczali, jak wiele długu publicznego przypada na głowę jednego Polaka. Tak przebiegła we wtorek debata nad pierwszym czytaniem projektu ustawy pozwalającej zawiesić próg ostrożnościowy.
We wtorek w Sejmie posłowie dyskutowali nad pierwszy czytaniem projektu ustawy pozwalającej na zawieszenie 50 proc. progu ostrożnościowego w systemie finansów publicznych. Przeprowadzona w środku sezonu urlopowego dyskusja o coraz słabszej kondycji budżetu państwa nie przyciągnęła z pewnością uwagi większości Polaków. Nic dziwnego, skoro nie cieszyła się nawet zainteresowaniem posłów. Tych z rządzącej koalicji na sali we wtorek trudno było w ogóle dostrzec, a i opozycja do skrytykowania ministra finansów Jacka Rostowskiego wysłała jedynie grupkę polityków drugiego szeregu.
Polska niczym auto z wyrwanymi hamulcami
Ci w emocjonalnych wystąpieniach nie szczędzili jednak szefowi resortu finansów krytyki. Szczególnie ze względu na to, że uzasadniając konieczność zawieszenia pierwszego progu ostrożnościowego Jacek Rostowski nie wyjaśnił skąd wzięły się przyczyny zmuszające rząd do tego kontrowersyjnego kroku. - Panie ministrze, tyle razy się pan pomylił, myli się pan i tym razem - grzmiała Beata Szydło, która jest typowana na następcę obecnego ministra finansów po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość.
- Zmiany proponowane w chwili obecnej to pomysł, by wyrywać hamulce - przekonywał Przemysław Wipler. W ocenie prawicowego polityka, po wprowadzeniu w życie planów Ministerstwa Finansów polskie finanse publiczne zabezpieczać będą już tylko normy konstytucyjne. - To, co się dzieje w polskich finansach publicznych to nie żaden kryzys, a konsekwencja działań Jacka Rostowskiego - oceniał Wipler. Ministra porównał do kierowcy auta, który chce na rok wyłączyć w maszynie hamulce.
Każdy spłaca dług publiczny
Kiedy Marek Balt z Sojuszu Lewicy Demokratycznej zarzucał ministrowi finansów, iż ten pomylił się w swych wyliczeniach budżetowych na ponad 20 mld zł, Jacek Rostowski opuszczał już salę i być może nie miał nawet okazji usłyszeć, że polityk opozycji nazwał go nieukiem. Kolega klubowy Balta, Dariusz Joński wyliczał na trybunie sejmowej tymczasem, że pomyłka ministra warta jest nawet 30 mld zł. Joński punktował również ministra, iż ten zbyt późno odkrył, jaką rolę odkrywają OFE w systemie finansów publicznych i jaka jest ich obecna kondycja. Zdaniem posła, SLD brak tej świadomości u Jacka Rostowskiego wiąże się z faktem, iż minister na emeryturę uzbierał w Wielkiej Brytanii, a nie w nadwiślańskich funduszach.
Inni politycy lewicy przypominali tymczasem, że w czasie kadencji obecnego ministra finansów dług publiczny pobił rekordy wysokości i dziś każdy obywatel jest z tego względu zadłużony na 2 tys. zł miesięcznie. Z tych wyliczeń wynika, iż proponowane zmiany mające załatać dziurę budżetową do tego długo dodadzą co miesiąc kolejne 500 zł. Poseł Ryszard Brzyzny pytał więc, czy na pewno wciąż Polska jest zieloną wyspą na mapie globalnego kryzysu, czy może też bardziej przypominamy dziś czarną dziurę. Będącą w stanie pochłonąć każde wrzucone w nią pieniądze.
Będzie druga Grecja?
Nie mniej krytyczny dla rządowych pomysłów manipulacji przy gwarancjach związanych z wysokością długu publicznego był również Ruch Palikota. - Co to za debata jest? - pytał retorycznie poseł Wincenty Elsner. - Liczyłem, że minister Rostowski przyjedzie tu i posypie głowę popiołem - dodał. Jednocześnie krytykując ministra za ciągłe opuszczanie sali obrad. - To jest właśnie arogancja władzy w czystej postaci - mówił bulwersowany. Przypominając, że licząc, ile długu publicznego przypada na głowę mieszkańca trzeba brać pod uwagę tylko zatrudnionych Polaków, którzy na spłatę tego długu pracują. Wówczas okazuje się, że każdy obywatel musi spłacać aż 60 tys. zł. - Nie będzie zgody na Grecję, ministrze Rostowski - kończył swe wyliczenia Elsner.
Oszczędzać można na parę sposobów. Pierwszy i najprostszy to zrezygnować w miesiącu z paru przyjemności. Na koniec zostaje trochę więcej w kieszeni. Drugi - trudniejszy - to przemyśleć wydatki i obciąć te, które miesiąc w miesiąc poważnie nas obciążają. Donald Tusk zapowiedział wielkie oszczędności. Zdaje się niestety, że zrealizuje je metodą pierwszą. W tym roku odłoży zakup kilku błyskotek, ale niczego po stronie wydatków nie przemyśli. CZYTAJ WIĘCEJ
Czy w związku z dziurą budżetową minister Rostowski powinien zwiększyć czy obniżyć podatki? Odpowiedź na te pytanie znalazł już kilkadziesiąt lat temu jeden z najwybitniejszych amerykańskich ekonomistów Arthur Laffer. CZYTAJ WIĘCEJ