
Jacek Rostowski chce opodatkować służbowe auta. Panie Ministrze, naTemat doradza, co jeszcze możesz opodatkować!
Minister finansów Jacek Rostowski zamierza już w przyszłym roku opodatkować korzystanie ze służbowego samochodu. Od pensji pracownika mającego firmowe auto pracodawca będzie zmuszony odliczyć od 45 do nawet 90 zł miesięcznie, a budżet państwa w ten sposób zyska co roku co najmniej kilkaset milionów złotych. Dlaczego jednak nie nałożyć podatku od wszystkiego, co "służbowe"? Od telefonu, przez zużyte do pracy kartki, po wypijaną kawę, a nawet zużyte przybory toaletowe. Ministrze Rostowski, oto nasz poradnik przygotowany specjalnie dla Ciebie.

Reklama.
Skoro coś z nazwy i przeznaczenia jest służbowe, jak więc możliwe, by państwo chciało byśmy za używanie tego płacili podatek? To, co każdemu z nas wydaje się kuriozalne, w ocenie ministra finansów Jacka Rostowskiego okazuje się tymczasem znakomitym pomysłem na podreperowanie budżetu państwa w czasie, gdy i nad Wisłą zaczynamy odczuwać skutki globalnego kryzysu gospodarczego. Na początek resort finansów chce więc zarobić na tych pracujących Polakach, którzy dostali od pracodawcy służbowe auto. Już teraz powinni oni odnotowywać taki specyficzny przychód na podstawie rynkowych cen wynajmu aut. Od przyszłego roku Jacek Rostowski chce jednak, by podatek dochodowy od służbowego auta był jasno określony.
W wyliczeniu tego, ile posiadający służbowe auto Polacy muszą dokładać do budżetu państwa pomaga Ministerstwu Finansów resort gospodarki. Dzięki wysiłkom ministra Janusza Piechocińskiego określono, że za służbowe auto państwu powinno należeć się 45 zł miesięcznie. Właśnie taką kwotę każdego miesiąca pracodawca będzie więc zmuszony odliczyć od pensji poruszającego się służbowym samochodem pracownika. Może być to znikoma kwota dla prezesów, którzy korzystają ze służbowych limuzyn. O wiele mocnej odczuć mogą nowy podatek jednak np. dostawcy, którzy przemieszczają się małolitrażowym autem miejskim i zarabiają poniżej średniej krajowej. Najdotkliwiej odczują ten podatek ci, których służbowe auto ma silnik o pojemności większej niż 2000 cm. Od mocnych aut państwo chce bowiem co miesiąc aż 90 zł.
Miliony leżą na ulicy
Biorąc pod uwagi setki tysięcy samochodów służbowych, które jeżdżą po całym kraju, Ministerstwo Finansów właśnie znalazło sposób, by zarobić niebagatelną w trudnych czasach sumę co najmniej kilkaset milionów złotych rocznie. Dziwne zatem, że minister Rostowski nie zebrał się na odwagę i nie planuje jednocześnie ze służbowymi autami nowym podatkiem objąć wszelkie narzędzia pracy, które można uznać za równie wielką fanaberię i luksus, jak służbowe auto. W zatroskaniu o kondycję budżetu państwa postanowiliśmy więc w naTemat przygotować dla Jacka Rostowskiego listę kilku najłatwiejszych do opodatkowania rzeczy, które zwykle są "służbowe", a przy odrobinie kreatywności urzędników fiskusa ich użytkowanie można uznać za przychód.
Tak z pewnością jest przecież ze służbowym telefonem. Pod koniec ubiegłego roku Naczelny Sąd Administracyjny zestawił zresztą samochód i telefon służbowy w jednej grupie, przyznając rację fiskusowi, iż ma pełne prawo do ścigania tych, którzy nie odnotowują w swoim zeznaniu podatkowym, że zwykle telefonują na koszt pracodawcy. Tu resort finansów nie popisuje się jednak do tej pory kreatywnością. Zamiast brać pod uwagę to, ile dany obywatel oszczędza dzięki telefonowi służbowemu, ministerstwo powinno na wzór rozwiązania z autami wprowadzić zryczałtowaną kwotę. Zależną na przykład od tego, jak dużą rozdzielczość ma ekran urządzenia. Panuje moda na coraz większe smartfony, więc pole do podatkowego popisu jest genialne.
Bez wątpienia minister Jacek Rostowski powinien też zająć się "służbowym" jedzeniem. Skoro o opodatkowanie auta i telefonu, z których korzystamy wykonując naszą pracę wynika z faktu, iż są to "świadczenia otrzymane w naturze i inne nieodpłatne świadczenia" ze strony pracodawcy, równie racjonalne powinno być opodatkowanie służbowej kawy. W ten sposób resort finansów i Urzędy Skarbowe udowodniłyby, że również chcą wesprzeć budżet państwa, w którym mamy coraz większą dziurę. Wtedy dołożyć mogliby się w ogóle wszyscy polscy urzędnicy. Mając za sobą krótki epizod pracy w urzędzie mogę zapewnić Pana Ministra, że ilość kawy do opodatkowania jest gigantyczna, bo to właśnie ceremoniał jej zaparzania decyduje o rytmie urzędniczej pracy. Tu też warto pensję pomniejszać o podatek zależny od wielkości ulubionego kubka.
Służbowy jest i papier toaletowy...
Są tacy, którzy z pracy otrzymują komputer i ich państwo powinno przykładnie łup... opodatkowywać oczywiście w zależności od mocy obliczeniowej procesora i wielkości komputerowego ekranu. W erze cyfrowej państwo nie powinno jednak przymykać oka na nieodpłatne, czy też przekazywane w naturze świadczenia w postaci notatników i ryz służbowego papieru. Oczywiście dokładnie kwoty powinni ministrowi finansów wyliczyć specjaliści resortu gospodarki, ale w redakcji roboczo proponujemy, by odliczać na poczet podatku co miesiąc 5 zł za mały notatnik, do nawet 50 zł za zużycie kilku ryz papieru w formacie A4. Jeszcze więcej powinni uczciwie oddawać państwu ci rozrzutni i nie szanujący wycinanej zieleni architekci i inżynierowie. Za nietypowe, wielkie formaty służbowego papieru.
Ministrze Rostowski, opodatkować możesz przecież setki innych służbowych rzeczy. Świadczenia w naturze i nieodpłatne każdy z nas codziennie pobiera przecież nawet w służbowej toalecie. Bądźmy szczerzy, nikt nie przychodzi do firmy z własnym papierem toaletowym, mydłem i wodą, a w zeznaniach podatkowych nie wspominają ani słowem, że tyle zyskują. Skoro z taką łatwością wspomogliśmy budżet opodatkowując tak wiele wewnątrz, rozejrzyjmy się zatem na zewnątrz firmy. A tam do opodatkowania od służbowego stojak, do którego za darmo szef pozwala nam przyczepiać rower po podstawiany po pracowników autokar, którym jadą do zakładu...
Reklama.