W Polsce głośno było niedawno o garniturach Donalda Tuska, za które premier płacił pieniędzmi Platformy Obywatelskiej, by "sensownie wyglądać na tle partnerów z Europy". Zapewne równie "sensownie" chciała prezentować się w internecie Carla Bruni. Dlatego będąc pierwszą damą Francji, nie szczędziła pieniędzy na stronę swojej fundacji. Wydała na nią ponad 400 tysięcy euro. Pieniądze, rzecz jasna, pochodziły z państwowej kasy…
Według Laurelliego każdy w miarę zaawansowany internauta może na przykład dodać na stronę główną wybraną przez siebie grafikę. Co więcej, serwis Carly Bruni zawiera także wiele niedziałających odnośników (nie działa chociażby link mający prowadzić do działu "Kontakt").
Dziennikarze tygodnika "Le Nouvel Observateur" twierdzą, że serwis był nadzorowany przez dwie osoby . Za swoją pracę otrzymywały one łącznie 25 tysięcy euro miesięcznie. Treści, które pojawiały się na stronie, tworzył 8-osobowy zespół. Jego członkowie dostawali każdego miesiąca w sumie 36 tysięcy euro.