Środek wakacji to dla Warszawy oblężenie turystów. Miejscowi lecą opalać się na greckich lub chorwackich plażach, a władzę w mieście przejmują wczasowicze. Głodni wiedzy odwiedzają punkty informacji turystycznej. Sprawdzamy, o co pytają i z czym przychodzą.
Piątek, słoneczne przedpołudnie. Wędrówkę po informacjach turystycznych zaczynamy od punktu w Pałacu Kultury i Nauki. Przed wejściem dwa leżaki. W środku 4 osoby – cicho i spokojnie. Za biurkiem Karina i Jakub. Oboje w koszulkach firmowych z nadrukiem "Zakochaj się w Warszawie" i naszywką z logo punktu IT. Jakub wyjaśnia parze anglojęzycznej różnicę między znaczkiem PR (Przewozy Regionalne) a IR (InterRegio) na bilecie na pociąg. Dość karkołomne zadanie, ale udaje mu się.
Telefon do szefa
Podchodzę zatem do Kariny, przedstawiam się i pytam, jak wiele osób przychodzi mniej więcej dziennie i o co zazwyczaj pytają. Dziewczyna bez słowa kieruje swój wzrok na Jakuba i woła kierowniczkę. – Muszę zadzwonić do szefa i spytać czy mogę z Panem rozmawiać – słyszę od kierowniczki punktu przy pl. Defilad 1. Czekam zatem cierpliwie i patrzę na identyfikatory Jakuba i Kariny. Jeśli chodzi o języki obce, Karina porozmawia z turystami tylko po angielsku. Z kolei Jakub mówi płynnie nie tylko w języku Brytyjczyków. Zna również… hebrajski.
– Niestety nie możemy udzielić Panu żadnych informacji. Musi Pan zwrócić się z mailem do Stołecznego Biura Turystyki (SBT) i gdy dyrektor się zgodzi, będziemy mogli porozmawiać – słyszę od kierowniczki punktu w Pałacu Kultury i Nauki. W tym czasie do informacji przyszło kilka osób – wszystkie pytały o wjazd na ostatnie piętro pałacu.
"Czubek tego czegoś"
Przez 15 minut w punkcie pojawiło się kilkanaście osób. Większość turystów dosłownie wpadała, sięgała po darmową mapkę, kilka folderów i wypadała. – O nic nie pytaliśmy, bo nie mamy konkretnych planów. Wzięliśmy trochę ulotek i będziemy się zastanawiać co chcemy robić – mówi mi turystka, która przyjechała do stolicy z rodziną z Rawicza w woj. wielkopolskim. Kilku urlopowiczów z Danii przyleciało do stolicy bez celu. Wsiedli w samolot z Kopenhagi i są. – Zobaczymy, co będzie, teraz jedziemy na czubek tego czegoś – śmieje się Bob, wskazując palcem na Pałac Kultury.
Po rozmowie z turystami wchodzę do środka punktu i pytam o możliwość zrobienia zdjęcia. Jakub prosi znów kierowniczkę punktu, a ta idzie na zaplecze, by… znów porozmawiać z szefem. Wówczas informator tłumaczy mi powody skrytości. – Kiedyś mieliśmy nieprzyjemną sytuację z TVN 24 i chcemy tego uniknąć – mówi Jakub. Podkreśla, że są renomowanym punktem i maja dobry kontakt z turystami. Pytany o szczegóły, milczy. Karina bacznie go obserwuje. 10 minut czekania to dla mnie za dużo. Mówię "do widzenia" i wychodzę. – Przepraszam Pana – rzuca na pocieszenie Jakub.
Praktyka czyni mistrza
Idę dalej. Punkt numer dwa to IT na pl. Zamkowym. Malutkie pomieszczenie, w nim kantor i sama informacja. – Przychodzi dużo ludzi tak. Szczególnie jak wycieczki się pojawią – mówi Sofia, praktykantka w punkcie IT przy kolumnie Zygmunta. Nie ma problemów z opowiadaniem o swoim zajęciu i turystach. Jak tłumaczy, urlopowicze najczęściej pytają, co można robić, jeśli przyjechało się do stolicy na 2 dni.
Do punktu, w którym Sofia odbywa praktyki przychodzą głównie Hiszpanie, sporo jest również Rosjan. – Generalnie obcokrajowcy, Polaków mniej. Czasem Japończycy też się pojawią – tłumaczy Sofia. Nikt nie zadał jej bardzo dziwnego czy nietypowego pytania. Zdarzyły się jednak pytania z serii denerwujące. – Czasem chcą się dowiedzieć, jak dojechać pociągiem albo autobusem w jakieś miejsce. Od tego mają przecież chyba informację kolejową albo autobusową – skarży się praktykantka. Zasadniczo jednak chwali sobie pracę za kontakt z ludźmi.
Strzelba i uraz kręgosłupa na Starym Mieście
Kolejne miejsce cenne dla każdego turysty jest niedaleko pl. Zamkowego. Na Rynku Starego Miasta. Wokół warszawskiej syrenki wiele osób. Kiedy skręcam w kierunku informacji turystycznej, już mniej. W środku ani jednego człowieka. Korzystam z okazji i pytam informatorkę Monikę. Dogadam się z nią również po angielsku i rosyjsku. Rozmawiamy jednak po polsku. – Niestety nie mogę Panu udzielić żadnych informacji – twierdzi. Wyjaśnia, że takie jest odgórne zalecenie dyrekcji SBT. Żadna z osób pracujących w IT nie może nic powiedzieć mediom bez zgody dyrektora.
Monika po chwili opowiada jednak bez kłopotu na moje pytania. – Turyści rzadko pytają o nocleg. Tutaj przychodzą raczej, aby zaplanować im pobyt w Warszawie – mówi. Ponadto informatorka wymienia kwestie związane z transportem, godzinami otwarcia muzeów. Niekiedy zdarzają się pytania o sklepy muzyczne.
Ostatnio do IT na Starym Mieście przyszedł turysta, który chciał się dowiedzieć, gdzie znajdzie w pobliżu sklep myśliwski. Potrzebował strzelby. Jak wyjaśnia Monika wiele osób pyta o sprawy związane z życiem codziennym. Informatorka często słyszy pytania o krawca czy stomatologa. – Jakiś czas temu przyszła pani z urazem kręgosłupa szyjnego i prosiła, żeby wskazać jej, gdzie powinna się udać. Jeśli chodzi o osoby przychodzące do staromiejskiej IT, są to głównie turyści hiszpańskojęzyczni, dużo Niemców, zdarzają się Australijczycy.
Waluta w Krakowie
Wiele osób z zagranicy odwiedza ostatni punkt IT, do którego się udałem – na Lotnisku Chopina. Zaraz przy wejściu nr 2 stoi mała, niepozorna budka. W środku siedzi Krzysztof. Plakietka wskazuje, że mówi po angielsku i francusku, ale to nie koniec jego możliwości. – Dogadam się też po włosku i rosyjsku – zastrzega.
Na początku, podobnie jak inni, nie chce nic mówić. Powołuje się na zalecenia dyrekcji. Podobnie jednak jak Monika, ostatecznie rozmawia z naTemat. Krzysztof mówi, że do punktu przychodzą nie tylko zagraniczni turyści. Jednak to właśnie oni zadają najciekawsze pytania. Kiedyś jeden z nich spytał, czy w Krakowie jest taka sama waluta jak w Warszawie. – Pewnego razu jakiś turysta chciał ode mnie pożyczyć nożyczki, bo miał jakieś kłopoty z bagażem – śmieje się pracownik IT na lotnisku. Wspomina, że pewien wczasowicz pytał o doładowanie do Tic-Taca. – Oczywiście chodziło mu o Tak-Taka – mówi Krzysztof. Poza tym ludzie głównie pytają o hotel, dojazd do miasta i imprezy kulturalne.
Jak widać, każdy punkt ma swoje prawa, zasady i turystów, których pytania bywają czasem co najmniej interesujące. Kłótni nie ma. Każdy wie co do niego należy. – Mnie chodzi o to, aby najlepiej powiadomić turystę, a jemu, aby otrzymać informację. Wszyscy wiedzą, czego chcą i jest spokojnie – podsumowuje Monika z IT na Rynku Starego Miasta w Warszawie.