– To świetna zabawa, ale tylko wówczas, gdy podejdziemy do niej niczym do spowiedzi, czyli szczerze przyznamy, że nic o swoim mieście nie wiemy – mówi mi Konrad z Krakowa, który uważa się za pioniera turystyki po własnym mieście w naszym kraju. Od lat idzie za modą, która dopiero od niedawna zapanowała wśród mieszkańców wielkich miast nad Wisłą. Modą na lepsze poznanie miejsca, z którego się pochodzi i bycie turystą tam, gdzie wydaje się, że wszystko znamy od podszewki.
Czy można być turystą we własnym mieście? W miejscu, w którym żyjemy od lat częściej chcemy się czuć raczej przewodnikami niż turystami. Turysta przecież nic o naszym mieście nie wie, a my znamy je od podszewki. Jakiś czas temu pierwsi masowo przestali to sobie wmawiać Amerykanie, którzy mieszkając w historycznych miastach postanowili poznać je nie tylko od strony zwykłego mieszkańca. Tak zrodziła się właśnie moda na bycie turystą we własnym mieście, która teraz powoli podbija nadwiślańskie metropolie.
Bo coraz łatwiej spotkać na warszawskich ulicach znajomych idących z wycieczką i przewodnikiem. Wbrew pozorom ten widok nie powinien już tak bardzo dziwić. A na pewno nie tam, gdzie turystyka napędza życie miasta, jak w Gdańsku, czy Krakowie. W Poznaniu już od dziesiątek lat organizują nawet Zlot "Bądź turystą w swoim mieście" i z roku na rok turystów-tubylców podobno tylko przybywa.
Mieszkasz w mieście, o którym nic nie wiesz
– Bo to świetna zabawa, ale tylko wówczas, gdy podejdziemy do niej niczym do spowiedzi – tłumaczy mi Konrad Szklarski. Czemu jak do spowiedzi? Bo trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że niewiele wiemy o własnym mieście. Rodowity krakus uważa się za pioniera tego rodzaju turystyki w naszym kraju. – Gdy już jako nastolatek chodziłem jak turysta na wycieczki po mieście i w jakimś momencie dyskusji z przewodnikiem wychodziło, że jestem z Krakowa, wszyscy patrzyli na mnie jak na debila. Ile razy nasłuchałem się od starszych pań, że szkoda pieniędzy, bo wszystko wiem – wspomina.
Turystykę po własnym mieście uprawia już od dekady i zarzeka się, że ani przez chwilę nie żałował wydanych pieniędzy. Choćby dlatego, że bawi go zmuszanie przewodników, by na pytania, na które nie potrafili odpowiedzieć za pierwszym razem, byli przygotowani, gdy na wycieczkę wybierze się kolejny raz.
– Dla mnie to już rytuał. Przez dziesięć lat wybieram się gdzieś co najmniej raz w miesiącu i do dziś prawie za każdym razem o miejscu, w którym mieszkam dowiaduję się czegoś zupełnie nowego. Czuję, że nie wiem jeszcze bardzo wielu rzeczy – stwierdza Konrad. I dodaje, że historię kamienicy, w której mieszka właściwie od urodzenia poznał dopiero, gdy kilka lat temu postanowił dołączyć do wycieczki anglojęzycznej. Nie wiem dlaczego polscy przewodnicy zawsze tę ulicę na Kazimierzu omijali – mówi. Twierdzi, że z turystyki po własnym mieście nikt nie powinien się śmiać, bo wówczas tylko udowadnia, jak mało o miejscu, w którym mieszka wie.
Poznać siebie
"Turysta we własnym mieście może od nowa poznać swoje miejsce zamieszkania. Socjolodzy chwalą takie podejście, dzięki temu człowiek będzie mógł się mocniej identyfikować ze swoim miejscem zamieszkania gdy lepiej pozna jego historię i zobaczy miejsca, których wcześniej nie widział, a które przedstawiają jakąś wartość historyczną" - przyznają tymczasem twórcy portalu turystycznie.net.pl.
Konrad podkreśla, że poznawanie własnego miasta z perspektywy turysty to świetny sposób na wakacje, gdy nie możemy wziąć dłuższego urlopu. To także dobry pomysł na swego rodzaju "before" przed wakacjami, których nie można się doczekać. – W Stanach Zjednoczonych nazywają to ostatnio staycation, czyli takie stacjonarne wakacje. Ich do tego zmusił kryzys. U nas robi się też ostatnio trochę biedniej, więc może to jest jakiś pomysł na wakacyjną oszczędność. Zachęcam – mówi mój rozmówca.
Jego zdaniem, od kilku lat szczególnie wartymi uwagi tubylców są oferty wycieczek nietypowych. Na przykład śladami PRL-u, dwudziestolecia wojennego, lokalnej mniejszości, która zniknęła przed laty i inne tematyczne inicjatywy. W Warszawie hitem dla mieszkańców stolicy są na przykład wyprawy po stacji techniczno-postojowej metra na Kabatach.
Bierz przykład z gdańszczan
Dzięki temu turystami we własnym mieście od dawna chętnie zostają mieszkańcy Gdańska. – Trudno tak wprost powiedzieć, ile osób zgłaszających się do nas to mieszkańcy miasta. Łatwo jednak wyobrazić sobie proporcje tubylców wśród przyjezdnych, gdy widzi się, jak zwiedzanie miasta i propagujące wiedzę o Gdańsku inicjatywy cieszą się popularnością po sezonie. Zimą to raczej nie są przyjezdni – mówią mi w gdańskiej Informacji Turystycznej.
W Gdańsku uwagę turystów z... Gdańska od lat przyciąga jednak głównie to, co ukryło się poza głównymi szlakami turystycznymi. Wręcz modna staje się przejażdżka Subiektywną Liną Autobusową, która na trasie dawnej Stoczni Gdańskiej przenosi w czasy, gdy rodziła się demokracja i dogasał PRL. Nie mniej mieszkańców miasta wybiera się też na coraz popularniejsze wycieczki śladami słynnego trójmiejskiego graffiti i muralu na Zaspie. Niezmiennie od lat głównie z odwiedzających je mieszkańców żyje też Centralne Muzeum Morskie, które niedawno zaczęło przyciągać także ultranowoczesnym Centrum Kultury Morskiej. Bo miasto to przecież nie tylko trasa z domu do pracy, czy kilka ulubionych miejsc.
A co turystów we własnym mieście przyciąga w waszych miejscowościach?