"Skacz, bo nam się spieszy!" – krzyczeli kierowcy do niedoszłego samobójcy, który chciał rzucić się z mostu w Toruniu. "Kto nie skacze ten z policji" – skandował tłumek pod oknem wrocławskiej kamienicy, z którego miał zamiar wyskoczyć inny desperat. Brak empatii? Zobojętnienie? A może po prostu naturalna dbałość o własny interes? – Nie gniewajmy się na tych ludzi. Oni mają prawo do takiej reakcji. Gdybym ja jechała na ostatnią chwilę po dziecko do przedszkola, nawet bym się nie zatrzymała przy samobójcy – mówi psycholog dr Ewa Woydyłło.
Dramatyczna historia. Mężczyzna wspina się na konstrukcję mostu i grozi, że skoczy. Policja mobilizuje posiłki, wzywa negocjatora. Jednak na dole, na ulicy, dramatu nie widać. "Skacz, spieszymy się" – krzyczą kierowcy, którym niedoszły samobójca zablokował przejazd. Potem biją brawo, kiedy w końcu trafia w ręce policji.
Wzór na samobójcę
Co z nimi? – chciałoby się zapytać. Mam na myśli tych krzykaczy i komentatorów. Nie chce się wierzyć, że woleliby widzieć skaczącego z mostu samobójcę niż zaczekać w korku albo przetrwać chwilowe zamieszanie na osiedlu. Tak, zaraz przeczytam, że on tak naprawdę nie chciał popełnić samobójstwa, tylko je zademonstrować, odegrać. Ale czy to dobre usprawiedliwienie?
Przemek Staroń z Centrum Rozwoju JUMP w komentarzu pod tekstem słusznie zwrócił uwagę, że tak naprawdę z perspektywy przechodnia, z poziomu ulicy, nikt nie jest w stanie tego ocenić. "Zachęcam do przestudiowania danych suicydologii - w przypadku samobójstw nie ma ani gotowych wzorców, ani gotowych recept, zwłaszcza że samobójstwa często popełniają ludzie cierpiący na depresję, a więc chorzy, tak jak ja i Ty możemy być. Są tacy, którzy mówią o samobójstwie, są tacy, którzy nie mówią. Są tacy, którzy zrobią to od razu, a dla innych - to jest ostatni krzyk z błaganiem o pomoc, choćby o zwrócenie uwagi na ich dramat. Niektórzy nie potrafią inaczej - czy to czyni ich gorszymi? Czy to zezwala nam na pozostawienie ich samym sobie?' – napisał.
Realne czy medialne samobójstwo
Pytany o tę sprawę prof. Ryszard Cichocki, socjolog z UAM w Poznaniu, zastanawia się z kolei, ile osób myśli tak, jak ci niektórzy z Torunia. – Uważam, że to było raczej kilka osób i trudno to uogólniać do wszystkich, którzy tam się zgromadzili. Nie chcę mi się wierzyć, że w naszym społeczeństwie mogłoby być aż tak źle. Z drugiej strony, co niepokojące, widziałem gdzieś w internecie sondę, w której ponad 50 proc. osób powiedziało, że taka reakcja to znieczulica, ale ponad 40 proc., że była uzasadniona. To już mnie zastanawia – mówi naTemat.
– Co do przyczyn, to oczywiście najłatwiej odpowiedzieć, że brak empatii. Ale jeszcze bym się tak nie rozpędzał. Wskazałbym raczej na to, że wielu młodych ludzi nie odróżnia informacji realnych od medialnych. Oni niby wiedzą, że taki samobójca może skoczyć, ale w to po prostu nie wierzą. Być może to też efekt filmów czy gier komputerowych. Z drugiej strony oczywiście jest tak, że ze wszystkiego próbuje się zrobić dziś widowisko, więc łatwo założyć, że taki desperat chce tylko ściągnąć na siebie uwagę. Tyle że to wciąż słabe usprawiedliwienie dla takiej reakcji – tłumaczy.
Ciekawe, że toruńska historia, to nie pierwsze tego typu wydarzenie. Ledwie kilka tygodni temu podobne hasła usłyszał mężczyzna, który chciał wyskoczyć z czwartego piętra kamienicy we Wrocławiu. Też wysłano do niego negocjatora, a pod oknem zebrała się grupa gapiów, którzy krzyczeli np. "Kto nie skacze ten z policji". W komentarzach pełne zrozumienie dla poszkodowanych przez samobójcę mieszkańców. Dokładnie tak, jak w toruńskim przypadku.
Obowiązki nad życie?
Zrozumienie okazuje psycholog, dr Ewa Woydyłło. – Niech pan się nie gniewa na tych ludzi. Bardzo łatwo się oburzyć, ale popatrzmy, że oni też mają swoje obowiązki. Ktoś się spóźni na ważne spotkanie, ktoś może narobić sobie wielkich problemów. Nie ma się co dziwić, że w takiej sytuacji pomyśli sobie "a skacz, daj mi już spokój" – komentuje.
Według Woydyłło i tak mamy większy szacunek i współczucie dla samobójców niż kiedyś, kiedy poddawani byli ostracyzmowi. Tyle że teraz szacunek przejawia się inaczej. Człowiek ubolewa, że drugiemu dzieje się krzywda i wie, że trzeba mu pomóc. Ale dlaczego właśnie on miałby to robić? Na to pytanie nie ma odpowiedzi. – Roztrzaskała się wspólnota i każdy ma obowiązki wobec siebie, a nie wobec innych. Przypadek z Wrocławia dowodzi, że nawet zamieszkiwanie na jednym osiedlu niczego w tej kwestii nie zmienia – stwierdza psycholog.
Jednak zdaniem Cichockiego tłumaczenie, że ktoś się spóźni albo narobi sobie kłopotów jest cokolwiek karkołomne. Niech każdy na jednej szali położy życie, a na drugiej obowiązki. – A wynik takiego eksperymentu niech świadczy o każdym z osobna... – podsumowuje socjolog.
"Chcącemu nie dzieje się krzywda, a ludzie stojący w korku mieli prawo być źli na człowieka robiącego widowisko i przeszkadzającemu tym samym innym spokojnie żyć"
Kamil
"Ja nie rozumiem, dlaczego do ratowania samobójcy zaprzęga się policję utrzymywaną z naszych podatków? Chcą się zabić - niech się zabija, jest wolnym człowiekiem"
Krzysztof
"Jakby tak naprawdę chciał popełnić samobójstwo, to by skoczył bez tej całej szopki. Jemu tylko chodziło o zwrócenie na siebie uwagi. Teraz powinien dostać gruby wyrok i zwrot kosztów akcji. I to w takim wymiarze, że już na pewno by popełnił samobójstwo, tyle tylko, że już w zaciszu domowym"