"Jeśli ktoś jest homoseksualistą i z dobrą wolą poszukuje Boga, kimże jestem, by go oceniać" – tę wypowiedź papieża Franciszka zinterpretowano na tyle sposób, że można się zastanawiać: jutro Kościół zaprosi do kapłaństwa gejów, czy może przeciwnie, potępi ich jako grzeszników? Wszystko dlatego, że każda ze stron widzi we Franciszku kogoś innego: ultrakonserwatystę lub reformatora. I każda bardzo się zdziwi.
Obserwując reakcję na wypowiedź papieża Franciszka, która padła na pokładzie samolotu wracającego ze Światowych Dni Młodzieży w Rio de Janeiro, można dojść do wniosku, że Ojciec Święty na kościelnych liberałów i konserwatystów założył pułapkę. Jedni i drudzy znaleźli w jego słowach coś dla siebie, interpretując je i manipulując nimi, by dowieść swoich racji.
Odczytać Franciszka
Najpierw liberałowie. Dzięki artykułowi Wirtualnej Polski przekonali się, że "papież Franciszek jest za integracją homoseksualistów w społeczeństwie". Z kolei z relacji polskich mediów bazujących na agencji Associated Press wyciągnęli wniosek, że Franciszek otwiera furtkę dla księży - homoseksualistów, bo zaprezentował "dużą zmianę w stosunku do postawy jego poprzednika, który uważał, że nie powinni pełnić posługi kapłańskiej".
Konserwatyści, jak np. Tomasz Terlikowski takie relacje kwitują stwierdzeniem: "spokojnie, to tylko homo-manipulacja". Sam redaktor z "Frondy" orzekł, że papież w żadnym wypadku nie wspiera księży gejów, a osoby homo uważa za grzeszników. Po tej stronie bardziej niż na wezwanie do tolerancji zwraca się uwagę na przestrogę Franciszka dotyczą szkodliwego "lobbowania na rzecz homoseksualizmu".
Co naprawdę powiedział papież, a co jest tylko manipulacją? – Przede wszystkim nie zająknął się ani słowem o temacie kapłaństwa dla homoseksualistów, więc sporym nadużyciem jest wniosek, że ma w tej sprawie inne niż Benedykt XVI stanowisko. Nie ma absolutnie żadnych podstaw, żeby tak twierdzić – mówi naTemat Marcin Przeciszewski, prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej, która opublikowała tłumaczenie nieoficjalnej wersji rozmowy papieża z dziennikarzami.
Potwierdzają to słowa Ojca Świętego, który tak odpowiedział dziennikarce pytającej o "lobby gejowskie":
Rewolucja w stylu
Jeśli chodzi o wątpliwości dotyczące tego, czy stosunek papieża do "braci" homoseksualistów jest czymś nowym w Kościele, sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Rzeczywiście, mają rację ci, którzy przypominają, że stanowisko potępiające "grzech", a nie grzesznika, znane jest od lat, a Katechizm KK mówi, by osoby o innej orientacji "traktować z szacunkiem, współczuciem i delikatnością" oraz "unikać niesłusznej dyskryminacji".
Tyle że teoria swoją drogą, a praktyka swoją. Nie trzeba chyba przypominać nienawistnych wypowiedzi ks. Oko czy ojca Rydzyka wymierzonych w homoseksualistach. W sensie nie treści, ale stylu, formy i chrześcijańskiej postawy, wypowiedź Franciszka rzeczywiście była więc rewolucyjna.
– Nie jest przesadą w ten sposób ja nazywać. Nigdy nie słyszałem z ust głowy Kościoła katolickiego podobnego stwierdzenia. Franciszek nie boi się użyć słowa "gej", nie ucieka od rzeczywistości. Język nie jest niewinny, a w tym zaprezentowanym przez papieża nie ma potrzeby obrażania czy piętnowania. Cała burza wokół tych słów najlepiej świadczy o tym, że to niezwykle ważne wydarzenie – komentuje w rozmowie z naTemat Jarosław Makowski, filozof, teolog, szef Instytutu Obywatelskiego.
Papież niespodzianka
Trudno nie ulec jednak wrażeniu, że zarówno z jednej, jak i z drugiej strony, oczekiwania wobec Franciszka bliżej są życzeń niż trzeźwych prognoz. Zamieszanie wokół słów o homoseksualistach to tylko kolejny na to dowód. – Środowiska "progresistowskie" przewidują, że papież dokona reform w nauczaniu Kościoła. Z dużą dozą pewności mogę stwierdzić, że Franciszek tutaj rozczaruje. Format, styl i sposób rzeczywiście zmieni, ale treść nigdy – podkreśla Marcin Przeciszewski.
O tym, że może mieć rację, świadczy choćby bardzo wyraźne stanowisko Franciszka wobec kobiet w kapłaństwie. "Te drzwi są zamknięte, Jan Paweł II ten problem rozwiązał w sposób definitywny" – stwierdził podczas spotkania z dziennikarzami.
Makowski ripostuje, że to ortodoksyjni katolicy będą zaskoczeni tempem zmian w Kościele. Być może papież nie wywróci wszystkiego do góry nogami, ale pełna szacunku i tolerancji retoryka wobec tych, których oni bili po głowach, będzie bardzo niewygodna. – Mam nieodparte wrażenie, że jeśli tak dalej pójdzie, a pełzająca rewolta Franciszka będzie postępować, to wkrótce usłyszymy ze strony takiej "Frondy", że Franciszek postradał zmysły i trzeba go doprowadzić do porządku – kpi teolog.
Jak dotąd nie znalazłem w Watykanie nikogo, kto by przedstawiał się z identyfikatorem "gay". Mówią, że tacy są. Sądzę, że jeśli ktoś znajduje się w obliczu osoby o takiej orientacji, musi odróżnić fakt homoseksualizmu od uprawiania lobbingu, bo wszelkie lobbowanie nie jest dobre. Lobbowanie na rzecz homoseksualizmu jest złem. Jeśli ktoś jest homoseksualistą, poszukuje Pana Boga, ma dobrą wolę, kimże ja jestem, aby ją osądzać? Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia to tak pięknie, że tych osób nie należy z tego powodu marginalizować, powinny być włączone do społeczeństwa. Problemem nie jest posiadanie tej skłonności, nie - musimy być braćmi. To jedna kwestia, inną jest natomiast lobbing, zarówno lobbing biznesowy, polityczny, czy lobbing masoński - tak wiele lobbowania. To jest dla mnie najpoważniejszy problem. Dziękuję pani za to pytanie, bardzo dziękuję.
Publicyści, którzy uważają się za strażników katolickiej ortodoksji, jak nie potępią kogoś, to się źle czują. Mam wrażenie, że to wpływa na ich poczucie wartości.