Pół metra kwadratowego wolnej przestrzeni, kolejki po jedzenie, ciągła ostrożność, by nie nadepnąć komuś na głowę i samemu nie zostać stratowanym – to rzeczywistość najbardziej zatłoczonych polskich plaż. Co zrobić, by nie narzekać na zmarnowane w tłumie wakacje? Najlepiej jeszcze przed wyjazdem uświadomić sobie, że polskie wybrzeże to nie tylko Władysławowo, Sopot i Międzyzdroje…
Odwiedzając plaże najbardziej popularnych nadbałtyckich miejscowości, często można usłyszeć narzekania na tłok, który skutecznie odbiera radość z wakacji. Trudno się im dziwić, bo jak tu mówić o wypoczynku i relaksie, kiedy czujesz na sobie oddech leżącego na wyciągnięcie ręki wczasowicza.
- W największych ośrodkach, na przykład we "Władku", jak nie przyjdziesz na plażę przed 11, to w ogóle nie znajdziesz sobie miejsca albo będziesz leżał wciśnięty między ludzi – mówi mi Krzysiek, znajomy, który każdego roku wypoczywa nad morzem (w ubiegłym roku był w Jastrzębiej Górze).
Jak twierdzi, ulubione przez turystów plaże to nie miejsca dla rodzin albo dla tych, którzy, by odpocząć, potrzebują spokoju: – Ludzie chodzą ci po głowie, obok walają się śmieci, czujesz dym papierosowy. Najbardziej denerwujące jest to, że bardzo często plażowicze odgradzają się namiotami i parawanami, tak jakby chcieli zawłaszczyć sobie jak najwięcej miejsca. Wolna amerykanka, nie jest tak, jak w niektórych krajach, gdzie obowiązuje inna kultura plażowania, a leżaki ustawione są w rzędach – opowiada.
Patrząc na zdjęcia popularnych polskich plaż, które przy okazji ostatnich kilkudniowych upałów zaroiły się od wczasowiczów, można pomyśleć, że te wszystkie wypowiedziane przez Krzyśka niedogodności to banały, których wszyscy mają świadomość. "W Sopocie, Międzyzdrojach, Władysławowie, Mielnie czy Kołobrzegu nie wypocznę, prędzej mnie stratują" – taka postawa też wydawałaby się oczywista. A nie jest, czego dowodem ciągłe narzekania i rozczarowania.
– Problem jest taki, że wiele osób zakłada, że jak na wakacje i nad morze, to tylko do tych najpopularniejszych miejsc. Inne dla przyjezdnych często po prostu nie istnieją – mówi Krzysiek. Sporo w tym racji, bo naprawdę nie trzeba specjalnego wysiłku, by uchronić się od plażowego spędu.
Weźmy na przykład plażę w Piaskach, miejscowości na końcu polskiej strefy Mierzei Wiślanej, oddalonej o kilka kilometrów od granicy z Rosją. Nie ma dużych ośrodków turystycznych, nie ma tłoku. Cisza, spokój – jeśli ktoś właśnie tego potrzebuje. Miejscowości o takich atutach jest zresztą więcej. Skowronki, Poddąbie, Pustkowo, Wicie, Dąbkowice i Lubiatowo – te z pewnością można uznać za "dziewicze" (jeszcze).
Poddąbie - miejscowość między Ustką a Rowami. Czysta, niezatłoczona plaże.
Dąbkowice - miejscowość na mierzei oddzielającej jezioro Bukowo od Bałtyku. Kilka chałup, ośrodek wypoczynkowy, bar i sklep. Plaża o jasnym, drobnym piasku.
Rusinowo – położone obok Jarosławca. Mniej gwarne, bez infrastruktury typu smażalnie czy bary. CZYTAJ WIĘCEJ
Jeśli więc właśnie planujesz wyjazd nad morze, może warto, byś jeszcze raz spojrzał na wyrysowaną na mapie ponad 800-kilometrową polską linię brzegową Bałtyku i zastanowił się, czy warto pchać się tam, gdzie jadą wszyscy.