Chciałbyś zaszaleć i pojeździć po mieście, ale boisz się deskorolki? Kup longboard albo fishkę. Jeśli zaś szukasz wodnego szaleństwa, ale nie możesz pojechać nad morze czy jezioro – porozglądaj się za skimboardem albo wakeboardem. Na nich można jeździć nawet w środku miasta, chociażby w Warszawie. - Miejsca trzeba rezerwować kilka dni wcześniej - słyszymy w jedynym warszawskim wyciągu na wakeboard na Wilanowie.
Longboard, shortboard, wakeboard, skimboard – te cztery deski z sezonu na sezon stają się coraz modniejsze. Nic dziwnego – dają adrenalinę, są w miarę tanie, a do tego nie wymagają wielkich przygotowań ani zasobów i wszystkie, oprócz wakeboardu, w zasadzie nie są sportami ekstremalnymi. Wystarczy mieć deskę, kawałek jezdni/wody i jazda. Spróbować może każdy. Co więcej, żeby zaszaleć na przykład na skimboardzie, nie trzeba jechać nad morze ani nad jezioro, więc to idealna rozrywka dla spragnionych adrenaliny, ale nie mających nadmiaru wolnego czasu.
Deski podbiły ostatnio serca warszawiaków, a w stolicy powstały specjalne miejsca do uprawiania skimboardingu i wakeboardingu. Tor do skimboardingu znajduje na plaży na Pradze, wyciąg do wake'a nad jeziorkiem w Wilanowie. - Popularność skimboardu rośnie z godziny na godzinę - mówi nam Michał Sadcza z Long Trip, firmy, która zbudowała tor na Pradze.
Z kolei longboardy i fishki, jako że nie wymagają specjalnych miejsc, po prostu stają się przynoszącym frajdę środkiem transportu.
Nowe trendy w deskach można podzielić na lądowe i wodne. Jeśli chodzi o jazdę po twardym podłożu, tu zdecydowanie łatwiej (i taniej) jest nauczyć się jeździć. Można próbować ekstremalnych wyczynów, ale zarówno na longboardzie, jak i shortboardzie, można z klasą przemierzać miasto.
Czym są poszczególne deski?
Longboard
Longboard to według wielu osób po prostu "dłuższa deskorolka". Z wyglądu może i tak jest, z jedną różnicą – deskorolki są przystosowane do tego, by robić na nich tricki i skakać. Longboardy zaś służą głównie do jazdy. Tricki robić też się da, ale zazwyczaj z użyciem rąk – nie ma tu mowy o tak spektakularnych wyczynach, jak na deskorolkach. Longboardy bowiem powstały w latach 50-tych XX wieku jako alternatywa dla surfingu. Surferzy, znudzeni w bezwietrzne dni, postanowili stworzyć coś, co da im podobne uczucie, tylko na jezdniach miast. Longboardowcy często porównują wrażenia z jazdy także do nart czy snowboardu.
Longboardy mają zazwyczaj od 80 cm do 1,5 metra i dzięki takiej długości oraz budowie pozwalają na osiąganie znacznie większych prędkości, niż na deskorolce. Są również bardziej stabilne i komfortowe. Najlepiej jeździ się na nich po wzniesieniach lub po prostu zjeżdżając z pagórków, ale w Warszawie często można zaobserwować ludzi na longboardach, którzy przemieszczają się w ten sposób po płaskich ulicach. Odpycha się na nich tak samo, jak na deskorolce, tyle że jazda jest szybsza. Trudniej jest hamować (w mieście zazwyczaj robi się to butem, choć jest kilka innych technik), ale dla mniej wprawnych powstają również modele z hamulcami, które pozwalają na spokojną, rekreacyjną jazdę.
Wybór pierwszej deski nie jest łatwy, ale w internecie sporo jest poradników, jak wybierać sprzęt. W sklepach, zarówno internetowych i zwykłych, można też liczyć na fachową pomoc. Generalnie dobór deski zależy m.in. Od wagi i wzrostu – wiadomo bowiem, że osoba drobna raczej nie poradzi sobie z 1,5-metrowym potworem. Choć i tutaj longboardowcy podkreślają, że wszystko zależy od osoby i jej umiejętności. Ceny nowych longboardów zaczynają się od 300-400 zł, a kończą nawet na ok. Tysiącu złotych.
Shortboard lub fish skateboard, fishboard
W internecie można trafić na bardzo różne nazwy – fishka, fishboard, shortboard albo fish skateboard. To ostatnie, Fish Skateboards, to akurat konkretna marka takich desek. W skrócie: jest to po prostu krótka deska do jeżdżenia. W odróżnieniu od deskorolek i longboardów, zrobiona z tworzyw sztucznych, a nie z drewna. Takie deski mają po kilkadziesiąt centymetrów i osiągają całkiem imponujące prędkości. Są bardzo zwrotne i nieźle radzą sobie z wybojami, co czyni je całkiem dobrym środkiem transportu po polskich chodnikach. Do tego są małe i lekkie, więc można je śmiało wrzucić do torby/plecaka albo nieść w ręku – i nie będą ciążyć.
Tego typu deski były bardzo popularne w latach '70 i '80, głównie w USA. W Polsce reaktywowała je wspomniana wcześniej marka Fish Skateboards – oferująca kilkanaście różnych modeli. Nazwano je "fish", bo z wyglądu przypominają kolorowe rybki. Przy odrobinie odwagi i umiejętności można próbować na nich robić tricki, choć wówczas żywotność shortboardów znacznie maleje. Przy zwykłym użytkowaniu mogą służyć właścicielowi bardzo długo. Ceny od 200 do 500 zł za nowy egzemplarz.
Teraz czas na jazdę na wodzie, czyli skimboardy i wakeboardy.
Skimboard
Skimboardy mogą wydawać się pochodnymi desek surfingowych, ale w przeciwieństwie do longboardu, nie zostały stworzone przez znudzonych surferów. Wymyślili je ratownicy z Kalifornii, którzy chcieli znaleźć szybką metodę przemieszczania się po plażach w Laguna Beach. Wedle legendy najpierw ślizgali się na płytkiej wodzie na deskach ze sklejek, których pełno było na okolicznych budowach.
Ślizganie na deskach spodobało się turystom i tak powstał skimboarding. Skimboardu można używać na płytkich wodach albo małych falach. Deski są o wiele mniejsze i cieńsze, niż te do surfingu, a kształtem przypominają łzę lub jajo, choć niektóre są bardziej okrągłe. Można trafić na modele ze sklejki, ale obecnie już produkuje się je głównie z pianki poliuretanowej lub polistyrenowej i powleka włóknem szklanym bądź węglowym.
Skimboardowców można zauważyć głównie przy brzegu plaży nad morzem, ale równie dobrze można to robić w przestrzeni miejskiej. Tak było na przykład podczas Święta Wisły w 2012 roku – jak widać na poniższym filmie.
Zorganizowanie przestrzeni do skimboardu wymaga jednak trochę pracy, ale w polskich miastach zapaleńców do tego nie brakuje. Wystarczy poszukać na forach w internecie albo zapytać w sklepie przy okazji kupowania deski. Na własną rękę można próbować na brzegach rzek (choć przydaje się tu ktoś do asekuracji). Można też szukać specjalnych miejsc przeznaczonych do skimboardu. Fani tego sportu budują np. na Helu specjalne tory, choć głównie w wakacje. Taki tor jest na przykład w warszawskim klubie Temat Rzeka (mieści się na plaży po praskiej stronie), a w podwarszawskim Otwocku stworzono plażę głównie do skimboardów, nad rzeką Świder.
- Otworzyliśmy tor dwa tygodnie temu, a jego popularność rośnie z godziny na godzinę - mówi nam Michał Sadcza z firmy Long Trip, która zbudowała tor skimboardowy przy Temacie Rzeka. By poszaleć tam na skimboardzie, trzeba zapłacić 15 złotych za godzinę - w tej cenie mamy deskę i tor, zaś przeszkolenie jest gratis.
Amatorskie skimboardy można kupić nawet za 159 zł, ale te lepsze zazwyczaj kosztują od 250 do 400 złotych.
Wakeboarding
Wakeboarding to coś pomiędzy nartami wodnymi, snowboardem i surfingiem. Polega na tym, że na specjalnej desce trzymamy się liny zaczepionej do wyciągu lub łodzi i za nią płyniemy. Zdecydowanie trudniejsze i nieco bardzo ekstremalne, niż skimboard. Frajdę można czerpać wyłącznie z pędzenia po wodzie na wakeboardzie, ale esencją tej rozrywki są tricki – co można wyczyniać na takim sprzęcie, widać poniżej. Ich budowa jest o wiele bardziej złożona, niż "zwykła deska" i konkretne wakeboardy potrafią się znacząco od siebie różnić.
Niestety, wakeboardy są nie tylko bardziej wymagające, niż skimboard, ale też droższe. 1500 złotych to w zasadzie minimum, jakie musimy wydać na dobry, nowy sprzęt, a to tylko koszt samej deski i wiązań. Jeśli chcemy mieć odpowiednie ubranie i tak dalej – należy przygotować się na wydatki minimum 2 tysięcy złotych. Do tego też trzeba, oczywiście, znaleźć miejsce, gdziem można pojeździć – z wyciągiem bądź motorówką.
By poszaleć na wakeboardzie, nie trzeba jednak jeździć nad wielką wodę. W Warszawie na przykład otwarto specjalny wyciąg przy plaży w Wilanowie, który nazywa się Wawa Wake. Za 45 złotych za godzinę można tam spróbować swoich sił - w cenę wliczone jest wszystko, co potrzeba, włącznie z treningiem. Przedstawiciele Wawa Wake, z którymi rozmawiam, zapewniają, że amatorzy też mogą spróbować. - W podstawach jest to bardzo bezpieczny sport. Tylko trzeba rezerwować miejsca kilka dni wcześniej, bo mamy zapełnione wszystkie miejsca. Popularność tego sportu jest ogromna - słyszę.
Poza tym, w Polsce jednak nie brakuje miejsc do szaleństw na wakeboardzie. Specjalne wyciągi do tego można znaleźć w: Sławutówku, Krakowie, Krysponowie pod Krakowem, Augustowie, Ostródzie, Lublinie, Margoninie, Wrocławiu, Bydgoszczy, Opolu, Radonie pod Warszawą, czy w Szczecinku – tam znajduje się najdłuższy, bo ponad kilometrowy, tego typu obiekt. W Sławutówku z kolei jest cały wakepark, który upodobała sobie polska czołówka tego sportu.
Jasne więc jest, że do korzystania wyłącznie w przestrzeni miejskiej najlepsze będą longboardy, fishki bądź skimboard. Wakeboard to dyscyplina nie tylko dla bardziej zamożnych, ale i odważniejszych. Dobór odpowiedniej deski to, oczywiście, kwestia wagi i wzrostu i sprawności, ale w każdym przypadku fachowcy w sklepach powinni być w stanie udzielić nam odpowiedniej rady. Nie trzeba się obawiać, że będą nam wciskać najdroższy sprzęt, do którego nie jesteśmy przygotowani – zazwyczaj bowiem w takim miejscach pracują zapaleńcy, którym bardziej, niż na zarobkach, zależy na promowaniu konkretnej "zajawki".