CV jak strona z Google, oferta sprzedaży swojej pracy na eBayu, krótki filmik – takie przykłady kreatywnych “życiorysów” z Zachodu często są dla nas inspiracją, gdy chcemy wyróżnić się z tłumu kandydatów do pracy. – To zły pomysł. Narażamy się tylko na śmieszność – mówi blogerka naTemat Violetta Rymszewicz, tłumacząc, dlaczego kopiowanie w naszych realiach zachodnich wzorów to kompletna pomyłka.
Poszukiwanie pracy, zwłaszcza w czasie kryzysu, to trudne zadanie. Każdy stara się więc jak może wyróżnić spośród innych kandydatów i wysłać pracodawcy CV, które ten na pewno dostrzeże i zapamięta. Wielu z nas chce to osiągnąć siląc się na kreatywność. Efekt? Rzeczywiście zostajemy zapamiętani, ale dlatego, że swoim “szalonym” CV po prostu się zbłaźniliśmy.
Kolory, kwiaty i niszowe hobby
Wyluzowane zdjęcie z imprezy, kolorowa czcionka, różowy papier, szalone albo bardzo niszowe (“kino węgierskie dwudziestolecia międzywojennego”) zainteresowania – często wydaje się nam, że tego typu “oryginalne” i “pomysłowe” CV sprawi, iż zyskamy w oczach pracodawcy.
– Najbardziej zapadło mi w pamięć CV dziewczyny, która ustawiła swoje ogromne zdjęcie jako “znak wodny” w tle całego dokumentu – mówi Maciek, pracownik agencji reklamowej z Warszawy. Przypomina też sobie curriculum vitae w formie pliku jpg przyozdobione przez autorkę obrazkami kwiatów. Ale to nie wszystko. Kwiaty znajdowały się także na załączonym do życiorysu zdjęciu – kandydatka trzymała w dłoni bukiet.
Maciej Rajk, w przeszłości pracownik działu HR Coca Coli i Danone oraz współwłaściciel firmy pośrednictwa pracy, przyznaje, że takie oferty się zdarzają, jednak na szczęście niezbyt często.
– Ludzie zdają sobie sprawę, że CV musi być dostosowane do stanowiska, na które aplikują, więc bankowcy, księgowi czy prawnicy nie starają się zaskakiwać nieszablonowymi rozwiązaniami. W ich przypadku CV “broni się” raczej klarownością i logiką konstrukcji, która pozwala zapoznać się z ich zawodowym doświadczeniem – mówi Rajk.
Więcej spontaniczności jest natomiast w “branżach kreatywnych”: reklamie, marketingu, public relations. Wzorując się na dostępnych w internecie inspirujących przykładach z Zachodu, ludzie z tych branż często wkładają wiele trudu w to, by się wyróżnić. A przyznać trzeba, że wzorów do naśladowania jest naprawdę sporo.
"Szaleńcza kreatywność" made in USA
Todd Wasserman w serwisie Mashable.com pisał w czwartek, że to lato obfituje w kreatywne “résumé”: mieliśmy CV na Amazonie, eBayu, Kickstarterze, a także w serwisie Vine. Dziennikarz opisuje też najnowszą ciekawostkę – Google CV, czyli osobistą “reklamę”, którą niejaki Chris Liu przedstawił w formie przypominającej stronę wyników popularnej wyszukiwarki.
Ale przykładów jest znacznie więcej. W internecie roi się od zestawień oryginalnych życiorysów kreatywnych grafików, copywriterów czy fotografów w stylu “Insanely creative resumes 2011”. Niektóre z takich rankingów trafiają też do polskiego internetu, stając się inspiracją dla rodzimych poszukiwaczy pracy. I tu zaczyna się problem.
Kreatywnym być... gdzie indziej Violetta Rymszewicz, trener, doradca i konsultant z zakresu Strategicznego Zarządzania Zasobami Ludzkimi, przekonuje, że kopiowanie amerykańskich i zachodnioeuropejskich wzorców tworzenia “kreatywnych” CV to nieporozumienie.
– Polacy rzadko zdają sobie sprawę, że tzw. "kreatywne CV" które oglądają np. w amerykańskich portalach nie służą temu, by wysyłać je do pracodawców. One funkcjonują w sieci jako forma “strony domowej”, rodzaj reklamy kandydata do pracy – przekonuje Rymszewicz. Założenie, aby takie skomplikowane CV wysyłać w emailu do pracodawcy, jest więc z gruntu błędne.
Blogerka naTemat dodaje, że Polakom skandalicznie brakuje podstawowej wiedzy o rodzajach CV i sposobach ich pisania. Nie wiedzą nawet tego, jak dostosować papiery aplikacyjne do stanowiska pracy, doświadczenia zawodowego i momentu w karierze. To właśnie dlatego wielu z nas idzie na łatwiznę wierząc, że podstawą sukcesu jest “szalone” CV, które wyróżni nas z tłumu.
Bezmyślnie kopiując zachodnie wzorce nie zdajemy sobie jednak sprawy, że w tamtych krajach tworzenie klasycznego CV, które przesyła się pracodawcom, często jest obwarowane precyzyjnymi przepisami. I nie ma miejsca na spontaniczność. Tą popisywać się można właśnie na prywatnych stronach domowych, blogach, w social media, portfolio – o tego typu “sieciowych CV” Violetta Rymszewicz pisała na swoim blogu w naTemat.
– Jeśli konkretny pracodawca dopuszcza taką możliwość, w bazowym, standardowym CV załączmy linki do stron, z których można się o nas więcej dowiedzieć – mówi blogerka naTemat. Wtóruje jej Maciej Rajk: – Niech CV będzie czytelne, przejrzyste, proste. Upust naszej kreatywności dajmy gdzie indziej, naprowadzając jedynie pracodawcę na nasz profil na Facebooku, bloga, czy jakiekolwiek inne formy dodatkowej aktywności – przekonuje.
Jeśli chodzi o rynek rekrutacyjny, jesteśmy co najmniej 20 lat za Europą Zachodnią i USA. W Polsce panuje przekonanie, że rekrutacją może zajmować się każdy. Do pracy często przyjmują osoby bez przygotowania i niezbędnej wiedzy: studenci, szefowie działów niezwiązani z HR i rekrutacją. To bardzo psuje opinię nie tylko rekruterom, ale również firmom tak niefrasobliwie traktującym dobór pracowników. Sytuacje utrudnia fakt, że zarówno pracodawcom, jak i kandydatom brakuje doświadczenia, wiedzy i przygotowania z zakresu zasad poszukiwania pracy, pisania CV i listów motywacyjnych. Na rynku rekrutacji i selekcji panuje gigantyczny bałagan i wolna amerykanka. CZYTAJ WIĘCEJ