
W czerwcu Ewa Wanat została zatrzymana przez policję, gdy jechała rowerem, będąc pod wpływem alkoholu. Prokuratura wszczęła w tej sprawie postępowanie, ale najprawdopodobniej nie potrwa ono długo. Śledczy wystąpili bowiem do sądu z wnioskiem o warunkowe umorzenie sprawy. – Podejrzana jest osobą dotąd nie karaną, a jej czyn nie budzi wątpliwości, zaś wina i społeczna szkodliwość czynu nie jest znaczna – powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Dariusz Ślepokura.
REKLAMA
13 czerwca Ewa Wanat zwróciła na siebie uwagę policjantów, ponieważ niezbyt pewnie kierowała rowerem. Badanie alkomatem potwierdziło przypuszczenie funkcjonariuszy – redaktor naczelna Radia dla Ciebie znajdowała się pod wpływem alkoholu (1,15 promila w wydychanym powietrzu). Dziennikarka trafiła więc na komendę, gdzie miała utrudniać sporządzanie dokumentacji oraz powoływać się na swoje znajomości, grożąc policjantom zwolnieniem z pracy (taką wersję utrzymuje policja).
W sprawie Wanat Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście Północ wszczęła dwa postępowania. Pierwsze dotyczy jazdy na rowerze w stanie nietrzeźwości, drugie – domniemanego nakłaniania funkcjonariuszy do odstąpienia od czynności służbowych. "Rzeczpospolita" dowiedziała się, że śledczy postanowili warunkowo umorzyć pierwsze postępowanie na okres roku, domagając się jednak, by Wanat dokonała karnej wpłaty na konto jakiejś instytucji społecznej. Swoje stanowisko zawarli w odpowiednim wniosku, który wpłynął już do sądu.
W dalszym ciągu toczy się postępowanie w sprawie domniemanego nakłaniania policjantów do odstąpienia od czynności służbowych.
Ewa Wanat: Policjanci byli chamscy
Sama Wanat twierdzi, że policjanci, z którymi miała do czynienia na komendzie, zachowywali się w sposób co najmniej niestosowny. Jeden z nich miał zwrócić się do niej w następujący sposób: "Dziennikarze to kłamcy, a jak sobie pani posiedzi w izbie wytrzeźwień, to zobaczy pani, czym jest prawdziwe życie". Kiedy na komendę dotarł Krystian Legierski, reprezentujący dziennikarkę prawnik oraz działacz środowiska LGBT, któryś z policjantów miał powiedzieć: "Ale sobie pani mecenasa wybrała". Wanat twierdzi ponadto, że funkcjonariusze nazywali Legierskiego "pedałem".
Sama Wanat twierdzi, że policjanci, z którymi miała do czynienia na komendzie, zachowywali się w sposób co najmniej niestosowny. Jeden z nich miał zwrócić się do niej w następujący sposób: "Dziennikarze to kłamcy, a jak sobie pani posiedzi w izbie wytrzeźwień, to zobaczy pani, czym jest prawdziwe życie". Kiedy na komendę dotarł Krystian Legierski, reprezentujący dziennikarkę prawnik oraz działacz środowiska LGBT, któryś z policjantów miał powiedzieć: "Ale sobie pani mecenasa wybrała". Wanat twierdzi ponadto, że funkcjonariusze nazywali Legierskiego "pedałem".
– Nie próbuję odwracać uwagi od tego, co zrobiłam, a czego nie powinnam robić. Z pokorą przyznaję, że wiem, jakie są przepisy. Jechałam na rowerze w stanie, w którym nie powinnam, za co poddam się osądowi. Ale sposób zajmowania się mną na komisariacie oraz fakt, że aż tylu chamskich policjantów pilnuje trójkę rowerzystów, uważam za absurdalne. To armata na muchy! – mówiła nam w czerwcu Wanat.
źródło: Rzeczpospolita
