
Po wypowiedzi papieża Franciszka, który powiedział, że nie jest odpowiednią osobą do oceniania homoseksualistów, rozwinęła się nie tylko ogólnopolska, ale ogólnoświatowa dyskusja. Ale chyba tylko w Polsce tak wiele osób przekonywało, że słowa papieża znaczą co innego, niż wszystkim się wydaje. – Słowa Franciszka mają wymiar rewolucyjny nie ze względu na treść, ale na formę, która w wypadku Kościoła bywa ważniejsza niż treść – ocenia Tomasz Lis w najnowszym "Newsweeku".
Wydaje się bowiem, że jeśli ludzie tak gęsto – od Brazylii po Polskę – z Kościoła odchodzą, to częściej ze względu na to, jak mówią księża, a nie na to, czego nauczają. I oto papież Franciszek – to naprawdę przełom – nie mówi jak arcypasterz i arcydrogowskaz, ale jak otwarty, tolerancyjny i pokorny człowiek, który całkowicie poważnie bierze słowa „kochaj bliźniego swego jak siebie samego”.
Zupełnie przeciwne zdanie ma Tomasz Terlikowski, publicysta "Do Rzeczy" i redaktor naczelny Fronda.pl. W wywiadzie opublikowanym kilka stron po felietonie Lisa przekonuje, że to twarde zapisy kościelnych dokumentów, a nie ton, czy nawet treść wypowiedzi papieża są dla katolików ważne.
Z noty dotyczącej wyświęcania gejów zatwierdzonej przez Benedykta XVI wynika, że osoby o trwale zakorzenionych skłonnościach homoseksualnych nie mogą przyjmować święceń. (…) W każdym razie ta nota Kongregacji Wychowania Chrześcijańskiego nadal obowiązuje, nic się nie zmieniło. I na pewno nie zmieni się za sprawą jednej, wyrwanej z kontekstu wypowiedzi papieża na konferencji prasowej w samolocie, tu potrzebna byłaby zmiana dokumentów.
Terlikowski przekonuje, że jako katolik słucha uważnie słów papieża i w żadnym wypadku nie stara się prostować jego wypowiedzi. Chce tylko tłumaczyć interpretacje liberalnych mediów, które jego zdaniem zupełnie zmieniają wymowę wypowiedzi papieża. Wyjaśnia, że to pierwszy krok do rozłamów w Kościele, a żeby utrzymać jego jedność, potrzebne jest ścisłe przestrzeganie Pisma Świętego i katechizmu.
Źródło: "Newsweek Polska"


