![[url=http://shutr.bz/15F0q17]Prostytucja[/url] w Polsce to nadal niezbadany obszar. Organizacje pozarządowe i specjaliści apelują, by politycy zajęli się tym problemem.](https://m.natemat.pl/6c463349fb719cfb3c6f640cd5645953,1500,0,0,0.jpg)
Klienci domów publicznych w Trójmieście od kilkunastu dni żyją z odroczonym wyrokiem, bo okazało się, że jedna z najpopularniejszych prostytutek jest nosicielką wirusa HIV. Ten przypadek doskonale obrazuje prawdę o polskim podziemiu prostytucji. Nikt nie wie, ile osób zajmuje się prostytucją, klienci nie wiedzą, czy prostytutki są zdrowe, a one nie chcą się przebadać, bo brak wiedzy jest wygodniejszy niż wyrok.
Prof. Mariusz Jędrzejko, pedagog i socjolog z Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej, trzy razy robił badania wśród różnych grup prostytutek i szacuje, że w Polsce z prostytucji żyje mniej więcej 150 tysięcy osób. – 250 tysięcy – ocenia Ewa Egejska, z zawodu informatyk, programistka. Nie robiła badań naukowych, ale dobrze poznała środowisko. Była wziętą prostytutką, zaczęła w wieku maturalnym. Później – właśnie pod nazwiskiem Egejska – spisała doświadczenia swoje i koleżanek w książce „Czarodziejki.com”.
Na początku kariery prostytutki starają się przestrzegać zasad, mających uchronić je przed chorobami. Jednak im dłużej pracują, tym mniejsze mają opory. Wolą się nie badać, bo to oznaczałoby wyzbycie się złudzeń, a tak mogą żyć w przekonaniu, że mają farta i nic im nie jest. W tym czasie przez ich łóżko przewiną się dziesiątki i setki klientów, a kiedy któryś wreszcie pójdzie się zbadać i odkryje, że ma wirusa, prezent od prostytutki dostaną już kolejni klienci.
A jeszcze podnieca ryzyko. Co widać choćby po tym, że rośnie zainteresowanie stosunkami analnymi, w czasie których szczególnie łatwo o zakażenie. „Bug chasing”, czyli poszukiwanie robala, to moda, która przyszła do nas z Zachodu – są ludzie gotowi zapłacić ekstra za możliwość odbycia stosunku z osobą zakażoną HIV. Siedmiu Polaków na stu bardzo podnieca ryzyko złapania „robala”.
Wydaje się, że strachu przed nim wyzbyły się też prostytutki. Dziennikarze "Newsweeka" spróbowali umówić się z kilkoma prostytutkami na seks bez zabezpieczeń. Po dłuższych lub krótszych namowach każda z nich dała się namówić. Jedna z koleżanek Egejskiej stwierdziła, że "przecież na coś trzeba umrzeć". W kierunku poprawienia sytuacji niewiele też robi państwowa służba zdrowia. Lekarze nie wiedzą nawet ile osób ma choroby weneryczne. Dlatego organizacja La Strada chce jesienią zainteresować posłów problemem i zorganizować seminarium w Sejmie.
Źródło: "Newsweek Polska"

