Knajpy w dawnych bunkrach, tony śmieci zalegające na ulicach i niekończące się morze najnowszych mercedesów - wszystko to można spotkać w Albanii. Większość rodzin ma w swoich domach broń palną a kraj coraz bardziej otwiera się na turystów. Co oferuje oprócz dreszczyku emocji? Plaże równie piękne co w Chorwacji i znacznie niższe ceny.
Polacy pokochali Bałkany, nazywane przez niektórych Ameryką Łacińską Europy, najczęściej jednak poznają tylko Chorwację. Jeśli jednak ktoś chciałby naprawdę poznać tę nieodległą przecież część świata, powinien sięgnąć nieco dalej, niż tylko Unia Europejska.
"Kraj mercedesów" - to jedno z częściej pojawiających się określeń Albanii. W jednym z przewodników autorka starała się obalić ten "mit" i pokazać, że kraj ten ma znacznie więcej do zaoferowania, niż tylko widok limuzyn. Jednak to właśnie wszechobecne mercedesy, zarówno te starsze jak i najbardziej "wypasione" są na pierwszy rzut oka najbardziej charakterystycznym elementem krajobrazu Albanii.
Kojarząca się z przepychem i luksusem marka nie powinna nikogo zmylić. Wielu mieszkańcom tego kraju nie przeszkadza bowiem to, że mieszkają w czymś na kształt ziemianki, wokół której zalegają tony śmieci. Wyznacznikiem dobrobytu Albańczyka jest bowiem właśnie auto i to najlepiej spod znaku trójramiennej gwiazdy. Takiej różnorodności mercedesów i to z najwyższej półki trudno jest szukać nawet w Niemczech.
Ten pierwszy zwiastun charakteru Albanii to tylko wierzchołek motoryzacyjnej góry, która rzuca cień na nietuzinkowy krajobraz tego kraju. Można bowiem nie zwrócić uwagi na otaczające nas góry, gdy co kilkadziesiąt metrów widzimy stacje benzynowe. Jest ich tak wiele, że trudno sobie wyobrazić, aby wszystkie mogły się utrzymać. Podobnie jest z samochodowymi myjniami, które Albańczycy budują niemalże na każdym podwórku w okolicy ważniejszych tras. Stacje paliw bardzo często oznaczone są znanymi europejczykom symbolami Visa, MasterCard etc. Gdy jednak kierowca zatrzyma się, z nadzieją na tankowanie, może się zdziwić. Najczęściej okazuje się bowiem, że stacja nie jest nawet wyposażona w terminal.
To nie koniec motoryzacyjnych niespodzianek. W Albanii można praktycznie zapomnieć o tradycyjnym sposobie poruszania się autem. Obowiązują tam znacznie bardziej finezyjne zasady, niż tylko banalne kierowanie się kodeksem drogowym. Nawet na jednym z największych rond w Tiranie można zemdleć z wrażenia. Wielu kierowców skręcających na nim w lewo, nie będzie zadawało sobie trudu, aby objeżdżać rondo dookoła i wybierze krótszą drogę. Oznacza to, że nie tylko na rondach, ale również na innych drogach można spodziewać się licznych kierowców jadących pod prąd. A gdy w tym czasie zatrzyma policja, to najwyżej delikatnie zwróci uwagę, aby zmienić kierunek jazdy. Gdyby funkcjonariusze mieli jakieś większe zastrzeżenia, warto mieć przy sobie paczkę papierosów (na ulicach Tirany można je kupić za około 6 zł).
Podróżując albańskimi drogami, raczej nie mamy szans na przyśnięcie za kierownicą. Dookoła czeka nas bowiem tyle niespodzianek, że nie sposób się nudzić. Nie tylko pełni fantazji kierowcy, którzy zajeżdżają drogę, zawracają i zatrzymują się niemalże wszędzie, ale także zwierzęta domowa i riksze mogą pojawić się nagle przed maską naszego auta. Może się to wydarzyć nawet na "autostradach", choć nie przypominają one tych, które znamy. Być może znajdujące się na nich przedmioty i zwierzęta sprawiają, że spotkamy tam ograniczenia prędkości do 80, 40, a miejscami nawet do 20 km/h. Nie powinniśmy się denerwować, jeśli ktoś będzie na nas trąbił. Albańczycy sygnalizują w ten sposób niemalże wszystkie swoje manewry i zamiary.
Przed wyjazdem do Albanii warto wyposażyć się w miejscową walutę czyli Leki. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy skazani na tamtejsze kantory z niekorzystnym przelicznikiem lub na koników stojących na ulicach z grubymi plikami miejscowych banknotów do sprzedania. Warto uważać, gdyż podobno lubią dodać lub odjąć kilka zer podczas wymiany. Trudno będzie nam również stwierdzić, które banknoty są prawdziwe, a które nie. W Albanii obowiązują bowiem równolegle 3 serie banknotów o tym samym nominale.
Gdy już zaopatrzymy się w walutę, a wzrok zaciekawionych turystami Albańczyków przestanie nas dziwić, można udać się na posiłek. W niektórych przewodnikach przeczytamy, że nie powinien nikogo dziwić widok mężczyzn kładących broń na restauracyjnych stolikach. Szacuje się, że kilkadziesiąt procent mieszkańców tego europejskiego kraju posiada broń palną, a nawet kilka jej sztuk. Bardzo popularny ma być Kałasznikow, którego podobno nawet nie próbują ukryć. W większych miastach i kurortach raczej nie uda nam się jednak spotkać uzbrojonych mieszkańców.
W albańskiej restauracji można poczuć się wyjątkowo. Kelnerzy nie zawsze są profesjonalni, ale za to widać, że bardzo się starają. Nazbyt często dopytują, czy wszystko jest w porządku, a porcje są duże. Można też liczyć na prezenty "od baru" w postaci patery owoców etc. W wielu miejscach można płacić w euro, oczywiście gotówką. Jedzenie przypomina to, które możemy znaleźć w tureckich i włoskich knajpach. Wybierając restaurację nie należy sugerować się tym, co widzimy na zdjęciach w witrynach, przedstawiających "menu". Może się bowiem okazać, że są one "only for eyes", a serwowane posiłki są zupełnie inne. Niektórym trudno będzie przyzwyczaić się do zadymionych restauracji. Palaczy tytoniu można spotkać także w komunikacji miejskiej.
W odróżnieniu od Chorwatów, Albańczycy nie gustują w polach namiotowych, których jest bardzo mało. Warto też zastanowić się, czy rozkładać się "na dziko". Niektórzy twierdzą, że jest to po prostu niebezpieczne i lepiej jest rozbić się u kogoś na podwórku. Jednak przy cenach tamtejszych hoteli, powinniśmy zdecydować się na hotelowe łóżko. Nawet za dobry hotel zapłacimy tyle samo, ile kosztuje miejsce na polu namiotowych w Chorwacji, czyli równowartość około 10 euro za osobę.
Czy warto wybrać się na wczasy do Albanii, zamiast do Chorwacji czy bardzo "europejskiej" dziś Czarnogóry? Jeśli oczekujemy jedynie komfortowego i spokojnego wylegiwania się na leżaku, lepiej wybrać bardziej "cywilizowane kraje". Niektórzy, przynajmniej początkowo odczuwają w Albanii pewien niepokój. To właśnie on nadaje temu europejskiemu, a zarazem szalenie nieszablonowemu krajowi koloryt. Bo choć kraj ten kandyduje do członkostwa w Unii Europejskiej, jego kultura w dużej mierze różni się od tej, którą spotykamy choćby w Chorwacji.
Na ulicach albańskich kurortów czy też stolicy nie trudno znaleźć karaluchy, tony śmieci i płonące śmietniki. Po ulicach chodzą żebrzące dzieci, a legalność tamtejszych mercedesów jest już owiana legendą. Niektórzy szacują jednak, że stabilizacja Albanii i doprowadzenie jej do poziomu umożliwiającego wejście do Unii Europejskiej może zająć kilkanaście lat. Jest to zatem ostatni moment aby odwiedzić ten niezwykły i nadal nie do końca odkryty zakątek Europy.