
– Tak, z całą pewnością polska kuchnia się odradza – mówi Agata Michalak, redaktorka naczelna magazynu “Kukbuk”, który trzyma rękę na pulsie wielkomiejskich kulinarnych trendów. Michalak podkreśla że po tym, jak otrząsnęliśmy się z fascynacji sushi i wietnamskimi zupami pho, dziś trwa powrót do swojskiej tradycji.
Odkrywa się zapomniane potrawy, warzywa, rodzaje mięsa. Pod Warszawą powstała np. hodowla kapłonów, czyli wykastrowanych kogutów, które przed wiekami były ważnym składnikiem szlacheckiej kuchni. Na miejskich targach warzywnych kupić można popularną kiedyś czarną rzepę, brukiew czy słonecznik bulwiasty zwany topinamburem. Moda na polskie produkty wraca.
O kulinarnym odrodzeniu nie waha się też mówić Jarosław Dumanowski, historyk kierujący Centrum Badań nad Historią i Kulturą Wyżywienia i bloger naTemat. – Żyje się nam lepiej, coraz bardziej dbamy o dietę, rozrywkę, estetykę, ekologię, zwracamy więc też większą uwagę na jedzenie – mówi. Od lat zajmujący się badaniami staropolskich przepisów Dumanowski zauważa, że młodzi ludzie, których spotyka, mają coraz większą wiedzę o tradycyjnej polskiej kuchni.
Zwrotowi w stronę tradycji i korzystania z naturalnych składników towarzyszy też powtórne docenienie kuchni regionalnych. Dlatego coraz trudniej mówić o jednej “kuchni polskiej”, którą mógłby symbolizować np. schabowy z ziemniakami i kapustą. I bardzo dobrze, bo sztuczna uniformizacja różnorodnych tradycji z definicji musi je zubażać. Jarosław Dumanowski zauważa, że przecież słynna “kuchnia francuska” w istocie rzeczy również składa się z wielu regionalnych odmian kulinarnej sztuki.
Jednym z powodów tego stanu rzeczy jest choćby fakt, że zachodnie książki kucharskie są znacznie ładniej wydane, bardziej kolorowe, pełne zdjęć i dobrych przepisów. Ich polskie odpowiedniki często idą w ilość, zamiast w jakość i efekcie dostajemy niezbyt atrakcyjne zbiory w stylu “1000 polskich przepisów”.
Kiedy polska kuchni wróci pod strzechy?
Moi rozmówcy zgodnie podkreślają też, że pełzająca kulinarna rewolucja na razie objęła swoim zasięgiem przede wszystkim kręgi wielkomiejskich elit. Na jej rozprzestrzenienie się trzeba jeszcze nieco zaczekać. Piotr Szczęsny stara się przyłożyć do tego rękę organizując w swojej szkole m.in. darmowe wykłady kulinarne. Z kolei Agata Michalak zwraca uwagę, że sojusznikiem kulinarnych tradycjonalistów może być... ekonomia.