Niemcy to jedno z miejsc, do których Polacy wyjeżdżają za pracą. Ale rzeczywistość nie jest tak piękna, jak opowieści. - Współczesne niewolnictwo – tak pracownik socjalny z Hamburga, miasta wielkości Warszawy, wielkiego ośrodka przemysłowego, nazywa warunki pracy i życia Polaków, Rumunów i Bułgarów w mieście w północnych Niemczech.
Sprawę opisuje "Sueddeutsche Zeitung", a całość nie wystawia dobrej laurki dla niemieckich pracodawców. Według części pracowników, tamtejsi pracodawcy gorzej traktują obywateli „nowej Unii”. - W sektorze najniższych stawek jest bardzo dużo wypadków, wielu ludzi pracuje na czarno, bez ubezpieczenia. Wciąż dosłownie na ulicy umierają bezdomni robotnicy - opowiada w rozmowie z "Sueddeutsche Zeitung" Andrea Stasiewicz, pochodzący z Wrocławia filozof i socjolog, który od 22 lat żyje w RFN.
Stasiewicz pracuje w poradni dla ludzi z krajów Europy Środkowej i Wschodniej, znajdującej się obok dworca autobusowego w Hamburgu. Jego opowieści zaburzają sen o lepszym życiu za Odrą.
- Badania europejskie udowadniają, że od 10 do 20 proc. imigrantów przeżywa fiasko na niemieckim rynku pracy. Polacy, kiedy tracą pracę i nie mają kontaktu z rodziną, na pocieszenie zaczynają pić. W Hamburgu jest wielu bezdomnych, bezrobotnych Polaków, prawie 90 proc. z nich to alkoholicy - opowiada Andrea Stasiewicz.
Stasiewicz sugeruje, że w Polsce panuje mit idealnej, dobrze płatnej pracy w Niemczech. Najgorsze jest to, że ten mit ciągle się rozprzestrzenia. Ktoś wraca do Polski na wieś, opowiada jak idealnie mu się żyje w Niemczech. Automatycznie ciągnie za sobą połowę mieszkańców, którzy na polskiej prowincji nie mają żadnych perspektyw.
Aby to potwierdzić, socjolog pochodzący z Wrocławia podaje jeszcze jeden przykład. - Ludzie, którym nie powiodło się z pracą, którzy nie mają dachu nad głową a trafiają do poradni, proszą, by mogli zadzwonić do rodziny. Pozwalam im zadzwonić z biurowego telefonu i słyszę, jak opowiadają rodzinie: „U mnie wszystko super, spotkałem faceta, który mi załatwi pracę i mieszkanie” - wspomina naukowiec.
- Najlepsze umowy o pracę, jakie widziałem, to były kontrakty z miesięcznym wynagrodzeniem 700 euro. Trudno powiedzieć, jakie są stawki godzinowe – mówi.
Trudne do uwierzenia, ale prawdziwe?
Stanowisko Stasiewicza jest głosem jednej osoby pomagającej obywatelom „nowej UE” w Niemczech. Zapewne jest sporo innych, dobrych historii o Polakach, którym udało się założyć rodziny w Niemczech i żyć na poziomie. Ale tych w gorszej sytuacji może być więcej.
Według obserwacji Stasiewicza, co trzeci Polak pracuje tam na czarno. W roku 2012 do RFN przyjechało 1,8 mln imigrantów, z czego 180 tys. stanowili Polacy. W 2014 roku rynek pracy zostanie oficjalnie otwarty dla Rumunów i Bułgarów, dlatego napływ ludności może być jeszcze większy, a to może pogorszyć tylko sytuację.