Wbrew licznie opisywanym historiom emigracji naszych rodaków, Polacy nie są skłonni do wyjeżdżania za pracą. Ani za granicę, ani do innych miast w kraju. Ba - kiedy znajdziemy już ciepłą posadkę, nie chcemy jej zmieniać. Wymarzona kariera Polaka to praca w urzędzie od 8 do 16. Zasiedziali Polacy nie chcą się ruszać - lenistwo czy strach?
Wciąż słyszymy o Polakach, którzy wyjeżdżają za chlebem i pracą - tak jak zawiedziona Polską Sandra Borowiecka. Każdy z nas ma znajomego, który pojechał do Niemiec, Wielkiej Brytanii albo Norwegii w poszukiwaniu lepszego życia. Wbrew pozorom jednak, wcale nie jesteśmy tacy skorzy do jeżdżenia za pracą - wynika z badań opisywanych przez "The Wall Street Journal".
Polacy nie chcą wyjeżdżać
Według "WSJ", Polska ma jeden z najniższych wskaźników osób, które mieszkają poza krajem urodzenia. To może dziwić, bo przecież ciągle mówi się o setkach tysięcy Polaków np. w Wielkiej Brytanii, ale statystyki nie kłamią. Polska, ze wskaźnikiem 0,6 proc. obywateli mieszkających poza miejscem urodzenia, znajduje się pod tym względem w ogonie Europy.
Jedynie Bułgaria radzi sobie gorzej, tam wskaźnik ten wynosi jedynie 0,3 proc. Ale poza tym wszystkie kraje biją nas o głowę: w Słowenii jest to 1 proc., w Czechach 1,2 proc. We wszystkich krajach Europy Zachodniej wskaźnik ten wynosi co najmniej 2 proc. Z badania wynika więc, że jeśli chodzi o pracę, nie jesteśmy zbyt mobilni.
Dlaczego tak się dzieje? Nasza blogerka i coach kariery Iga Liziniewicz, która od 8 lat mieszka w Wielkiej Brytanii, widzi kilka powodów takiej "zasiedziałości". Przede wszystkim, zdaniem Liziniewicz, Polacy przed wyjazdem mają dylemat: pojechać i zostać, czy wrócić do ojczyzny po jakimś czasie. – Ludzie już zdają sobie sprawę z tego, że mają dużo do stracenia w Polsce i wyjazdem sporo ryzykują – mówi nam trenerka.
Już nie jedziemy na ślepo
– Jeszcze kilka lat temu było wiele przypadków osób, które wyjeżdżały za granicę bez znajomości języka, bez wsparcia, na ślepo. Oczekiwali niesamowitych zysków i stawali się bezdomni, potem zbierali na bilet powrotny do kraju, bo im się nie udało na wyjeździe – wspomina Liziniewicz. Nasza blogerka twierdzi, że teraz lepiej sprawdzamy, czy wyjazd się opłaci, korzystamy z doświadczeń innych na emigracji i wiemy, że za granicą może być tak samo ciężko o pracę, co w Polsce. – Wiele osób przyjeżdża też np. do Wielkiej Brytanii na tydzień, dwa na wakacje i widzą od razu, że nie chcą tam mieszkać na stałe i wracają do Polski – stwierdza coach.
Przyczynia się do tego także kryzys w Europie. – Słyszymy w Polsce, że w innych krajach jest równie trudno, a nawet trudniej. I jak Polacy zaczynają to analizować, to wychodzi im, że na wyjeździe mogą więcej stracić, niż zyskać – wskazuje Liziniewicz.
Za granicę lepiej, niż do miasta obok
Z drugiej strony, nasza rozmówczyni przypomina, że lubimy narzekać, ale tak naprawdę nie jesteśmy aż tak niezadowoleni ze swojego życia, żeby gdzieś wyjeżdżać. – Polacy sporo narzekają, nawet kiedy nie jest im źle. Ale tak naprawdę nie mają potrzeby wyjeżdżać, bo wiedzą, że nie jest aż tak tragicznie – przekonuje coach.
Wciąż jednak, jeśli mamy gdzieś się przeprowadzić w poszukiwaniu pracy, wolimy pojechać za granicę, niż do innego miasta – twierdzi Małgorzata Rusewicz, ekspertka ds. rynku pracy w Kongresie Kobiet. – Pokazują to liczne badania. Polacy, decydując się na nową pracę, chętniej migrują poza kraj niż wewnątrz niego – mówi nam Rusewicz.
Jak wyjaśnia ekspertka, dzieje się tak, bo wyjazd za granicę nie oznacza wywrócenia życia do góry nogami. Zazwyczaj wyjeżdża bowiem tylko jeden członek rodziny, reszta może zostać w kraju i nie zmieniać miejsca zamieszkania. Często też to są "krótkie wyjazdy" - na rok, dwa-trzy lata maksymalnie, a nie przeprowadzka na stałe.
Rusewicz podkreśla też, że Polacy wiedzą, że w innych miastach mogą liczyć ewentualnie na podobne, co w miejscu zamieszkania, płace. Za granicą zaś będą one zawsze wyższe. – Ludzie wierzą, że w ciągu tych trzech lat za granicą pozyskają finanse na kupno mieszkania albo rozpoczęcie biznesu, a w Polsce by tego nie osiągnęli – wyjaśnia ekspertka Kongresu Kobiet.
Podobne płace w całym kraju to także jeden z powodów, dla których nie migrujemy z miasta do miasta. – Nie widzimy w tym dofinansowania, a taka decyzja nie jest prosta. Trzeba podjąć wyzwania typu sprzedanie i kupno bądź wynajęcie nowego mieszkania, zmiana szkoły dzieciom, wszystko wtedy stoi pod znakiem zapytania – tłumaczy zasiedziałość Polaków Rusewicz.
Pracy nie zmienię!
Równie bierni jesteśmy, jeśli chodzi o zmianę pracy w ogóle. Gdy już dostaniemy w miarę stabilną i nieźle płatną pracę, wolimy z niej nie rezygnować. A według badań przeprowadzonych dla "Dziennika Gazety Prawnej" we wrześniu 2012, wymarzoną pracą Polaka jest… ciepła posadka w urzędzie. Wybierają ją nawet znani dziennikarze, którzy porzucają pasję dla stabilności.
Zdaniem Małgorzaty Rusewicz, niechęć do zmiany pracy to tak naprawdę niechęć do podjęcia ryzyka. – Nawet mając propozycję zmiany stanowiska na lepsze, jest ryzyko, że po 3 miesiącach ktoś dojdzie do wniosku, że się jednak nie nadajemy lub zmieni się sytuacja firmy i ten etat nie będzie potrzebny. To racjonalne ryzyka, brane pod uwagę przez pracowników – tłumaczy ekspertka.
Zostać urzędasem
Wymarzona praca w urzędzie to zaś kwestia stereotypu, który krąży o budżetówce. – Większość z nas myśli, że to najbardziej stabilne miejsce zatrudnienia. Może nie najlepiej płatne, ale nie wymagające dużo pracy. Myślimy, że tam zaczyna się o 8 i kończy o 16, a w międzyczasie jest jeszcze czas na śniadanie, lunch i wykonanie swoich obowiązków. Do tego nie jesteśmy tam specjalnie obciążeni, bo nikt nie oczekuje od nas ciągłego podnoszenia efektywności, tak jak w prywatnych firmach – wyjaśnia Rusewicz. Jak jednak zaznacza, ten stereotyp coraz rzadziej znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości, bo urzędy też się zmieniają.
Małgorzata Rusewicz podkreśla ogólnie, że nie jesteśmy jako naród leniwi. Wręcz przeciwnie, w badaniach Komisji Europejskiej z 2010 roku wypadamy jako jeden z najbardziej pracowitych narodów. Tyle tylko, że panicznie boimy się utraty pracy.
Najstarsi najchętniej wyjadą
Warto jednak zaznaczyć, że zasiedziałość Polaków to nie tylko kwestia strachu. Powody niechęci do zmian są bowiem różne w zależności o wieku – przypomina nasz bloger i coach Alex Barszczewski. – Wśród młodych, jeśli są blokady, to wynikają ze stosunkowo niskiego poczucia własnej wartości. Oni po prostu nie do końca wierzą, że mogą odnieść sukces – wyjaśnia Barszczewski. Jak podkreśla, często obawy te wpajają młodym rodziny zatroskane o ich los.
Grupa wiekowa 30-40 lat to z kolei ludzie, którzy już w pewien sposób się ustatkowali, weszli w pewien stały styl życia. – Mieszkanie, kredyt, rodzina. Mają małą swobodę manewru i małą tolerancję na ryzyko – ocenia nasz bloger. W związku z tym, wbrew temu, co może się wydawać, to właśnie w grupie 40+ jest najwięcej osób skłonnych do migracji za pracą - bo mają już odchowane dzieci, a kredyty pospłacane.