
"Nagrywał, nagrywał, nagrywał. Rozmowy telefoniczne i spotkania. Służbowe i prywatne" – pisze o Aleksandrze Gudzowatym, prezesie Bartimpeksu i jednym z najbogatszych Polaków, tygodnik "Do Rzeczy". Jak się okazuje, na zwykłych płytach CD zapisane jest około 300 godzin takich nagrań. "To tak, jakby ktoś nieprzerwanie mówił dzień i noc przez prawie dwa tygodnie".
REKLAMA
Aleksander Gudzowaty zmarł w lutym tego roku. Ze skłonności do nagrywania swoich rozmówców dał się poznań siedem lat temu, kiedy opublikował tzw. "taśmy Oleksego", na których zarejestrowana była jego rozmowa z byłym premierem i politykiem lewicy (w towarzyskiej konwersacji twierdził, że Aleksander Kwaśniewski nielegalnie uzyskał swój majątek).
Dziś tygodnik "Do Rzeczy" ujawnia prawdziwą skalę zjawiska. 300 godzin rozmów z biznesmenami, przedstawicielami świata mediów, politykami i pracownikami Bartimpeksu – to "dorobek" Gudzowatego.
"To nie były zwykłe kasety. To był produkt obrobiony na urządzeniach Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Nikogo nie obchodziło, jakim prawem państwowa agencja zajmowała się ich obróbką przed przekazaniem nagrań dziennikarzom. Nie miałem już siły się tym zajmować, ale to tylko potwierdza, że tu nie ma mowy o wypadku przy pracy. Te nagrania były dobrze przygotowane" – mówi tygodnikowi Józef Oleksy.
Problem w tym, że tak naprawdę nie wiadomo, co się stało z tymi nagraniami. Pracownicy Bartimpeksu nie mają wiedzy i odsyłają do spadkobierców jednego z najbogatszych Polaków. "Agentka Tomasza Gudzowatego po kilku dniach proszenia o rozmowę obiecuje kontakt, jednak nie oddzwania" – pisze "Do Rzeczy".
Czy materiały te mogą okazać się potencjalnie wybuchowe? Wątpliwe, jedna z osób związanych ze służbami podkreśla: "Sprawa taśm umarła wraz z Aleksandrem Gudzowatym. On prowadził bowiem te rozmowy dla własnej gry. Wszystko, co nadawało się do wyciągnięcia, zostało pokazane. Dzisiaj już nikt nie ma powodu, by ich użyć".
Źródło: "Do Rzeczy"
