Schronisko w Dolinie Roztoki to jedno z najspokojniejszych schronisk w Tatrach.
Schronisko w Dolinie Roztoki to jedno z najspokojniejszych schronisk w Tatrach. Fot. Kamil Sikora / naTemat
Reklama.
Tatry są zalane przez turystów, szczególnie jeśli lato jest ciepłe i bezdeszczowe. A kiedy jest ciepło, turystom chce się pić. No i jeść. Dlatego już w XIX wieku zaczęły w górach powstawać schroniska. Za najstarsze z obecnie działających w Tatrach uznaje się tzw. stare schronisko przy Morskim Oku (budynek powstał w 1874 roku). Ale od tego czasu turystyka górska zmieniła swoje oblicze nie do poznania.
logo
Schronisko przy Morskim Oku. Fot. Kamil Sikora / naTemat

Kiedyś była rozrywką elitarną, na którą mogli sobie pozwolić nieliczni bogacze. Później stała się sportem masowym, ale wciąż niezbyt popularnym. Z czasem zaczęła się upowszechniać. Ale jeszcze nasi rodzice idąc do schroniska nie musieli spodziewać się tam tłumów. I nie mogli oczekiwać luksusów.
logo
Taras schroniska przy Morskim Oku. Fot. Kamil Sikora / naTemat

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu prąd w schronisku wcale nie był normą, a wodę gotowało się na ogniu. Poza tym nie można było marzyć o zrobieniu zakupów, jakie dzisiaj są dostępne w nawet najmniejszym schronisku. Jednak wraz ze wzrostem liczby turystów prowadzenie schroniska stawało się coraz bardziej opłacalnym biznesem. Doprowadzono do nich prąd, a półki zaczęły się zapełniać produktami. Rozwój środków transportu pozwolił dowozić je przez cały sezon.
logo
Widok z okna w schronisku w Dolinie Roztoki Fot. Kamil Sikora / naTemat

Ale jednocześnie schroniska zaczęły tracić swój klimat. Z zacisznych przystani stały się głośnymi i zatłoczonymi barami szybkiej obsługi. Od zwykłych fast foodów i bud z zapiekankami odróżniają je dziś właściwie tylko ceny i nietypowe położenie. Ale tłok ten sam, produkty te same, i podobny pośpiech. "Proszę przechodzić dalej", "Proszę zrobić miejsce" – słyszy się nieustannie. Zresztą dzisiaj już mało kto chce na dłużej zatrzymać się w schronisku. Jest za głośno i za tłoczno.
logo
Kuchnia turystyczna w schronisku w Dolinie Roztoki. Fot. Kamil Sikora / naTemat

Najgorzej jest oczywiście na najbardziej zatłoczonych szlakach. Nie wiem, czy powinny się jeszcze nazywać schroniskami, a nie na przykład barami lub hotelami. Tym bardziej, że ceny za noclegi także nie należą do najniższych. Na przykład przy Morskim Oku cena za jedną noc w szczycie sezonu to 54 złote. Taniej można zanocować w hostelu przy Krupówkach.
logo
Schronisko w Dolinie Roztoki. Fot. Kamil Sikora / naTemat

Ale są też miejsca, gdzie jeszcze można poczuć ducha starych czasów. Wystarczy zboczyć z trasy do Morskiego Oka, przejść 10 minut łatwym szlakiem i trafia się do oazy spokoju – Schroniska w Dolinie Roztoki. Chociaż i tam dotarła już cywilizacja (jest nawet Wi-Fi), to nie zabiła ona ducha tego miejsca. – U nas jest spokojniej, ale i tak mamy masę roboty – opowiada mi jedna z pracownic schroniska, podając szarlotkę z bitą śmietaną. – Sporo ludzi przychodzi do nas na nocleg. Mamy aż 75 miejsc, niedawno był remont, więc warunki są naprawdę dobre – zachwala.
logo
Schronisko przy Morskim Oku. Fot. Kamil Sikora / naTemat

Ale do Doliny Roztoki warto zajrzeć chociażby po to, żeby wyciszyć się na kilka chwil. Nic tak nie dodaje energii do dalszej wędrówki jak odpoczynek w cieniu. I przede wszystkim ciszy. Wydawałoby się, że to właśnie góry są doskonałym miejscem na ucieczkę od zgiełku nie tylko miasta, w którym pracujemy, ale i od zgiełku Zakopanego czy Krupówek. Niestety trzeba się namęczyć coraz bardziej, żeby od tego zgiełku rzeczywiście uciec.