
Reklama.
Przyzwyczailiśmy się, że polskie festiwale co roku zaskakują sprowadzanymi nad Wislę gwiazdami i biją kolejne rekordy frekwencji. I o ile większość z nich z rosnącą popularnością świetnie sobie radzi, o tyle tegoroczny krakowski Coke Live Music Festival zdaje się był jednym z przypadków, gdy sukces przerasta jego ojców. Ogromne kolejki i wszechobecny tłok z pewnością wielu dość mocno psuł nastrój święta, którym dla fanów Florence + The Machine, Wu-Tang Clan i Katy B był tegoroczny CLMF. Fala tysięcy fanów tej trójki niezwykle popularnych w Polsce wykonawców w tym roku po prostu zalała Kraków.
Niestety uwidaczniając tylko, że pod Wawelem festiwalowicze traktowani są raczej jako zło konieczne. Szok przeżywają szczególnie ci, którzy jadąc do Krakowa mają w sobie jeszcze emocje gdyńskiego Heineken Open'er Festival. Legendy, na którą składa się nie tylko ciężka praca organizatorów z Alter Artu, którzy dbają, by line up przyciągał tłumy, ale i gościnność miasta, które z otwartymi ramionami wita nie tylko gwiazdy, ale i gości festiwalu. Gdynia jest pod tym względem bezkonkurencyjna. Sprawnie zapewniona komunikacja miejska na miejsce festiwalu i służby dbające przede wszystkim o bezpieczeństwo dość niesubordynowanych festiwalowiczów to znak rozpoznawczy Open'era.
Florence and The Machine w Krakowie
Florence Welch na Coke Live Music Festival
Coke Live Music Festival w Krakowie ma być co roku swego rodzaju after party po lipcowych emocjach nad morzem. Ale w grodzie Kraka gospodarze tę imprezę organizują raczej, bo muszą, a nie dlatego, że chcą. Trudno inaczej skomentować fakt, że prawie milionowa aglomeracja jest w stanie zapewnić gościom z całego świata zaledwie kilka autobusów, a krakowska policja bardziej niż bezpieczeństwem festiwalowiczów zdaje się interesować możliwością łatwego podbicia statystyk skuteczności. Rzucający się w oczy tajniacy węszący tylko za wonią marihuany i mundurowi ścigający każdego, kto z piwem wyjdzie krok poza teren CLMF. Takie widoki to znak rozpoznawczy imprezy.
Wszystko to i ogólna atmosfera wokół festiwalu sprawiają, że w Krakowie pryska gdzieś atmosfera święta, która krąży nad większością tego typu imprez od Przystanku Woodstock, przez Open'era po Berlin Festival, czy Roskilde. Nie wspominając o legendarnym Glastonbury. A w tym roku może także nad Burn Selector Festival, który spod Wawelu przenosi się do stolicy. Choć stojący za wszystkimi największymi imprezami muzycznymi Alter Art niewiele mówi o przyczynach przenosin z Krakowa do Warszawy, trudno nie podejrzewać, że jednym z kluczowych powodów tej przeprowadzki było nastawienia miasta do tego typu imprez. Mało kto pewnie zdziwi się więc, jeśli w przyszłym roku i na Coke nie wybierzemy się już do pięknego, choć mało gościnnego dla fanów muzyki i dobrej zabawy Krakowa.