Prawo pozwala Ci wybrać, w którym szpitalu chcesz się leczyć, przejść zabieg, albo operację. Niestety nikt nie powie Ci, który szpital leczy dobrze, a który źle. W którym śmiertelność jest wysoka, w którym niska. W którym skuteczność zabiegów jest na średniej europejskiej, a w których na średniej białoruskiej. Możesz więc pooglądać sobie gwiazdki na serwisach typu Znany Lekarz, gdzie lekarze płacą za promocję. Ale nie możesz dowiedzieć się, w którym szpitalu dobrze zoperują ci serce. Służba zdrowia nie prowadzi rankingów, bo "nie chce oceniać lekarzy".
Miesiąc temu brytyjska służba zdrowia (NHS) przyjrzała się bliżej 14 szpitalom. Zrobiła to z powodu wysokiej śmiertelności w tych placówkach. W ostatnich 8 latach umarło w nich 13 tysięcy pacjentów. NHS nie prowadził śledztwa w sprawie tych śmierci, tylko sprawdzał stan szpitali, by upewnić się, że obecni pacjenci nie są zagrożeni. Służba doszła do niepokojących wniosków, które przekazała opinii publicznej.
W Polsce coś takiego nie byłoby możliwe. To dlatego, że nawet jeśli w danej placówce byłaby wysoka śmiertelność, to ani NFZ, ani ministerstwo zdrowia by o tym nie wiedziały. Po prostu nie prowadzą statystyk.
Ustawa o świadczeniach zdrowotnych daje pacjentowi prawo wyboru szpitala. Te same prawa są zapisane w karcie pacjenta. Wybrać jednak trudno, skoro nie wiadomo, który szpital w czym jest dobry. Statystyki dotyczące skuteczności szpitali lub śmiertelności nie są gromadzone w żadnym miejscu.
– Takich statystyk nie prowadzimy – powiedziała mi pracowniczka Biura Praw Pacjenta. Podobną informację usłyszałem w NFZ. W biurze prasowym poinformowano mnie, że żadne rankingi szpitali nie są prowadzone. Sam Fundusz stara się równomiernie wydawać pieniądze "nie faworyzując" danych jednostek. To dziwne określenie. Fundusz nazywa "faworyzowaniem" pomysł płacenia więcej tym placówkom, które są po prostu lepsze.
Pacjenci powinni mieć prawo do informacji
Jednak jako pacjenci powinniśmy mieć prawo wiedzieć, gdzie lepiej się leczyć. – Szpitale wybieramy według opinii Goździkowej – mówi Adam Sandauer założyciel i honorowy prezes Stowarzyszenia Primum Non Nocere, zajmującej się ofiarami błędów lekarskich.
– Nie upublicznia się wniosków długofalowych efektów leczenia w szpitalach związanych umowami z NFZ, więc żadnych informacji nie uzyskamy. A nawet jeśli coś zostanie uczciwie opublikowane to szpitale są temu niechętne. Kiedyś np. jeden z tygodników opublikował ranking oparty na statystyce skarg, które do nas trafiły. Skończyło się to pozwaniem tytułu. Choć pozew został odrzucony, to od tego czasu publikowano wyłącznie rankingi będące pochwałami szpitali – powiedział Sandauer.
O braku statystyk rozmawialiśmy także z Martą Marczak, rzeczniczką Polsko-Amerykańskich Klinik Serca. Okazuje się, że Polska jest jednym z nielicznych krajów w Europie, które nie ujawniają szpitalnych statystyk. – Nawet w Macedonii pacjent ma wgląd do takich danych. Choć najlepszym przykładem jest tu Dania. Skandynawowie przyznają szpitalom gwiazdki, tak jak hotelom. Dzięki temu pacjent sam może ocenić, który szpital najlepiej się nim zajmie – opowiada Marczak.
PAKS są wyjątkowymi klinikami, bo ujawniają statystyki swoich zabiegów. Dzięki temu wiadomo, że "kliniki odnotowują bardzo dobre wyniki inwazyjnego leczenia ostrych zespołów wieńcowych oraz leczenia kardiochirurgicznego".
Brak kontroli nad szpitalami
Tymczasem NFZ umywa ręce mówiąc, że zajmuje się tylko przyznawaniem dotacji. Poza tym przekonuje, że nie wolno nikogo faworyzować. O sprawę chcieliśmy dopytać też Ministerstwo Zdrowia, ale tam odsyłają nas do... NFZ. Informacji dotyczących jakości leczenia nie otrzymamy także w Najwyższej Izbie Kontroli. Wygląda na to, że w trosce o dobre imię lekarzy państwo niczego nie kontroluje.
– Jednak to jawność informacji o jakości leczenia jest najważniejsza, o czym świadczy pewne orzeczenie Trybunału w Strasburgu – opowiada Sandauer. – Norweska gazeta „Bergens Tidende” opublikowała serię artykułów o pracy pewnego lekarza w oparciu o opinie pacjentek. Lekarz pozwał gazetę, gdyż artykuły uderzały w jego dobre imię. Wszystkie wyroki w Norwegii były niekorzystne dla gazety. Natomiast Trybunał w Strasburgu uznał racje redakcji skazując państwo norweskie na wypłatę gazecie odszkodowania. Wyjaśniono, że ważniejsza jest możliwość publicznego informowania pacjentów, a nie interes prywatny lekarza – dodał Sandauer.
Lekarz ważniejszy niż dobro pacjentów
W trosce o opinie lekarzy nasze podstawowe prawa zdają się być łamane. Państwo na dobrą sprawę nie monitoruje kluczowych dla potencjalnych pacjentów statystyk. O aferach takich, jak łowcy skór dowiadujemy się np. od dziennikarzy.
Lekarze będą zazwyczaj posiłkować się gwiazdkami w różnych serwisach medycznych. Tymczasem pacjenci potrzebują większej przejrzystości. Tylko suche fakty – procent udanych operacji kardiologicznych, poziom śmiertelności, liczba wyleczonych pacjentów – pozwolą nam ocenić, gdzie lepiej się leczyć. Opinię w sieci można podrobić. Sam sprawdzałem. Zarówno pozytywnych, jak i negatywnych treści nie da się na tę chwilę rzetelnie zweryfikować.
Państwo powinno dbać o nasze interesy. I w tym przypadku wcale nie trzeba do tego wielkiego wysiłku. Wystarczy zbierać powyższe dane o szpitalach, a następnie je publikować. Chyba, że rzeczywiście to nie pacjent, a doktor jest ważniejszy. I nie ważne jak leczy, wystarczy, że jest. A wtedy NFZ przyzna dotacje.