Sylwia Sucharska zaczynała karierę modelki w wieku 15 lat. Pracowała w Paryżu, Mediolanie, Sydney, na sesje latała też do Tajlandii. Dziś planuje zająć się coachingiem. Dlaczego? W rozmowie z naTemat opowiada o tęsknocie za domem, płaczu i koleżankach, dla których jedyną opcją na przyszłość jest w wieku 30 lat wyjść za milionera.
Wrzucam Twoje nazwisko w Google. Widzę: portrety, teksty, sesje w magazynach. Wygląda super. Dlaczego postanowiłaś poszukać innej pracy?
Sylwia Sucharska: Jestem osobą, która lubi czuć się bezpiecznie, mieć niedaleko bliskich sobie ludzi. A praca modelki wiąże się z ciągłym życiem na walizkach. Jednego dnia jesteś tutaj, później dzwonią do Ciebie, że na trzy miesiące musisz przenieść się gdzie indziej.
Przez pewien czas to było dla mnie fajne, ale w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać: kurcze, mam dwadzieścia lat. Jak tak dalej pójdzie, obudzę się około trzydziestki i okaże się, że niczego tak naprawdę nie mam: ani szkoły, ani doświadczenia. Pomyślałam, że jeśli będę chciała pójść do interesującej mnie pracy, to jest duże prawdopodobieństwo, że się nie dostanę, że będę musiała dochodzić do tego bardzo długą drogą.
Po szkole średniej zrobiłam sobie jeszcze rok przerwy na podróżowanie, a później stwierdziłam, że zaczynam studia. Od dwóch lat siedzę w Polsce, ale praca modelki dalej mnie kręci, nie mam zamiaru z tego z dnia na dzień rezygnować. Jest fajnie, podoba mi się.
Zaraz, zaraz. Po szkole średniej już zrobiłaś przerwę? Ja wtedy dopiero zatrudniałam się w redakcji.
Zaczęłam pracować, kiedy miałam 15 lat.
Gimnazjum.
Zaczęło się od tego, że moja późniejsza szefowa wybiegła do mnie z samochodu. Powiedziała, że ma agencję modelek i zaprasza mnie do pracy. Na początku wystraszyłam się tego na maska, bo to nie była pierwsza tego typu sytuacja. Opowiedziałam o sprawie rodzicom, którzy zaczęli się zastanawiać, dlaczego ci ludzie mnie zaczepiają.
Mama mojej przyjaciółki miała do czynienia z tą branżą, więc zapytaliśmy ją o zdanie. Potwierdziła, że zna tę agencję, której właścicielka do mnie wysiadła, że może ją polecić, że sama bierze z tej agencji modelki do pracy. Poradziła, że mogę spróbować, jeśli chcę.
Na pierwsze spotkanie poszłam z tatą.
On ma coś wspólnego z szołbiznesem?
Nie. Jestem po prostu córeczką tatusia (śmiech).
Co działo się później?
Bardzo szybko podpisaliśmy kontrakt. Moim pierwszym ruchem było to, że wyjechałam do Paryża. Sama. W wieku 15 lat. To oczywiście skończyło się płaczem: "tato przyjedź do mnie, bo ja tu nie wytrzymam". Więc ojciec rzucił się na lotnisko, bukował bilet, wpakował się w samolot i przyleciał do mnie na tydzień. Co najlepsze: on na maksa boi się latania samolotem. Już w Paryżu zszedł z pokładu na miękkich nogach i powiedział: córa, nigdy więcej mi tego nie rób.
Ale na początku prowadził mnie za rękę i pokazywał co jak się załatwia.
Co 15-latka robiła w Paryżu?
Chodziłam na castingi, robiłam editoriale, kompletowałam materiały do portfolio. Budowałam swoją książkę - bazę, na której później mogłam pracować.
W międzyczasie nawiązała ze mną współpracę firma Caterina, której zostałam twarzą. Ściągnęli mnie na sesję w Polsce.
Zarabiałaś jakieś pieniądze?
W Paryżu tyle jest modelek pro, że dziewczynce, która nagle się tam pojawia trudno jest się przebić. Poza tym tam jedziesz głównie się pokazać, zrobić zdjęcia z dobrymi fotografami. Pierwsze pieniądze zarabiałam w kraju.
Ok, jakoś przetrwałaś dwa miesiące w Paryżu. I co potem?
Wróciłam do domu i powiedziałam, że nigdy więcej już nigdzie nie polecę (śmiech).
Natomiast nie minęło parę tygodni i… poleciałam na miesiąc do Włoch. A potem na jeszcze dwa tygodnie. Większość moich wyjazdów kończyła się tak samo – płaczem, ale dałam się wciągnąć. Pozwiedzałam trochę Europy, poleciałam do Australii, do Nowego Jorku.
A co ze szkołą?
Było ciężko, bo jak się podliczyło moje nieobecności, to nie było mnie pół roku, a kiedy wracałam musiałam pisać po 14 sprawdzianów. Czasem po trzy, cztery dziennie.
Na szczęście trafiłam na ludzi, którzy bardzo mnie wspierali. Byłam cały czas pod mejlami, telefonami, więc dostawałam informacje, do czego trzeba się przygotować, jakie będą zaliczenia, kiedy wrócę, jakie sprawdziany muszę nadrobić.
Czuję, że wykorzystałam dobrze ten czas. Z jednej strony starałam się nie zaniedbać nauki, z drugiej podróżowałam.
W tym czasie prowadziłaś instagramowe życie? Wstaję o 12, zakładam szpilki Loboutine, idę na kawę i ciastko z sezonowymi owocami?
W czasie, kiedy pracowałam najbardziej intensywnie, instagram jeszcze nie był popularny.
Pytam, czy to wygląda tak w realu.
W realu to wygląda tak, że o godzinie 8 musisz być na planie.
W wolne dni może faktycznie masz czas na włóczenie się po kawiarniach, ale to zależy od osoby. Ja jestem bardziej domowa, więc dla mnie każdy dzień spędzony z bliskimi to było wielkie święto. Spotykałam się wtedy ze znajomymi, nadrabiałam stracony czas. Bo prawda jest taka, że kiedy wszyscy moi najbliżsi się integrowali, ja byłam w Paryżu, Mediolanie, gdzieśtam. W swoim gronie towarzyskim byłam na uboczu.
Coś za coś.
Tak, jak mówię: nie żałuję tego czasu. Natomiast to zależy, jakie masz priorytety, u mnie one się pozmieniały. Wolę być w domu ze swoim przyszłym mężem, urządzać mieszkanie.
Praca modelki wyklucza życie rodzinne?
Tak, nigdy nie wiesz, gdzie będziesz za dwa dni. Pamiętam, że kilka lat temu dostałam wieczorem telefon: Sucharska, dasz radę być jutro w Tunezji?
Trudno sobie w takich warunkach zaplanować coś na dłużej.
A jak oceniasz środowisko, w którym się obracałaś? Nie ma najlepszej prasy.
Chyba jestem jednym z lepszych przykładów, jak można rozwinąć się ciężką pracą. U mnie to była kwestia kolejnych sesji. Starałam się być w tym dobra, nie utrudniać życia ekipie, nie mówić "sorry, o 10 muszę wypić kawę i koniec". To przekładało się na to, że ludzie chcieli ze mną pracować, dostawałam kolejne zlecenia.
Sesje to ciężka praca, czy raczej zabawa z aparatem.
To zależy od sesji. Czasem po prostu zakładasz ubrania, uśmiechasz się, zdjęcia się robią. Są sesje wymagające, w czasie których samo przygotowanie to kilka godzin. One wymagają dużo pracy.
Pamiętam jedną sesję w Paryżu, kiedy robiliśmy sesję torebek. Klęczałam przez dwanaście godzin, pod koniec miałam już łzy w oczach. Wszystko dla trzech zdjęć. Nieustannie podchodzili do mnie makijażyści i fryzjerzy, coś poprawiali. Miałam też wrażenie, że fotograf nie bardzo wie, czego chce. To było dodatkowo męczące, bo wymagano ode mnie czegoś, czego nie wiedział sam fotograf.
Modelka ma duży wpływ na to, jak wygląda sesja?
Niestety jest trochę przedmiotem, zresztą mówi się: jesteś wieszakiem i prezentujesz ubrania. Ale tak naprawdę dużo zależy od modelki, to ona przecież sprzedaje ciuchy. Dlatego do jej wyboru przykłada się tak wielką wagę.
Twoja praca to nie tylko sesje. Chodziłaś też po wybiegach.
Wolę sesje. Wybiegi są fajne, bo to adrenalina, wszystko dzieje się na żywo. Natychmiast pojawiają się komentarze: "ale laska", albo "co ona ma na sobie?" (bo to wszystko wbrew pozorom słychać). Ale w gruncie rzeczy pokaz to nuda, bo przychodzisz tam na godzinę 10 i czekasz na wieczór. W międzyczasie masz jakąś próbę, ktoś cię czesze, ale to głównie czekanie.
Po tym, jak wróciłaś do Polski robiłaś też inne rzeczy.
Praca w modelingu jest bardzo nieregularna - raz masz wypełnione cztery dni, raz przez dwa tygodnie nic się nie dzieje. W pewnym momencie stwierdziłam, że muszę coś zrobić z tym wolnym czasem, bo nie mogę sobie pozwolić na to, żeby przez dwa tygodnie tylko łazić po sklepach i wydawać zarobione wcześniej pieniądze.
Szukałam więc stażu, pracowałam przy organizacji Miss Polonia, później pracowałam w agencji aktorskiej dla dzieci.
A co chciałabyś robić docelowo?
Kiedyś chciałam nawet mieć agencję modelek. Ale tak naprawdę interesuje mnie psychologia, wiec szkolę się teraz na coacha, trenera personalnego, który będzie motywował pracowników. Chcę pomagać ludziom pokazując, jak dochodzić do zakładanych celów.
Jakie plany na przyszłość miały Twoje koleżanki z wybiegu?
Często słyszę: po co szłaś na studia? Po co ci normalna praca? Na wszystko masz jeszcze czas. A ja stwierdziłam, że tego czasu nie mam. Nie chcę być niemiła, ale większość dziewczyn na swojej drodze życia spotyka bogatych panów. Nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka, ale wiele z nich żyje jako utrzymanki, albo z alimentów.
Są oczywiście też takie, które pracują w dużych korporacjach, są prawnikami, prowadzą duże firmy. Niektóre zostają w branży: zakładają agencje modelek, czy hostess, pracują jako bookerki.
Na taką karierę, jaką robi Anja Rubik ma szansę jedna na milion?
Coś w tym jest. To naprawdę ciężka praca, żeby dojść do takiej pozycji. Trzeba być przede wszystkim pewnym, że chce się swoją karierę tak konsekwentnie prowadzić.