"Nadawca listu do kolegi z firmy nie może dziwić się, że asystent odbiorcy otworzy ten list, tak również osoby, które korzystają z sieciowych klientów poczty nie mogą być zaskoczone, że ich e-maile będą przetwarzane przez dostawcę poczty w celu ich dostarczenia" - twierdzi Google. Amerykański gigant informatyczny dziwi się, że użytkownicy usługi Gmail oczekiwali zachowania tajemnicy korespondencji. Bo Google nie uważa się za listonosza, a pierwotnego odbiorcę naszych e-maili.
Każdy e-mail wysłany pocztą oferowaną przez Google jest od góry do dołu czytany przez system, by dzięki tak zdobytej wiedzy lepiej dopasować wyświetlane nam reklamy. Nie wiedzieliście, że w Gmail nie obowiązuje tajemnicy korespondencji? Podobnie zdziwili się niedawno amerykańscy internauci, którzy gigantowi informatycznemu z Mountain View postanowili wytoczyć proces za pogwałcenie federalnych przepisów chroniących tajemnicę korespondencji. Ściśle współpracujące z Waszyngtonem (i rządami na całym świecie) przy naginaniu swobód i praw obywatelskich Google niezbyt się jednak tym pozwem przejęło.
Przeczytaj też: Google Polska odpowiada na zarzuty o czytanie naszych maili
Kilka dni temu do kalifornijskiego sądu, przez którym toczy się sprawa z powództwa amerykańskich organizacji konsumenckich, wpłynęło oficjalne oświadczenie szefostwa Google, w którym firma wprost przyznaje, że... nie ma najmniejszego zamiaru szanować prywatności swoich klientów. "Jak nadawca listu do kolegi z firmy nie może dziwić się, że asystent odbiorcy otworzy ten list, tak również osoby, które korzystają z sieciowych klientów poczty nie mogą być zaskoczone, że ich e-maile będą przetwarzane przez dostawcę poczty w celu ich dostarczenia" - stwierdziło Google.
Dodając, że korzystając z usługi Gmail nikt nie ma prawa oczekiwać zachowania tajemnicy korespondencji. Google twierdzi bowiem, że każdy napisany przez użytkownika e-mali po kliknięciu przycisku "wyślij" zostaje dobrowolnie mu przekazany. W ocenie Google, wiadomości piszemy więc przede wszystkim do firmy z Mountain View. Korzystanie z Gmail dopiero w drugiej kolejności ma na celu przekazanie jej treści osobie wymienionej jako adresat. Nie, Google nie uważa się za listonosza, a pierwotnego adresata.
Tłumaczenie Google wydaje się kuriozalne, ale ta szczerość w oświadczeniu przesłanym sądowi wskazuje, że znakomici prawnicy firmy zupełnie nie obawiają się niekorzystnego wyroku. Nieco więcej problemów na głowie mają jednak marketingowcy komputerowego giganta. Dział prawny Google sugeruje bowiem, że komu zależy na prywatności, ten powinien z usług firmy zrezygnować. - Google w końcu oficjalnie przyznało, że nie szanuje prywatności. Ludzie powinni potraktować te słowa poważnie: Jeśli zależy ci na zachowaniu prywatności e-mailowej korespondencji, to nie korzystaj z Gmaila - komentuje John M. Simpson z Consumer Watchdog’s Privacy Project.
Jeżeli Google rzeczywiście nie przegra sporu o tajemnicę korespondencji, trzeba będzie zapewne dodać jeszcze, że chcąc zachować prywatność internetowej korespondencji, nie warto korzystać z żadnego amerykańskiego serwisu. Przyznanie przed sądem racji Google stworzy bowiem za oceanem precedens, który pozwoli na podobne zachowanie wszystkim tamtejszym serwisom. I wątpliwe, by któryś z tego prawa nie skorzystał.
Wprowadzenie przez Google jednolitej polityki prywatności dla wszystkich ich usług to dobra okazja, żeby zastanowić się czy opłaca nam się oddać prywatność w zamian za wygodę darmowych usług spod znaku "G". Ja uznałem, że nie warto i ograniczyłem ilość informacji, które przekazuje Google. Poniżej wyjaśniam dlaczego. CZYTAJ WIĘCEJ