Wrocławska firma prawnicza chwali się, że umożliwia formalizację związków partnerskich na podstawie istniejącego prawa. Za usługę "Partnerstwo dla spokoju" trzeba zapłacić prawie tysiąc złotych. – Lepsze to niż oczekiwanie, aż politycy w końcu uregulują sprawę związków w Sejmie – przekonują pomysłodawcy. Z drugiej strony słychać jednak głosy, że to mało skuteczne i uwłaczające godności rozwiązanie.
Firma Lex Ursulus po raz pierwszy zaoferowała pakiet "Partnerstwo dla spokoju" kilka miesięcy temu. Do tej pory skorzystało z niego kilkanaście par, homo- i heteroseksualnych. Jak twierdzi koordynator projektu Rafał Rybicki, są zadowolone. – Nasza usługa ułatwia im życie w takich warunkach prawnych, w jakich obecnie funkcjonują. Do tej pory nikt nie narzekał na jakiekolwiek utrudnienia. Wszystko działa jak należy – mówi w rozmowie z naTemat.
Partnerstwo all inclusive
Na co konkretnie można liczyć za 999 złotych (tyle kosztuje "Partnerstwo dla spokoju")? Rybicki wylicza: – Pierwsza kwestia to ustanowienie wzajemnych pełnomocnictw, możliwie najszerszych, które gwarantują, że partnerzy mogą się nawzajem reprezentować w urzędach czy bankach i nikt tego nie zakwestionuje. Dalej, kluczowa jest umowa majątkowa, która może, ale nie musi przybierać formy aktu notarialnego – mówi.
Reguluje ona wszystkie kwestie wspólnego majątku, który jest przez partnerów wypracowywany. W tym samym pakiecie jest gwarancja, że klient będzie mógł dziedziczyć majątek po swoim partnerze. – Oferujemy również upoważnienia szpitalne, dzięki którym może odwiedzać drugą osobę w szpitalu w przypadku wypadku czy choroby – dodaje nasz rozmówca.
Prawnicy z Wrocławia zaznaczają, że chcąc zawrzeć tego typu związek partnerski nie trzeba się nawet rozwodzić, jeśli wcześniej było się w związku małżeńskim. Ważne tylko, by wcześniej uporządkować finansowe sprawy z małżonkiem, najlepiej wprowadzając rozdzielność majątkową.
A co jeśli to partnerzy będą chcieli się rozstać? W praktyce Lex Ursulus tego jeszcze nie sprawdził. – Wszystkie pary, z którymi współpracujemy są w dobrych relacjach – zaznacza Rybicki. Przekonuje jednak, że gdyby coś się między wydarzyło, to dzięki umowie majątkowej partnerom dużo łatwiej będzie rozstrzygnąć ewentualne spory o pieniądze, niż gdyby nie korzystali z ich oferty.
Sporo pytań osób zainteresowanych usługami firmy dotyczy również tego, czym właściwie taki związek partnerski różni się od "instytucji związku partnerskiego", nad którą bezowocnie dyskutują w Sejmie posłowie. Zdaniem przedstawiciela firmy korzyści pokrywają się w 90 procentach. – Wszystko zależy od tego, o którym projekcie w sprawie związków partnerskich mówimy. Oczywiście to, czego nie osiągnie się w drodze umowy cywilnoprawnej, to są korzyści podatkowe, możliwość wspólnego rozliczania się. Ale z tego, co się orientuję, sejmowe projekty też tego nie przewidywały – mówi Rybicki.
Zawarcie związku jak kupno samochodu
Problem leży jednak gdzie indziej, bo wiele osób alergicznie reaguje na określenie "umowa cywilnoprawna" powtarzane w kontekście związków partnerskich. Już wcześniej niektórzy prawnicy oferowali podobne "umowy partnerskie" i za każdym razem takim ofertom towarzyszyły głosy oburzenia.
Kiedy Michał Jackowski, prawnik z Kancelarii Grzybkowski Guzek Jackowski na blogu w naTemat napisał o takiej możliwości, komentarze były następujące: "Szereg umów cywilnoprawnych to nie to samo co związek partnerski", "To po co małżeństwo? Pewnie się na nie jakiś pakiet umów znajdzie". "Trzeba być naiwnym,aby wierzyć, ze jakieś mało znaczące umowy skutecznie załatwia problem".
– Żadna firma nie zapewni respektowania zapisów takich umów, bo one nie mają podstaw prawnych. Żadne upoważnienie, nawet notarialne, nie zagwarantuje, że partner będzie miał na przykład prawo do odbioru zwłok. To jest tylko naciąganie ludzi na świstek papieru, który nie zapewnia żadnych praw – komentuje w rozmowie z naTemat Marcin Szczepkowski rzecznik grupy "Miłość Nie Wyklucza", która walczy o ustawę o związkach partnerskich.
– A poza tym, umowy cywilnoprawne uwłaczają godności. Bo czy można wyobrazić sobie, że relacje między ludźmi, którzy się kochają, są pieczętowane umową, którą stosuje się przy kupnie samochodu? – pyta.
Rafał Rybicki nie przyjmuje tego typu argumentów. "Lepsze coś niż nic" – z takiego założenia wychodzi. – Naszym klientom zależy, by jakoś uregulować swoje sprawy za pomocą dostępnych narzędzi. Nasza usługa nie ma konotacji ideologicznej czy politycznej, po prostu ma ułatwić życie, na tyle, na ile to dziś możliwe. Żaden z klientów nie powiedział nam, że taki związek partnerski uwłacza jego godności – kwituje.