Słyszysz: "Bractwo Muzułmańskie", myślisz: "terroryści"? To jedno z kilku nieporozumień, które wypływają na fali krwawych zamieszek w Egipcie. W medialnym przekazie sporo jest przekłamań i jednostronnych relacji. My sprawdzamy, gdzie w tym morzu informacji są prawdy, a gdzie mity.
1. Tylko służby atakują zwolenników prezydenta Mursiego
Faktem jest, że główny front egipskiej wojny przebiega między sympatykami obalonego prezydenta a siłami bezpieczeństwa, które krwawo rozpędziły dwa obozy spod znaku Anti-Coup Alliance (Sojusz Przeciwko Przewrotowi). Tyle że na marginesie głównego nurtu wydarzeń każdego dnia rozgrywają się mniejsze, ale również krwawe, wojenki.
W ostatnich dniach jak grzyby po deszczu wyrosły "komitety ludowe" – małe organizacje obywateli sprzeciwiających się rządom Bractwa Muzułmańskiego, uzbrojonych w maczety, kije, pałki, a nawet broń palną. Stawiają punkty kontrolne, nie wpuszczają "obcych" na swoje osiedla, nierzadko również wychodzą na ulice, by pomóc policjantom i żołnierzom oczyścić je z "terrorystów".
Na poniższym filmie widać jedną z takich sytuacji: najpierw grupa osób uzbrojonych głównie w kije (widać też maczety) zdziera plakat prezydenta Mursiego, a potem katuje leżącego mężczyznę.
Samowolka "komitetów ludowych" stała się tak poważnym problemem, że w niedzielę egipska policja zakazała ich tworzenia. To spora zmiana, bo wcześniej apele o formowanie takich grup emitowano na okrągło za zgodą władz w państwowej telewizji.
2. Bracia Muzułmanie nie mają broni
Bezbronni demonstranci i brutalne siły bezpieczeństwa – takie wrażenie można odnieść obserwując telewizyjne relacje z Kairu. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna. Oczywiście, większość zwolenników Mursiego usposobiona jest pokojowo i nie ma dostępu do broni, ale część (może nawet spora) dysponuje bardzo poważnym arsenałem. Znajomy Egipcjanin powiedział mi, że w grę wchodzi nawet broń przeciwczołgowa i podesłał mi to zdjęcie:
Na umieszczanych w internecie filmach i zdjęciach częściej można zobaczyć inną broń: głównie pistolety i karabiny maszynowe.
Skąd to wszystko? Odpowiedzi dostarcza m.in. raport "Voice of America", w którym czytam, że Egipt zalewa fala czarnorynkowej broni pochodzącej z sąsiedniej Libii. Wcześniej trafiała głównie do Syrii i do Strefy Gazy, ale "jak alarmują egipscy oficjele, w ostatnich tygodniach coraz częściej dostarczana jest do skrajnych ugrupowań" w kraju nad Nilem. Na przykład w lutym egipskie służby przechwyciły samochód przewożący 60 pocisków przeciwpancernych.
3. Bractwo atakuje kościoły
Często spotykane uproszczenie, ale jeśli zdamy sobie sprawę, jak szeroka jest w Egipcie flanka radykalnego islamu, trudno wysnuć taki wniosek. Komentarze internautów brzmią czasem tak, jakby to Bractwo było najbardziej skrajnym ugrupowaniem albo jakby wszystko, co umiejscowione jeszcze bardziej na prawo, lądowało na jego koncie. Tymczasem np. salafici to ruch kompletnie odrębny, działający niezależnie od Braci, czego dowodem jest chociażby fakt, że ich partia Al Nur poparła obalenie prezydenta islamisty (sic!).
Czy winowajców ataków na kościoły należy więc szukać w kręgach sympatyków Bractwa? Być może. Ale czy Bractwo jako organizacja wzywa do przemocy wobec chrześcijan i ją aprobuje? Niekoniecznie.
"Potępiamy wszelkie ataki na Koptów. Nawet jeśli liderzy koptyjskiej społeczności z jakichś powodów brali udział w przewrocie z 3 lipca [koptyjski papież poparł zamach stanu – red.], to nie usprawiedliwia ataków na nich" – stwierdził ostatnio rzecznik Bractwa Ahmed Aref.
W tym kontekście pocieszająco wyglądają obrazki, gdzie widać, jak muzułmanie próbują ochronić przed napastnikami kościół. Swoją droga, skoro tak łatwo przychodzi powiedzieć, że to Bracia palą i plądrują chrześcijańskie świątynie, to dlaczego z tą samą łatwością nie przypisać im ich obrony. Mają brody? Mają. To muszą być Bracia!
4. Bracia to terroryści
"Warto byłoby przybliżyć czytelnikom naturę Bractwa Muzułmańskiego cytując jego motto: 'Allah jest naszym celem. Prorok naszym przywódcą. Koran naszym prawem. Dżihad naszą ścieżką. Śmierć na ścieżce Boga jest naszą jedyną nadzieją'" – zaproponował pod moim ostatnim tekstem o Egipcie jeden z czytelników. Rzeczywiście, warto, bo większość obserwatorów ocenia Bractwo czarno-biało. Część mówi: terroryści. Część: demokraci. Tyle że historia tej organizacji jest doskonałym zaprzeczeniem tezy, że świat jest czarno-biały. W wielkim skrócie, wygląda tak: do lat 70. – terroryści. Potem – demokraci.
Kiedy egipski nauczyciel Hassan al Banna zakładał Bractwo w 1928 roku rzeczywiście była to organizacja, w której dopuszczano metody terrorystyczne. Już na początku działalności tworzono w niej małe zbrojne komórki, a aktywistów szkolono do walki. Było też drugie oblicze – niesamowita praca społeczna, która polegała na budowaniu szkół, prowadzeniu aptek, nauczaniu, pomocy najuboższym, walce o prawa pracownicze i wielu innych działaniach.
Kulminacja terroru Bractwa przypadła na lata po II wojnie światowej. To członek Bractwa w 1948 roku zamordował egipskiego premiera, a inny kilka lat później próbował zabić prezydenta Gamala Abdel Nasera. To Bracia stali za wieloma innymi zamachami i morderstwami, za co w końcu zostali zdelegalizowani.
W latach 70. radykalnie zmienili jednak taktykę i wyrzekli się przemocy, co doprowadziło do wewnętrznych konfliktów (część działaczy odeszła zakładając inne terrorystyczne ugrupowanie Gama Islamiya) i zatargu z Al-Kaidą, która odrzucała pokojowe półśrodki. Od tego momentu, a już w szczególności po rewolucji z 2011 roku, Bractwo jest na drodze demokracji. I choć nie brak doniesień, że wspiera, faworyzuje bądź tylko biernie ułatwia życie islamskim fundamentalistom, nie ma dziś powodów, by określać je mianem organizacji terrorystycznej (tym bardziej, że wygrało pięć ostatnich wyborów z rzędu). Co nie zmienia faktu, że wkrótce takich powodów sami Bracia mogą dostarczyć wiele...