Ania Lisewska w ramach maratonu seksualnego chce przespać się ze 100 tys. mężczyzn na całym świecie
Ania Lisewska w ramach maratonu seksualnego chce przespać się ze 100 tys. mężczyzn na całym świecie Fot. http://www.youtube.com/watch?v=dc_apUkufX8

394 osoby – z tyloma mężczyznami przespała się rzekomo Anna Lisewska, 21-latka z Warszawy, która urządzając seks maraton chce pobić rekord liczby kochanków. I choć w sieci nie brak wątpliwości, czy w ogóle istnieje, z miejsca stała się bohaterką tabloidów, portali plotkarskich, a także wielu internautów. Ci z jednej strony deklarują, że nią gardzą, a z drugiej – klikają i oglądają. – Seksualna perwersja przyciąga o wiele bardziej niż pieniądze i wszystko inne razem wzięte – mówi naTemat psycholog społeczny prof. Zbigniew Nęcki.

REKLAMA
Ania Lisewska to prawdziwa osoba czy może postać wykreowana dla żartu albo na potrzeby jakiejś prowokacji? – pytają w komentarzach internauci, którzy uważnie śledzą losy studentki z Warszawy. Jedno jest pewne: jeśli to rzeczywiście prowokacja, to trzeba przyznać, że bardzo udana – niebywałe zainteresowanie seks maratonem dostarcza mnóstwo materiału do analizy.
Ciekawostka przyrodnicza
Paulina Młynarska, blogerka naTemat, prowadząca program "Miasto Kobiet" w TVN Style, całe internetowe zamieszanie wokół Lisowskiej i jej "akcji" obserwuje z niesmakiem i zdziwieniem. Jak twierdzi, sposób zwrócenia na siebie uwagi, jaki zastosowała 21-latka, jest stary i bardzo sprany. – To w latach 60. i 70. cały ten ruch hipisowski, dzieci kwiaty, traktował tego typu manifestacje jako wyraz sprzeciwu wobec tradycyjnego, mieszczańskiego, purytańskiego porządku. Gadanie o tym dzisiaj, kiedy seksem ocieka każda strona gazety, każda reklama w telewizji, jest bez sensu – mówi naTemat.
Może i bez sensu, ale jednak działa. Pytanie, dlaczego? Młynarska tłumaczy to zwykłą ludzką ciekawostką i tym, że po prostu lubimy pogapić się na dziwadła.
– To działa na zasadzie ciekawostki przyrodniczej. To jest granie na instynktach: ludzie są przecież wścibscy – dodaje.
Innego zdania jest prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Jest taka jedna, zagadkowa motywacja: to erotyka i związane z nią zakazy. Owoc zakazany smakuje czytelnikom najlepiej, a jeśli dziewczyna chwali się publicznie ilością partnerów, to przecież łamie normę obyczajową i społeczną – przekonuje.
– Poza tym nie ma nic silniejszego niż popęd seksualny, a perwersje pokazywane publicznie tylko go rozbudzają. To jest ciekawe, bo z jednej strony najchętniej tę dziewczynę spalilibyśmy, ale z drugiej chętnie ją oglądamy i słuchamy.
Mozil i setki kobiet
Prof. Nęcki zwraca uwagę jeszcze na coś innego. Mianowicie, że chwalenie się ilością partnerów seksualnych jest szczególnie modne u celebrytów. Przykładem może być choćby Czesław Mozil, który jakiś czas temu znalazł się w centrum zainteresowania, bo na pytanie "ile dziewczyn miałeś?" odpowiedział z dumą: "Szczerze? Ta liczba jest na pewno trzycyfrowa! Ja po prostu kocham kobiety". Tak jakby setki kochanek miały go dowartościować w oczach publiki.
– W przypadku celebrytów kompletnie tego nie rozumiem. Albo nie myślą albo naprawdę są z tego dumni. A przecież to są takie przechwałki z czasów, kiedy powstawał "Playboy" i "Hustler" – komentuje Paulina Młynarska.
Po co to robią? – Jeśli chodzi o mężczyzn, to jest to nic innego jak gra rywalizacyjna. Od małego konkurują: kto dalej siknie, kto pobiegnie, potem kto ma lepszy samochodów, a w końcu, kto ma więcej partnerek. Z kolei w rywalizacji kobiet to potwierdzenie atrakcyjności i powodzenia – ocenia w rozmowie z naTemat seksuolog Wiesław Sokoluk.
Pocieszeniem może być fakt, że u naszych celebrytów tego typu seksualne wyścigi to jednak wciąż jednostkowe przypadki. Co innego na zachodzie, o czym pisze nasza blogerka Marysia Mucha: "Keith Richards przypisuje sobie zasługę uwiedzenia równego tysiąca kobiet. Ex equo z podstarzałym rockmanem znalazł się 50-letni Earvin 'Magic' Johnson. Legendarny koszykarz również chwali się tysiącem partnerek. Lepszy wynik osiągnął Lemmy Kilmister. Ten 64-letni dziś muzyk, lider zespołu Motorhead, twierdzi, że uprawiał seks z 1200 kobietami".
Na liście znaleźli się też Julio Iglesias (3 tys. partnerek), Jack Nicholson (2 tys.) i Charlie Sheen (rekordowe 5 tys.).
Pokaż na co cię stać
Co innego jednak gwiazdy, a co innego osoby nieznane publicznie, jak Lisewska.
– Wiele osób ma potrzebę dzielenia się swoim życiem seksualnym, a szczególnie w internecie granice intymności i tego, co prywatne, są bardzo płynne. Ta dziewczyna przesunęła je bardzo daleko. Pewnie po prostu dlatego, że uważa, że to czyni ją bardzo wartościową – uważa Sokoluk.
Młynarska mówi z kolei, że "im chodzi tylko o zwrócenie na siebie uwagi". – W moim programie też to obserwuję przychodzą goście i publicznie opowiadają o tego typu rzeczach, mają potrzebę mówienia też o nietypowych preferencjach seksualnych. Być może ich życie jest szare, nudne i nijakie, a w ten sposób pokazują na co ich stać. To dla nich sposób na wybicie się – stwierdza.
Rzeczywiście, studentka z Warszawy może być bodaj pierwszą osobą, która "wybije się" na karierę w tabloidach oferując usługi seksualny. Pod warunkiem, że w ogóle istnieje.