– Już wiem, że ten system musi się zawalić napisał w felietonie Szymon Hołownia. O czym mowa? O polskiej służbie zdrowia, z którą publicysta, chcąc nie chcąc, zetknął się gdy podczas wypadu na Podkarpacie, doznał kontuzji. Podkarpacki szpital nie jest jednak wyjątkiem. Tylko w pierwszym kwartale tego roku skargę na to jak funkcjonuje nasza służba zdrowia złożyło ponad półtora tysiąca osób. Sprawdziliśmy, gdzie jest najgorzej.
Co tak bardzo oburzyło Szymona Hołownię? Niemili, wrogo nastawieni do pacjenta lekarze, długa kolejka na ostrym dyżurze i to, że nie mógł zapłacić za to by móc być przyjętym szybciej. Jak pisze, ze skręconym stawem skokowym spędził w szpitalu cztery godziny, w czasie których niepotrzebnie zajął czas dwudziestu osobom.
Czy na podstawie tego co spotkało Szymona Hołownię można wyciągać wnioski dotyczące stanu służby zdrowia w całym kraju albo chociaż samym województwie podkarpackim?
– Nie ma czegoś takiego jak barometr, który by pokazywał, że w tym miejscu jest dobrze a w tamtym miejscu jest źle. Wszystko zależy od tego na kogo trafimy i z kim będziemy mieli do czynienia – mówi w rozmowie z naTemat.pl prezes Federacji Pacjentów Polskich Stanisław Maćkowiak. – To jest oczywiście chore, ponieważ systemowo zawsze powinniśmy trafiać na porządnego człowieka. Nie zawsze jednak jest różowo. Jest czarno, biało i szaro, różnie – dodaje i jako przykład podaje wspomniane Podkarpacie.
Ze słów Stanisława Maćkowiaka wynika, że Szymon Hołownia źle trafił, po prostu miał pecha. – Ja mam bardzo dobre doświadczenia ze służbą zdrowia na Podkarpaciu. Przed dwoma laty byliśmy tam z grupą dzieci chorych na rzadkie choroby genetyczne i tak się złożyło, że wielokrotnie korzystaliśmy tam z publicznej służby zdrowia. Między innymi z jednego z tamtejszych szpitali. W naszym przypadku obsługa była ciepła i serdeczna. Absolutnie nie mieliśmy żadnych uwag – dodaje.
Jego zdaniem trudno wyciągać generalne wnioski z pojedynczych przypadków i oceniać na ich podstawie jakość działania służby zdrowia w danym mieście czy województwie.
NFZ zbiera skargi
Jednak można ją oceniać na podstawie danych zgromadzonych przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Jak wynika z informacji przesłanej do naszej redakcji przez biuro prasowe NFZ-u tylko w pierwszym kwartale tego roku do Centrali Funduszu i jego Oddziałów wpłynęło ponad tysiąc sześćset skarg od pacjentów. Co trzecia z nich dotyczyła jakości świadczeń udzielanych w różnych obszarach służby zdrowia.
Szpitale
Pacjenci skarżą się między innymi na to, co dzieje się w szpitalach. Narzekają na sposób i jakość udzielanych świadczeń, na to, że odmawia się im przyjęcia do szpitala z powodu rejonizacji, na trudności w przeprowadzeniu badań przed planowanym zabiegiem a także na to, że zmienia się terminy operacji i pobiera opłaty za gwarantowane świadczenie szpitalne.
Lekarze specjaliści
W przypadku lekarzy specjalistów pacjenci narzekają szczególnie na sposób w jaki funkcjonują poradnie urazowo-ortopedyczne, okulistyczne, położniczo-ginekologiczne i kardiologiczne. Na nieuwzględnianie w rejestracji pilnych przypadków, zmienianie terminów konsultacji bez informowania o tym samego zainteresowanego czy odmawianie wizyt domowych.
Lekarze pierwszego kontaktu
To na lekarzy pierwszego kontaktu pacjenci skarżą się najczęściej! Dlatego, że odmawiają oni wystawiania skierowań na badania, nie chcą przyjeżdżać na wizyty domowe, na wizyty u nich trzeba czekać zbyt długo i na dodatek każą sobie za nie płacić. Zdarza się także, że pacjenci kwestionują kwalifikację lekarzy pierwszego kontaktu.
Gdzie jest najgorzej?
Z danych przesłanych do nas przez NFZ wynika, że najwięcej skarg jest zgłaszanych na Mazowszu, a najmniej na Lubelszczyźnie i Pomorzu.
Gdzie trafia najwięcej skarg od pacjentów:
- mazowiecki oddział NFZ: 185 skarg
- śląski oddział NFZ: 165 skarg
- dolnośląski oddział NFZ: 140 skarg
- łódzki oddział NFZ: 105 skarg
- centrala NFZ: 60 skarg
Narodowy Fundusz Zdrowia sprawdza wpływające skargi. W pierwszym kwartale tego roku zarządził przeprowadzenie kontroli w 37 przypadkach.
Gdzie trafia najmniej skarg pacjentów:
- małopolski oddział NFZ: 14 skarg
- lubelski oddział NFZ: 13 skarg
- pomorski oddział NFZ: 13 skarg
W kontekście tych danych trudno dziwić się oburzeniu Szymona Hołowni. Po prostu w podkarpackim szpitalu spotkał się z tym, z czym na co dzień muszą mierzyć się tysiące Polaków.
Pogłębiając uraz, przemierzyłem trzy kilometry korytarzy i schodów. Pierwszy lekarz przemówił do mnie ludzkim głosem po dwóch godzinach. Szpital mógł na mnie zarobić parę stów – wyśmiano mnie, mówiąc, że przecież już zapłaciłem ZUS. CZYTAJ WIĘCEJ