– Student? To niestety dziękuję, studentom nie wynajmuję – takiej formułki wysłuchiwałem wielokrotnie dzisiejszego poranka, gdy na potrzeby tego tekstu próbowałem wynająć mieszkanie. Z podobnym problemem mierzą się teraz tysiące studentów – w końcu rok akademicki za pasem. Niektórzy już na etapie ogłoszeń piszą, że studentom wynajmować nie zamierzają. Dlatego, że robią gigantyczny bałagan, nie szanują rzeczy, niszczą mieszkanie, a do tego potrafią sprowadzić na właściciela naprawdę grube problemy – imprezy i policja to jedne z mniejszych zmartwień.
Ostatnio, podczas szukania mieszkania, znajoma trafiła na nie lada problem pt. studentom dziękujemy. Jest na trzecim roku i szukała ładnego, zadbanego i dużego mieszkania, które chciała wynająć razem z koleżankami. Jeden z właścicieli bardzo kręcił nosem na fakt, że to trzy studentki. Jeszcze bardziej nie podobało mu się, że mieszkać miałyby same dziewczyny, bo podobno to dziewczęta robią bardziej huczne imprezy niż mężczyźni. Ostatecznie właściciel się zgodził, ale dopiero po tym, jak dokładnie wypytał koleżankę: gdzie pracuje, na jakim stanowisku, jak długo chce mieszkać, co studiuje. Bez pierwszego punktu na tej liście nie byłoby mowy o wynajmie.
Takie podejście, niestety, jest na porządku dziennym. Nic dziwnego – studenci, jak określają bez ogródek właściciele, to: świnie, fleje, syfiarze, chamy i wandale, a do tego często nie mają szacunku ani dla mieszkań, ani dla innych ludzi. – Przykro mi, ale wynajmowałem studentom trzy razy i tylko do trzech razy sztuka. Nigdy więcej, bo z wami są same problemy – słyszę, gdy próbuję wynająć mieszkanie.
Wyżej wymienione określenia usłyszałem dzisiaj podczas kilku rozmów telefonicznych. Udawałem, że chcę jako student wynająć mieszkanie. Okazuje się, że bałaganiarstwo, to jeden z mniejszych grzechów studentów-lokatorów.
1. Z dwuosobowego mieszkania robią komunę
Na pierwszy rzut ładne, ale proste mieszkanie na warszawskim Gocławiu. Dwa pokoje, kuchnia, łazienka. Gdy pytam o wynajem, właściciel stwierdza od razu, że mam młody głos. Od razu pyta, czy jestem studentem. Odpowiadam, że tak, pracuję i studiuję naraz. "To muszę panu podziękować" – słyszę. Gdy pytam o powód, bez ogródek opowiada mi, jak poprzedni lokatorzy – właśnie studenci – zrobili sobie z jego mieszkania prawdziwy skłot.
– Docelowo miały tam mieszkać dwie osoby, a mieszkało dziesięć. Syf w mieszkaniu był moim najmniejszym problemem. Największym byli sąsiedzi, którzy zaczęli na mnie nasyłać policję, bo ta grupa tak zatruwała życie całej klatce schodowej. Wiecznie głośna muzyka, zdarzały się potłuczone butelki na korytarzu. Teraz wynajmuję tylko rodzinom – wspomina mój rozmówca.
2. Uciekają, nie płacąc albo nie płacą na czas
Kraków – 3 pokoje, kuchnia, łazienka. Ładne i zadbane, widać, że niedawno był remont, a meble są w miarę nowe. Udaję, że chciałbym wynająć z jeszcze dwoma kolegami. I dopiero, gdy o tym wspominam, właściciel zaczyna mnie dopytywać, czy "studenciaki".
– Wie pan, bo ja bym wolał jednak nie studentom, tylko małżeństwu jakiemuś. Miałem nadzieję, że może pan z żoną albo dziewczyną chociaż... – zaczyna nieśmiało mój rozmówca. Mówię mu, że jestem całkiem odpowiedzialnym studentem, pracuję, regularnie płacę, nie ma problemu. Na co on odpowiada, że póki mam pracę, to faktycznie problemu nie ma, ale jak ją stracę, to on na tym źle wyjdzie. – Poprzedni studenci, paczka kumpli, z dnia na dzień zniknęli. Zabrali rzeczy, zamknęli drzwi, zostawili liścik, że przepraszają, ale nie mają kasy. Klucze do skrzynki na listy i tyle ich widziałem – tłumaczy właściciel.
Kiedy mu odpowiadam, że przecież podpisujemy umowę, ma moje dane i może mnie ścigać, rozmówca z rezygnacją stwierdza, że to tak samo jak z szukaniem skradzionego telefonu. – Próbować można, tylko więcej zachodu niż miałbym z tego pożytku – stwierdza. Ostatecznie jednak, po wielu zapewnieniach, udaje mi się umówić chociaż na oglądanie mieszkania.
3. Urządzają imprezy, palarnie
To była najkrótsza rozmowa o wynajem, jaką przeprowadziłem. Składała się może maksymalnie z 10 zdań. Z nich dowiedziałem się, że poprzedni studenci tak napalili papierosami w mieszkaniu, że właściciel już od pół roku, bezskutecznie, próbuje je wynająć komukolwiek – byle nie studentom. – Dzisiaj zna mnie całe osiedle, bo takie imprezy robili – dodaje mój rozmówca z Poznania.
Brak szacunku do mieszkań, to częsty wymieniany powód, dla którego właściciele nie chcą dawać ich pod opiekę studentom. Połamane fotele i łózka, brud, zepsute sprzęty – to niestety żadna nowość dla wynajmujących. Pod to podchodzą imprezy i wzywanie policji. Tutaj jednak nie trzeba szczegółów – kto choć raz był lub widział studencką imprezę, ten wie, czym może się to skończyć.
4. Nie szanują mieszkań, robią syf – w nowym wymiarze
Już nie bałagan, a prawdziwy syf-armageddon. W tej kwestii do dzisiaj wspominam historię znajomego, który musiał wymienić zamki w drzwiach, kiedy studenci wyjechali na wakacje. Okazało się, że zajmując lokal przez dwa miesiące praktycznie nie wyrzucali z niego śmieci. Po czym wyjechali na tydzień i wszystko zostawili na środku mieszkania w kilku rozpadających się torbach.
Efekt: robaki zalęgły się błyskawicznie. Gdy właściciel tam wszedł, stwierdził: nigdy więcej. Zmienił zamki, studentów uprzedził, że mogą szukać nowego lokum, a na wyprowadzkę będą mieli dwie godziny, jak wrócą. Gdy dzisiaj go o to pytam, nadal się wścieka. – Śmieci to było tylko jedno. W łazience syf taki, że brzydziłbym się tam wejść pod prysznic. Wykładzina straciła oryginalny kolor, były na niej niespieralne plamy. Ściany w jednym z pokojów pozalewane jakimiś napojami, w niektórych miejscach podłoga się kleiła. No i te robaki, przez to musiałem oddać mieszkanie do niemal generalnego remontu – wspomina Marek z Warszawy. Od tamtej pory wynajmuje tylko parom.
Na wszystko jest sposób
Studenci mają jednak na to sposoby. Jeden ze znajomych, który miał problemy ze znalezieniem mieszkania właśnie z powodu niechęci właścicieli do tej grupy, przyznaje, że najczęściej wystarczy powiedzieć, że się pracuje. Wtedy właściciele od razu przychylniej patrzą na taką osobę. W końcu młodzi też mogą pracować. A jeśli do tego pracujemy w branży uważanej za odpowiedzialną i prestiżową, to jest jeszcze lepiej. Mi udało się w ten sposób przekonać dziś jednego rozmówcę.
Niechęć do studentów nie jest jednak nowym zjawiskiem. Nie jest też tak, że nagle w ostatnich latach coraz więcej osób przestaje wynajmować studentom. – Nie jest to trend ani rosnący, ani malejący. Z mojej obserwacji wynika, że jest po prostu stały odsetek osób, które uważają studentów za słabych lokatorów – mówi nam Grzegorz Korodko z agencji nieruchomości LLMAG. Niestety, temu odsetkowi nie ma się co dziwić – studenci sami są sobie winni.